piątek, 6 czerwca 2014

Choroba JJayJokera?

Witam ^^ Będę tu używać tak dużo emotikonek, buziek i wszelkich kupek tak jak kiedyś xD

Dzisiaj mija miesiąc i 16 dni od wzięcia urlopu (20 kwietnia). 3.000 wyświetleń przez ten czas, wow!
I teraz... Pewnie wiele z Was zastanawia się czy wrócę. A, no muszę to przemyśleć ;P
Chyba potrzebuję więcej czasu do namysłu, odpoczynku od szkoły...! Wiecie, albo i nie, to nie jest takie łatwe. Strasznie dużo czasu poświęcam pisaniu i poświęcałam tutaj, zbyt dużo. W końcu nie byłam w stanie tego udźwignąć. Blog komentuję ciągle te same osoby, nie powiem, że sprawia mi to ogromną przyjemność, ale i tak wiem, że one skomentują. Po prostu kiedy patrzę ile inni osiągnęli chcę to rzucić. Ale to byłoby głupie! Piszę ten post, żebyście mniej więcej wiedzieli jaka jest sytuacja! ;*
Odniosłam słuszne wrażenie, że Violetta nie cieszy się już takim zainteresowaniem jak kiedyś, sama teraz jej nie oglądam. Nie przepadam z Tini, jakoś tak xD
Mam taki bałagan w głowie, nie wiem jak to poukładać. Według mnie osoba, która zakłada bloga zobowiązuje się do jego prowadzenia. A ja? Sama nie wiem co mam robić. Ostatnio na wszytko brakuje mi weny. Od kiedy zaczęłam pisać ten post boli mnie głowa. I... Jakoś strasznie się przywiązałam do tego miejsca i ciężko mi tu wracać. Tak, potrzebuję odpoczynku!
Do zobaczenia! ;*

niedziela, 20 kwietnia 2014

3~ Your smile can change all the world [NEVER GIVE UP]

"Nigdy się nie poddawaj, bo kiedy się poddasz Ci, którzy w Ciebie nie wierzyli wygrają."
~Berry

PIOSENKA

Cześć, jestem Berry. Urodziłam się 9 kwietnia 2001 roku. Od 2003 mieszkam tu gdzie mieszkam.
Pochodzę z Poznania i tu żyję. W roku 2006 przyszedł na świat mój brat, Kuba. Zaś 2 lata temu, najmłodszy z nas, Michał. Od zawsze kocham fotografować wszystko, rysować, zajmować się muzyką oraz pisać. Nie robię nic na siłę. Czasami potrzebuję wsparcia. Znalazłam przyjaciół, którzy mi je okazują. Nie będę tu mówić kto to, bo prawdziwy przyjaciel wie, że nim jest. Twierdzę, że człowiek musi się rozwijać, a smutki trzeba pozostawiać w tyle. Przez całe życie szukamy odpowiedzi na nie zliczone pytania. Może otrzymamy na nie odpowiedź?
Staram się pokonywać lęki i próbować, bo zawsze coś może nam się udać. Nie przejmuję się opinią innych, bo to ja mam się sobie podobać i to dla mnie to co robię ma być słuszne. Nie, nie chcę z siebie robić jakieś "mentorki życiowej" pisząc to. Po prostu piszę jak jest. Nie umiem kłamać, ukrywać emocji. No, może czasem... Szczery uśmiech pojawia się tylko i wyłącznie wtedy, gdy mam powód. Z kolejną sekundą staram się robić wszystko lepiej i dokładniej. Nie zawsze to się udaje...
W swoim, jakże krótkim życiu, spotkałam wiele ludzi nie godnych moich łez, ale i takich na których mogłam i mogę liczyć. Nie jestem odważna, po prostu staram się być sobą. Może i uznaję swoje racje, ale staram się dążyć do celu, który wybrałam. A kiedy już go osiągnę, będę najszczęśliwsza. Wtedy Ci co we mnie nie wierzyli, przekonają się że warto walczyć do końca. Zastanawiam się często, że robię z siebie idiotkę... Ale nie o to w tym chodzi.
W roku 2004 zaczęłam uczęszczać do przedszkola. Po 4 latach przystąpiłam do nauki w szkole. Zawiodłam się na, nie których osobach, ale i poznałam najlepszych ludzi. Uważam, że nic nie stało się przypadkiem. To wszystko co się teraz dzieje ma głęboki sens. Więc jeśli nie wtedy, to prędzej czy później, by się to wydarzyło.
Ale zmierzam do zupełnie czegoś innego...
Piszę już od pierwszej klasy... Zapewne jeśli jutro będzie mi się chciało dokończyć i wygrzebać opowiadania ze starego laptopa, to na pewno je dostaniecie.
Pasja związana z pisaniem i z Violettą skłoniła mnie do założenia bloga. Blog powstał 16 września 2013 roku. Czy dużo osiągnęłam? Dla mnie tak. 21.000 wyświetleń. Nieźle. Ale ta historia się jeszcze nie kończy. Nie chcę zakończyć historii z tym blogiem, ale może powinnam? Chciałabym coś wytłumaczyć, otóż: "Dlaczego na tym blogu nie pojawia się rozdział od jakichś 3 tygodni?" Nie umiem. Zaczynam się wypalać. Każda świeczka kiedyś się wytopi, a każdy ogień zgaśnie. Co z tego, że mam coraz więcej czasu? Może i mam pomysł. Ale mam też inne pomysły nie do zrealizowania. Nie umiem już o tym pisać... Pamiętam jak w wakacje powtarzałam: "Vilovers na zawsze!" A teraz co? Już nie, nie jestem nią. Jest mi ciężko, bo odchodząc zraniłabym i Was, i siebie. Czuję, że moje miejsce jest gdzie indziej. Ale nie potrafię odejść z tego bloga. Za szybko się przywiązuję, jest to moja kolejna wada. Może i mam miliardy wad, ale mam jedną zaletę: "Walczę do końca, nie rezygnuję, nie poddaję się" . I tak będzie tym razem. Może po prostu muszę odpocząć? Jeśli nasza pasja nagle staje się przytłoczeniem, nie możemy dalej tak postępować. Niedługo nowa szkoła, nowi ludzie... Nie wiadomo jak to się potoczy...
Postanowiłam, że póki co, nie zawieszę bloga. Chcę wziąć urlop. Nie chcę się budzić z myślą, że znowu trzeba napisać rozdział. Stanowczo muszę odpocząć. Biorę urlop na czas nie określony... Wiem jedno, 17 września – odejdę z tego bloga, to jest pewne. A na razie nic jeszcze nie wiem. Może spróbuję coś napisać... Bo piszę. Piszę na tym blogu KLIK. I idzie mi łatwo. Wszystko szybko wychodzi... Może dlatego, że jest on prowadzony z przewspaniałą osobom? Ale myślę, że także z innego powodu. Wiem, też że NIGDY nie usunę tego bloga... Ale na pewno nadejdzie taki czas, że Google go usunie... Albo sam serwer zostanie zlikwidowany. Blog bardzo dużo dla mnie znaczy. To mój drugi świat... Lecz na jakiś czas muszę od niego odpocząć.
Dzięki niemu poznałam tyle fantastycznych osób! Przyjaciele... Choć blisko to aż tak daleko. I nic nie możesz zrobić. N I C! Ale zrobisz to, w przyszłości.
ZAPAMIĘTAJCIE: NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ, ZAWSZE TRZEBA DĄŻYĆ DO CELU. MOŻE I JESTEŚ KIM JESTEŚ, ALE TWÓJ UŚMIECH MOŻE ZMIENIĆ CAŁY ŚWIAT! STAWIAJ POPRZECZKĘ WYŻEJ, BO TO CZEGO SIĘ TERAZ NAUCZYSZ, WPŁYNIE NA TWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ.
Wiele się tu nauczyłam, ale biorę urlop. Nie, nie zawieszam bloga...
Wiem, że to jest beznadziejne. A to powinno być w dopisku... Ale jest to One Shot, który opowiada o blogu, który jest moim cząstką mojego życia. Czy chcecie czy nie... Nazwę to rozdziałem. Rozdziałem mojej historii życia.
~♣~

Chyba nic nie muszę mówić. Popłakałam się. Zrozumcie. :)
Na zawsze, Ber... Jagoda ♥  [Znacie moje imię, już nie jestem ninją] .
Ola, PRAWIE się nabrałam ♥
I zapomniałam Wam powiedzieć, że zmieniłam nazwę ;*
Dziękuję za te 21.000 ♥ za komentarze, za wszystko.

piątek, 11 kwietnia 2014

BERRY WYPAROWAŁA?!

Dobra, juża wyjaśniam! ; p
Dlaczego nie było rozdziału? Otóż Berry, gdy ma czas to pomysły z głowy uciekają [to nie po polsku] .
Gdy Berry ma czas, to nagle wszystkie pomysły uciekają, a kiedy jestem [np. lekcje] mam tyle pomysłów! -.-
Postaram się dodać rozdział w weekend, najprawdopodobniej sobota ;)
Bardzo chciałam podziękować WSZYSTKIM osobom, które złożyły mi życzenia [Maddy widziałam Twoje c;] . Moje gg było pozytywnie zaspamowane ;D
Dzisiaj rozdziału nie napiszę, bo jestem wykończona, Kamila... USUŃ TO ZDJĘCIE! ;P
Teraz zmykam coś dokończyć pisać? Nie wiem jak to nazwać xd
Do kolejnego ♥

wtorek, 1 kwietnia 2014

Przepraszam.

Nie wiem od czego tu zacząć. Wszystko się skomplikowało... Ze mną jest coraz gorzej, a pomysłów brak...
Postanowiłam.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Odchodzę z bloga. Wydaje mi się, że jest to dobra decyzja. Chcę spróbować czegoś innego.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Hahaha xd Nabraliście się? xd
Prima Aprilis ; p
Ja już naprawdę nie mam co po nocach robić xddd
Tak się chciałam popsocić, bo jestem wredna i gupia ; )
Zaraz zmykam spać #.#
Ten post nie ma żadnego sensu xddd
Chcę znać Waszą reakcję, pewnie się ucieszyliście ; p
Do nexta ;*

OS~ Przyjaźń mimo wszystko

"Wszystko jest proste, gdy ma się osoby, dla których warto żyć."
~Berry Verdas


W życiu potrzeba przyjaciół. Oni są jak rodzina, przynajmniej powinni. O każdej porze dnia i nocy, możesz zadzwonić, a on zawsze przyjdzie.
Przyjaciele to nie wszystko czego potrzeba, by nasze życie było kolorowe.
Po pierwsze rodzina. Prawdziwa, która wierzy w Ciebie, kocha, potrzebuje Cię.
Drugą rzeczą, oprócz przyjaciół, jest uśmiech. To o nim prawie zawsze zapominamy, gdy ktoś się uśmiecha daje nam to dużo radości.
Po trzecie, nie możemy zapomnieć, o samowystarczalności. Trzeba umieć sobie poradzić, gdy nie mamy nikogo.
Czwartą rzeczą są podpory. Mądre cytaty, rozmowy z ludźmi. To musi dawać nam siłę.
Można, by jeszcze dodać coś o wierze w siebie, słuchaniu muzyki, pozytywnym myśleniu...
Ale nie oto chodziło autorce tego opowiadania, żeby było tu wprost napisane jak żyć, jakie jest życie. Nie! To ma być zagadka...
Dobrze, ale co jeśli znamy teorię, a nie umiemy jej wykorzystać w praktyce? No, właśnie...

~♣~

Brunetka, wraz z przyjaciółmi, szła ulicą. Tylko w ich towarzystwie na jej twarzy malował się uśmiech. Ale nie był on szczery, prawdziwy. Nie miała do tego powodu. W domu musi znosić kłótnie rodziców, nie wie czy ma ufać swoim przyjaciołom. Ma tylko jedną, prawdziwą przyjaciółkę. Mieszka na drugim końcu kraju. Ostatni raz widziały się parę miesięcy temu, w szpitalu. Alex jest w szpitalu, umrze na raka. Ta okropna choroba powoli przejmuje jej całe ciało. Violetta nie może nic na to poradzić. Codziennie prosi, błaga, by Alex wyzdrowiała.
Brunetka codziennie otwiera książkę z cytatami. Ale nic z tego nie ma. W jej głowie pozostaje kolejny tekst. Często siada w nocy na łóżku i płacze.
Ona nie użala się nad sobą. Przecież ma "rodzinę" i "przyjaciół" . Płacze, bo nie może pojąć dlaczego Alex ma umrzeć. Dlaczego tak niesamowita osoba ma odejść? Dlaczego nie ona? Marna Violetta? Przecież Alex ma rodzinę... Wszystko czego można zapragnąć! Violetta nie ma nic i nikogo. Ma tylko Alex, Alex która jest 400 kilometrów stąd. Lekarze dają jej maksymalnie dwa miesiące. Je
Jest taka możliwość, raczej marzenie, że z tego wyjdzie. Szansa jest jak jeden do biliona. Lecz Violetta codziennie budzi się z myślą, że jej najlepsza przyjaciółka wyzdrowieje. Kiedy przychodzi ze szkoły, idzie do pokoju. Najczęściej siada na łóżku, chwyta do ręki gitarę i gra. Komponuje, pisze teksty piosenek.
Od kiedy dowiedziała się, że Alex ma raka, zaczęła komponować. Wszystkie teksty i melodie są o prawdziwej przyjaźni, specjalnie dla Alex.
Wszyscy oprócz grupki jej, jakby się z pozoru wydawało, przyjaciół dokuczają Violetcie. Są to błahostki, lecz przez nie Violetta staje się coraz słabsza. Śmieją się z niej. Okłamują. Obgadują. Violetta mówi, że szkoła to wylęgarnia problemów. Być może to prawda, ale to właśnie w niej trzynastolatka, może dzielić się swoją pasją. Kocha muzykę, ona jej nie zdradzi, nie okłamie, nie wygada sekretu, nie wyśmieje.
Wiara, uśmiech i pasja - to jedne z najważniejszych rzeczy w życiu szóstoklasistki. Dziewczyna musi podejmować trudne wybory, choć jest dzieckiem. Dzieckiem, które nie może pojechać do swojej przyjaciółki. Nie! Może! Przecież może uciec! Może, ale nie umie. Nie umie, bo kiedy Alex umrze, ona - Violetta, zostanie sama. Nie będzie nikogo kto ją przytuli.
Nikogo kto ją pocieszy. Śmierć jest taka okropna! Ohydna, wstrętna. Niestety prawdziwa. Podobno po śmierci jest raj. Chyba, że idzie się do innego świata... Tam jest się nie śmiertelnym, nie ma zmartwień i chorób. Alex, kiedy umrze, będzie szczęśliwa - myśli Violetta.

~♣~

Kolejna noc. Violetta wzięła srebrną żyletkę. Była tępa, lecz na tyle ostra, by naznaczyć parę kresek na jej skórze. Z małych przecięć wyciekły dwie krople krwi. Brunetka wzięła do ręki chusteczkę. Było ciemno. Chusteczka okazała się kartką papieru. Cenną kartką, był to tekst jednej z jej piosenek. Tej najlepszej. Tylko o niej i Alex.
Teraz sięgnęła po prawdziwą chusteczkę. Łzy spływały, jak ulewa. Jej ręka była od krwi. Teraz twarz też. Takie są skutki ocierania łez ręką. Violetta wzięła jej czarną gitarę. Popatrzyła na kartkę i zaczęła śpiewać. Znała tą piosenkę na pamięć. Śpiewała ją codziennie. Wszystko wspomnienia związane z Alex, przeleciały jej przed oczami. To jak wrzucały się nawzajem do ciepłego morza, obrzucały się piaskiem, robiły miliony zdjęć, kupowały lody, gotowały, śpiewały, chodziły na zakupy. Razem się śmiał i płakały. I to wszystko ma się tak skończyć? Alex ma umrzeć sama? Już nigdy mam nie ujrzeć jej uśmiechu? Nie! Pojadę tam! Do niej! - postanowiła Castillo.
Do plecaka spakowała piżamę, trochę swetrów, spodni i bluzek. Po cichu przygotowała stos kanapek. Zabrała 10 butelek z wodą. Nie zapomniała o albumie ze zdjęciami jej i Alex. Wzięła telefon i ładowarkę, aparat i słuchawki. Szybko włożyła teksty piosenek do pokrowca z gitarą, po czym go chwyciła. Do rodziców napisała list:
"Mamo i Tato!
Jestem zmuszona, by wyjechać. Jadę do San Francisco. Do Alex. Jest chora na raka i prawdopodobnie umrze. Jest mi bardzo trudno podjąć tą decyzję, ale muszę. Jeśli chcecie to przyjedźcie. Chyba, że jest Wam to obojętne, zrozumiem.
Przepraszam za wszystkie moje błędy. Przepraszam, że w ogóle istnieje.
Na zawsze kochająca Was
Violetta"

Położyła małą karteczkę na stole kuchennym. W porę przypomniało jej się o pieniądzach. Zabrała portfel. Po czym przekręciła zamek w drzwiach. W dłoni ścisnęła zdjęcie - tata był ubrany w kapelusz rybacki, mama na głowie miała fikuśny kapelusik, zaś sama Violetta, miała na głowie chustkę. Po jej policzku poleciała słona łza. Tyle wspomnień. Nie wiedziała co zepsuło się przez parę lat, między nią a rodzicami. Spojrzała na medalik, który wisiała na jej szyi. Alex podarowała go Violetcie prawie rok temu. Na dwunaste urodziny. Od tego czasu ozdoba nie znikała z szyi brunetki. W środku wisiorka, w kształcie serca, widniało zdjęcie dwóch przyjaciółek - Violetty i Alex.
Brunetka uśmiechnęła się przez łzy. Ruszyła, aby wsiąść do pociągu. Na peronie kupiła bilet. Nikt nie zadawał zbędnych pytań. Dlaczego jedzie sama? Nie było nic takiego. Violetta wsiadła do pociągu. Za jakieś sześć godzin będzie w San Francisco. Potem tylko dostać się do szpitala.

~♣~

Alex Veleng nie mogła zmrużyć oka przez całą noc. Wiedziała, że niedługo umrze, ale nie mogła o tym myśleć. Nie mogła spać, bo czuła, że coś się stanie. Coś raczej przyjemnego. A jeśli tu chodziło o śmierć? Nie, zdecydowanie nie. Poczuła ukłucie w sercu. Być może to choroba, lecz czternastolatka powiedziałaby, że to z tęsknoty. Spojrzała na jej mamę. Alex posmutniała, gdy ją zobaczyła. To ja umieram, a nie ona. Dlaczego musi cierpieć?! Przecież to przeze mnie jest smutna - pomyślała dziewczyna.
Ciężko westchnęła. Jej mama od razu obudziła się. Spytała czy Alex czuje się dobrze. Dziewczyna odpowiedziała tak. Chodź była to nie prawda.
Mogłaby umrzeć teraz, ale musiała poczekać. Chciała usłyszeć głos Violetty, ostatni raz.

~♣~

Dziewczynę obudziły ciepłe promienie słońca. Obraz był jeszcze rozmazany. Szybko zamrugała swoimi powiekami. Ku jej zdziwieniu zobaczyła Violettę.
- To chyba jakiś żart... - podsumowała Alex.
- Nie, jak ja się stęskniłam! - odpowiedziała jej przyjaciółka. - Ale ja nie chce...
- Czego nie chcesz?
- Nie chcę patrzeć jak umierasz.
- To idź.
- Nie mogę, nie mogę Cię zostawić.
- To bądź tu i patrz jak umieram.
- Skończmy ten temat. - powiedziała Violetta. - Patrz co mam. - oznajmiła z uśmiechem.
- Pokaż. - odpowiedziała Alex.
- Pisałam te piosenki sama. One są o nas. - brunetka przytuliła dziewczynę o błękitnych oczach.
- Są piękne. - stwierdziła Alex. - Najbardziej podoba mi się ta. - wskazała na ulubioną piosenkę Violetty. - Ej, a co to jest? - spytała czternastolatka, wskazując na plamkę krwi.
- To... Nic. - odpowiedziała Violetta, szybko zakrywając jeden z rękawów swojej bluzki.
- Viola... Prosiłam.
- Przecież ja nic nie robię. To tylko kreski.
- Nie musisz. - Alex mocno przytuliła Violettę.
- Nie muszę, ale mogę.
- Najchętniej to, bym Ci wszystkiego żyletki, noże i igły wyrzuciła. - zaśmiała się Alex.
- A ja to bym Cię uderzyła... Ale za bardzo Cię kocham.
- Mam pomysł! Naucz mnie tej piosenki. - powiedziała uradowana Alex.
- Pewnie!
Violetta wzięła do ręki gitarę. Zaczęły śpiewać. Teraz było im najlepiej na świecie. I tutaj ta historia powinna się zakończyć, niestety tak nie jest...
~♣~

Brunetka obudziła się w sali. Ściany żółte. Trochę bolała ją głowa. Kiedy spróbowała sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia, uznała że czuje tylko pustkę i okropny ból głowy.
"Co się stało?" spytała samą siebie. Lekarka odpowiedziała jej, jak gdyby była wróżką.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć... - zaczęła nie pewnie.
- Niech pani mówi. - uśmiechnęła się Violetta, choć strach zjadał ją od środka.
- Sprawa nie jest łatwa. Po skomplikowanych badaniach okazało się, że jesteś chora.
- To pewnie przeziębienie, prawda?
- Niestety, nie. Jest to dość poważna choroba.
- Proszę, niech pani powie. - odparła zaniepokojona dziewczyna.
- Podobnie jak twoja koleżanka, Alex, masz raka płuc. - tu wzięła głęboki oddech. - Zostało Ci dwanaście godzin. Jeśli mogę coś zrobić...
- Proszę zadzwonić po moich rodziców, jeśli mogli by tu przyjechać, byłabym szczęśliwa. - odparła Violetta z uśmiechem, bardzo spokojnie. - Mam jeszcze jedną prośbę. Czy mogłabym te ostatnie godziny życie spędzić z Alex?
- Oczywiście. - odparła lekarka.
Może to dziwne, ale właśnie o tym marzyła Violetta. O tym, by umrzeć wraz z Alex. Za dwanaście godzin trafi do drugiego świata. Nie będzie czuła bólu, cierpienia, smutku.
- Mam pytanie. - powiedziała brunetka. - Ile Alex będzie żyła?
- Eh, przypuszczamy, że także około dwanaście godzin. - odparła smutna lekarka.
- Niech pani się nie martwi. Bo my z Alex chcemy umrzeć. Bo po śmierci nie czuje się bólu.
- Ah, tak. Nie boisz się? - spytała zdziwiona.
- Nie, bo niby czego? - uśmiechnęła się Violetta.
- To dobrze, jesteś bardzo dzielna, tak jak Alex. Naprawdę, wspaniałe z Was dziewczynki, szkoda że za parę godzin odejdziecie i nie będę mogła już z Wami porozmawiać.
- Proszę pani, zawsze będzie mogła pani z nami porozmawiać. Będziemy pani strzegła, żeby nigdy pani nie zachorowała. - uśmiechnęła się Violetta.
- Ah, gdybym była taka jak Wy. Już idę po Alex. - uśmiechnęła się radośnie przytulając pacjentkę.
Lekarka przywiozła łóżko, na którym leżała przyjaciółka Violetty. Dziewczyny nauczyły, jak się później okazało, panią Emmę piosenki. Emma czuła się odpowiedzialna i ani na krok nie opuszczała dziewczynek. Śpiewały, grały. Rodzice Alex i Violetty nie mogli uwierzyć w to co się stanie. Lecz po paru godzinach zrozumieli, że tak musi być.
Alex i Violetta prześpiewały dwanaście godzin, trzymając się za rękę. Kaszlały tyle, że prawie nie mogły wydusić słowa kiedy pozostało im pół godziny. Pół godziny, które wykorzystały jak mogły.
Musiała przyjść ten moment. I nadszedł równo po dwunastu godzinach. Ich zaciśnięte ręce opadły na dół, powieki zamknęły się, twarz pobladła, z ust wypłynęła strużka czerwonej krwi, wydały ostatnie kaszlnięcie, na obydwu twarzach pojawił się uśmiech...

~♣~

Brunetka otworzyła oczy. Otrzepała nos z piasku i wciągnęła nosem świeże powietrze. Przed oczami miała straszny obraz. Odwróciła się. Obok niej stała Alex.
- Co się tak gapisz? - zaśmiała się Violetta.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła trupa! - odpowiedziała niebiesko oka.
- Miałam okropny sen. Chcesz to Ci opowiem. [...]
- Wiesz... Śniło mi się to samo. - odpowiedziała ze zdziwieniem Alex.
- To pewnie przeznaczenie... - odpowiedziała Violetta.
- Mamy umrzeć? - zaśmiała się Alex.
- Nie! Głupku! - odpowiedziała Violetta. - Chodzi, że będziemy przyjaciółkami nawet po śmierci i że przyjaźń jest najważniejsza w życiu! - przytuliła przyjaciółkę.
- Masz rację, kocham Cię. - uśmiechnęła się ciemnowłosa. - Mimo, że jesteś młodsza, nie czuję różnicy wieku...
- Ja też... - odpowiedziała Violetta, patrząc na turkusowe morze. Wszystko jest takie proste, gdy ma się przyjaciół.
~♣~

Proszę ; )  Takie tam na konkurs u Oli i ♥
Dziwne i szczerze, to się poryczałam ;-;  Pomysł DZIWNY, wykonanie DZIWNE, czego wynikiem jest totalna DZIWNOŚĆ One Shot' a ; )
Jutro mam testy... Proszę trzymać kciuki ; p
Jak to publikuję to już jestem po testach... Bo już widzę, że tata wifi wyłączył. No, nic -.-
Metody wychowawcze ;c
Za wszystkich szóstoklasistów trzymam kciuki ;D
I jeśli chodzi o szablon, że nagłówek... To dziękować tinypic'owi za jego rozwalenie -.-
Do następnego ;3
P.S. Ja godzinkę po teście ;]  Nawet trudne nie było, tylko tlosku błędów jest ;-;

wtorek, 25 marca 2014

2~ Kłamstwo

4 komentarze = next ;p

"To, że teraz kłamstwo wydaje się innym prawdą, nie znaczy, że nie wyjdzie na jaw."

~Berry Verdas


Rozdział dedykuję Oli i <3
Kochanie moje. Dzisiaj dwa miesiące <3
Filmik dostaniesz jutro ;*
Poryczałam się jak go składałam ;'*
Kocham Cię <3



Violetta Castillo zapięła swoją purpurową walizkę. Kierowca włożył ostatni pakunek- dwudziesty. Brunetka umówiła się wraz z Ferro na lotnisku.
Wsiadła do czarnej limuzyny. Za pomocą małego przycisku, szyby podniosły się, także nie było widać przez nie kto podróżuje.

~♣~

Ludmiła Ferro szybkim krokiem szła w jednym z korytarzy lotniska w Barcelonie. Zakochała się w tym miejscu. Nie! Nie chodzi tu o jakiś korytarz! Chodzi o miasto. Miasto, które nigdy nie śpi, a zarazem jest bardzo spokojne. Mimo, iż jej zawód nie pozwala na swobodne przechadzki, wie że może tu odpocząć.
Blondynka ujrzała swoją przyjaciółkę.
- Hej! - krzyknęła, a Violetta się odwróciła.
- Jak ja dawno Cię nie widziałam! Widzę, że byłaś u fryzjera? - skierowała wzrok na spięte włosy Ferro.
- Tak, dobrze widzisz, kochana. Opowiadaj co tam u Ciebie?
- Wszystko dobrze.
- A tym czasem, chcę Ci kogoś przedstawić. - uśmiechnęła się Ludmiła. - To jest Diego, mój chłopak. Pewnie znasz go z wielu filmów czy płyt. - wzięła go w objęcia, ciemnowłosy nie wiadomo skąd pojawił się obok dziewczyn.
- Hej. - przywitał się, brunetka odpowiedziała.
- Diego, też z nami polecisz? - spytała Castillo.
- Tak, mam nadzieję, że aż tak Ci to nie przeszkadza? Będę starał się o rolę.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała Violetta, choć tak naprawdę wiedziała, że będą się migdalić, czego nie zniesie. - Też chciałam Wam kogoś przedstawić, niestety nie mógł przylecieć... Ale zobaczymy się na miejscu.
- Kto to? - spytała ze zdziwieniem blondyna?
- Aktor, piosenkarz. Ideał. León Verdas... - skłamała Castillo.
- Przecież Wy się zupełnie różnicie. Ty jesteś taka, On jest taki...
- Przeciwieństwia się przyciągają, Beybe. A teraz chodźmy pod bramkę, bo się spóźnimy. - powiedziała Violetta.

~♣~

Przyjaciółki siedziały w samolocie, Lu jakimś cudem przekonała Diego Domingueza do tego, by nie siedział obok niej.
- Muszę Ci coś wyznać. - powiedziała Ferro. - Jestem z Diego tylko dla kasy, sławy! - zaśmiała się.
- To wspaniale! Będziesz mogła kupować więcej sukienek! Butów! Torebek!
- Wiem, kochana. - blondynka wyszczerzyła zęby.
- Przypominam, że przesiadamy się w Londynie na samolot do Nowego Jorku. - zakomunikował menedżer Castillo.
"Będą kłopoty" - pomyślała brunetka. Właśnie z tego lotniska Verdas miał rozpoczać podróż.


~♣~
Brunet wraz z jego nowym menadżerem wodził wzrokiem po lotnisku w poszukiwaniu bramki.
- Jest! - krzyknął Tavelli. Spojrzał na zegarek Rolex, jeszcze piętnaście minut.
- Chodźmy do barku. - uśmiechnął się brunet i pociągnął Marco za rękę. Aktor zsunął swoje czarne Ray Bany na nos. Naciągnął full cap' a. Wszystko po to, żeby nie potrzebne osoby nie zawracały mu głowy. Parę fanek podbiegło do piosenkarza. Ten z uśmiechem dał autografy. Z przyjemnością zrobił sobie z nimi zdjęcia. Verdas uwielbiał swoich fanów, w końcu to osoby, którym zawdzięcza sukces. León do nie dawna dowiedział się jaka naprawdę jest Violetta Castillo. Właśnie o niej myślał, gdy na niego wpadła. "Zbieg okoliczności" - pomyślał poirytowany.
- Czego chcesz? - warknął.
- Jak się odzywasz do swojej dziewczyny?! - zaśmiała się Castillo.
- Co?! Nie jesteśmy razem... Chyba, że dziennikarze kierują moim życiem? - zaśmiał się.
- Dobra. Cicho bądź. Masz udawać mojego chłopaka przed Ferro i Dominguezem. Mogę pomóc w załatwieniu roli w filmie.
- Nie? Zresztą, dobra. Daj mi tylko numer do twojego fryzjera.
- Widzę, że wczuwasz się w rolę. - uśmiechnęła się brunetka.
- Nie, ja na serio chcę ten numer. - zażartował chłopak.
- Dobry jesteś. - Castillo puściła mu oko, po czym dodała - Masz, poniesiesz moje walizki.
- Serio?! Ich jest z piętnaście!
- Dokładniej dwadzieścia, kochanie. - poirytowany całą tą sytuacją brunet, zawołał menedżera.
- Marco, idź po drugi wózek. Pomożesz mi. - poklepał go po plecach. Tavelli tylko westchnął.
Castillo pociągnęła Verdasa za rękę w stronę Ludmiły i Diego. Kiedy León uświadomił sobie, że Violetta trzyma go za rękę, prawie zemdlał. Myśl o tym, że musi udawać jej chłopaka, nie poprawiła samopoczucia brunetowi. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie okropny charakter brunetki, mogliby być przyjaciółmi, ale nic więcej.
- Hej. - przywitał się z resztą.
- Czyli ty jesteś ten León, León Verdas? - zdumiała się Ferro.
- Tak. - odpowiedział.
~Pasażerowie samolotu do Nowego Jorku, lini lotniczych Luthansa, proszeni są o podejście do bramek.~ usłyszeli głos płynący z głośników. Grupka udała się do samolotu.
"Pięknie. Nie zjadłem swoich beans'ów" pomyślał León, siadając obok Violetty.

~♣~
Za parę godzin gwiazdy mają przybyć do Nowego Jorku. Okazało się, że w hotelu Francesci Restó, zagoszczą same perełki - Diego Dominguez, León Verdas, Federico Pasquerelli, Violetta Castillo i Ludmiła Ferro. Wraz z Verdasem przyjedzie dziennikarz Marco Tavelli ~ Francesca układała w głowie to co ma się wydarzyć za parę godzin. Na przyjęcie gwiazd uszykowała strój - granatową bombkę, z aksaminym, czarnym paskiem. Na głowę miała założyć czarną opaskę z kokardą. Jej obuwie będą stanowić czarne szpilki.
Restó była bardzo poddenerwowana. Tyle przystojnych chłopaków... Rozmarzyła się. Miała nadzięję, że zaprzyjaźni się z dziewczynami, lecz nie wiedziała jakie są naprawdę. Zmęczona ciągłym chodzeniem w kółko, opadła na łóżko. Pod głowem podłożyła satynową poduszkę... Zasnęła... Śnili jej się chłopacy. Gdy się obudziła, zobaczyła że spała tylko piętnaście minut, znów zapadła w sen. Tym razem śniły jej się Violetta i Ludmiła.
Francesca potrzebowała przyjaciółki, choćby dobrej koleżanki, ale takiej nie miała.

~♣~
Proszę ;D  Takie tam pisane na rozdzielaniu i jak mi troszkę czasu zostało po kartkówce : )
Jeszcze przed chwilą w łóżku kończyłam. Mogą być błędy ;p
Wifi mi tata wyłączył, więc sobie Berry płaci albo z danych leci ;-;
Ale czego się nie robi dla bloga? xd
Taki se ten rozdzialik, ale mam duuuuzio pomysłów na dalsze ^ ^
Nie, nie. To nie początek Leonetty... Ale mam taki plan... Którego nie zdradzę ;p
Ola a <3 Dwa miesiące... Dożyłam xd
Musiałam ;p kocham Ciebie <3
Ja naprawdę musiałam xd  A tej wyżej wymienionej dziewczynce, dużo zawdzięczam <3 między innymi, to że ten blog jeszcze istnieje ;***
Ja kończę, bo oczka mi się kleją... #.#
Doblanoc ;*

poniedziałek, 24 marca 2014

OS by Sophie Cortés~ 1 MIEJSCE

Rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu.
Najwyraźniej burmistrz dwudziestotysięcznego miasteczka nie obchodziło nic po za swoim ogromnym gabinetem. Przesiadywał w nim zawsze do godzin nocnych,wypełniając bardzo 'istotne' papiery.  Kto by się tego spodziewał?
Nie pamiętam kiedy ostatnio zjadł ze mną normalną kolacje. Ale był dla mnie dobry. Nigdy nie opuścił ani jednego występu chóru,w którym niestety byłam głównym głosem. Zawsze wspierał mnie w realizacji moich marzeń.  Często powtarzał,że przypominam mu babcie.Sama nie wiedziała dlaczego. Nie byłam do niej w ogóle podobna.
Starał się.I to miało dla mnie największe znaczenie.
Narzekałam dosłownie na wszystkich. Z wyjątkiem taty. Juan Fernadez może nie był idealnym ojcem ale nigdy nie potrafiłam go nienawidzić. Może dlatego,że byłam do niego zbyt podobna?
  Za to moja mama... Czasami zastanawiałam się czy w ogóle wie,że kiedyś urodziła małą istotę,która niestety ale urosła.
Jej stałym zajęciem było picie. Robiła to z taką pasją! Często bywałam przekonana,że to nie nałóg ale zwykłe hobby.  Nie była dla mnie prawdziwą matką. Właściwie nigdy dla niej nie istniałam.


  Odkąd skończyłam siedem lat przy każdej sposobności prosiłam aby rodzice się rozwiedli. To było moje jedyne marzenie. Całkowicie do spełnienia. Wydawało się to wtedy takie proste. Z resztą wciąż jest takie według mnie.
Nie było to jednak moją samolubną pobudką. Chciałam tego dla taty. Zasługiwał na kogoś znacznie lepszego niż kobieta,która praktycznie nie trzeźwieje. Jej przebywanie w tym samym domu budziła we mnie odrazę. Ale nic nie mogłam na to poradzić. Wszystko zależało od mojego ojca. 
Kiedy przejrzał na oczy było za późno. Matka zmarła na niewydolność wątroby. Pijaństwo w końcu ją dopadło.
   Miałam wtedy dwanaście lat,pomimo tego cieszyłam się,że jej już z nami nie ma. To złe,ale prawdziwe. A ja nie lubię kłamać. Zdecydowanie bardziej wole ranić prawdą niż uspokajać kłamstwem.
   Nie uroniłam po niej ani jednej łzy,ale szczerze byłam z tego dumna. Do dziś jestem.
   Dla tak paskudnej matki mogę być tylko okropną córką.


    Zawsze kochałam samotność.
Była moim najlepszym,i w sumie jedynym przyjacielem. Towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa,w każdym aspekcie życia.
 Jedyną osobą,która mnie rozumiała byłam ja.
Męczenie się z poznawaniem ludzi zdecydowanie nie było moim priorytetem. Zdecydowanie bardziej interesowała mnie sala muzyczna w odległych kątach szkoły. Jedyne miejsce,które nikogo nie obchodziło. Było to równie piękne co straszne. Nastolatki w moim liceum nie doceniali czegoś takiego jak sztuka.  Dlatego to miejsce było dla mnie idealne.


  Przez moje niezwykłe niebieskie oczy z dość małymi,czarnymi nalotami byłam uznawana za czarownice. Nie zależało mi na wyprowadzaniu tych ograniczonych ludzi z błędy. Szczerze? Nigdy mi to nie przeszkadzało. Byłam jak samotny wilki. Od zawsze i na zawsze.
  Wolałam być unikana. Choć jako córka burmistrza,który nie był zmieniany od piętnastu lat,miałam z tym delikatny problem.Wszyscy byli dla mnie przesadnie mili. Co było,dosyć irytujące zważając na krążące o mnie plotki.
  Było one dla mnie po prostu śmieszne. Opowieści o czarownicach od zawsze były dla mnie nie dorzeczne; Wyssane z palca. Ale czego można się spodziewać bo pokoleniu fanek wampirów,wilkołaków. I Bóg wie co jeszcze! 


  Uśmiech był stałą częścią mojego stroju. Zero kolczyków i tatuaży. Wspaniałe ubrania. Idealna wymowa. Świetne oceny. Prace społeczne. Chór. Do tego zawsze,bez zająknięcia musiałam być miła.
Perfekcyjna córka. Byłam nią. Dla taty cały czas jestem.
Rola panienki 'cud,miód i malina' nie byłą szczególnie trudna. Z czasem się do niej przywiązałam.  Może nawet...się zmieniłam? Ale było mi dobrze. I naprawdę nie chciałam tego zmieniać.


  Nie dość,że pogodziłam się ze swoim losem to na dodatek byłam szczęśliwa.Z ręką na sercu wiem,że podobało mi się nudne życie. Bez zmartwtień, bez wyznań. Tylko ja i muzyka.
 Marzyłam aby trwało to już wiecznie...


  Dopóki on się nie pojawił. Czarujący biały uśmiech. Idealnie czarne włosy. Był niewiele wyższy ode mnie.
Miał swój styl,co wyróżniało go od reszty pajaców ze szkoły. W jego ubraniach przeważały kolory. Zawsze dopasowane spodnie i równie jaskrawa bluzka. Ale jego znakiem rozpoznawczym zdecydowanie były słuchawki. Każdego koloru i każdej firmy,dostępnej na rynku.
  Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mojego księcia z bajki ale nie żałowałam. On był idealny. Stworzony specjalnie dla mnie.
Poznaliśmy się zupełnie przez przypadek. O ile tak można nazwać nowego ucznia w Twojej klasie.
  W środku semestru dołączył do nas jakiś chłopak. Nie zwróciłam nawet uwagi na jego imię. Jednak z entuzjazmu żeńskiej części klasy wywnioskowałam,że musi być przystojny. A przynajmniej był lepszą partia od szkolnych "kasanowa". Miałam to jednak w głębokim poważaniu.
Tata był w trakcie organizowania ważnego balu charytatywnego. W głowie miałam tylko sposób wykręcenia się od tej piekielnie nudnej imprezy. W głębi duszy czułam jednakże,że nie mam szans od wymigania się od obowiązków.
Pamiętam,że tego dnia westchnęłam ciężko i wszyscy w zielonym pomieszczeniu zwrócili na mnie uwagę. Jakby wiedzieli o czym myślę. Przestraszyłam się i wtedy po raz pierwszy pochwyciłam jego spojrzenie.
   Wszystko wydało mi się inne.


  Byliśmy małżeństwem przez trzy lat. Pewnie mielibyśmy za sobą dłuższy staż ale jak nie chciałam się spieszyć. Według mnie nie byłam idealnym materiałem na żonę. Ale Maxi nalegał. A ja... wciąż byłam pewna obaw. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wierzyłam w szczęśliwe zakończenie ale on mnie przekonał.
  Niestety tym razem to ja miałam racje.


   Najgorszą rzeczą jaka może nam się przydarzyć w życiu nie jest śmierć. To strata najbliżej naszemu sercu osoby. Kogoś,kto daje nam siłę wstać rano z łóżka,ze szczęściem wymalowanym na twarzy; Wspiera nas w najtrudniejszych momentach; Sprawia,że świat jest lepszy,przeszkody mniejsze; A ty masz siłę oddychać.
   Po prostu jest. Całą duszą i całym ciałem.
   Ale kiedy nie możesz już poczuć Jego silnych ramion,otulających Twoje zimne ciało; Posłuchać jego melodyjnego głosu śpiewającego Ci serenadę o miłości.
     Nic już nie ma znaczenia Żyjesz a właściwie istniejesz w egzystencjalnej pustce,czekając aż ktoś okaże się na tyle dobry i skończy Twoje męki. Tylko dlatego aby być z Nim.


-Natalia!-usłyszałam krzyk Violetty. Domyśliłam się,że wraz z nią przyszła odwiedzić mnie Lu. Nie rozumiałam po co Maxi dał swoim siostrą kluczę do naszego mieszkania. Miałabym święty spokój. Mogłabym go w spokoju opłakiwać. Dzwonić do niego na pocztę głosową tylko żeby posłuchać jego melodyjnego głosu.
Chciałam zostać sama. Zupełnie sama. Bez mojego męża nic nie było tak jak powinno.
-Wiemy,że tu jesteś!-tym razem zawołała Lu. Nie odzywałam się,dziewczyny mogły się trochę pomęczyć.  Były moimi jedynymi przyjaciółkami. Uwielbiałam je całym sercem. Jednak w tej chwili jedyną osobą,która mogła mnie pocieszyć była zdecydowanie zbyt daleko abym mogła wtulić się w jego silne ramiona.
-Tutaj się schowałaś,małpo!-Viola wpadła do sypialni. Starałam się uśmiechnąć lecz na marne. Jedynym pocieszeniem była bezpośredniość szatynki. Po mimo tego samego zamieszania wciąż pozostała sobą-uroczą arogantką z nutką słodyczy. Ludmi była identyczna. Oczywiście pod względem charakteru. Na zewnątrz różniły się diametralnie. Gdybym nie znała ich tyle czasu nigdy nie powiedziałabym,że są spokrewnione.
   Cała trójka nie była do siebie podobna. Ludmiła była długonogą blondynką-najstarsza z 'miotu'. Maxi jako 'ten drugi' był odwrotnością starszej siostry-niski brunet z uroczymi dołeczkami. Najmłodszą z rodzeństwa była Violetta. Wzrostem równała się z moim mężem,miała tylko jaśniejsze włosy.
-Jak długo masz jeszcze zamiar siedzieć w łóżku?-szatynka usiadła obok mnie.-Minęły trzy miesiące.-nie patrzyłam na nią. To było za trudne.-Maxi chciałby...
-Chciałby abyś ruszyła swoje wielkie dupsko z łóżka,z którego nie schodzisz się od jego śmierci.-jak zawsze pomocna Lu weszła do sypialni i zajęła miejsce po drugiej stronie.
-To był mój mąż.-odezwałam się cicho,po dłuższej chwili.-A wasz brat. Dacie mi go opłakiwać po swojemu?-spytałam,zanosząc się płaczem.
-Naty,to był nasz brat wiemy co...-blondynka chyba starała się mnie udobruchać. Na marne.
-Nie!-krzyknęłam i natychmiast zeskoczyłam z łóżka. Musiało wyglądać to dosyć komicznie,zaważywszy na twarzach śmiech dziewczyn.-Co wy wiecie o małżeństwie?!-wybuchłam. Po raz pierwszy od trzech miesięcy podniosłam głos.-Ty Violetta! Byłaś z tym słynnym Leonem w liceum przed przeprowadzką ,prawda?-przytaknęła ruchem głowy.- Twój najdłuższy związek trwał rok na dodatek z tym kretynem Tomasem! A teraz? Masz okazjonalne schacki z Verdasem,spędzasz z nim dwie godziny dziennie w łóżku,ale podobno tak go kochasz! A ty Ludmiła?! Jesteś po dwóch rozwodach z Federico i znowu do siebie wracacie! Nie macie pojęcia czym jest szczęśliwe małżeństwo!-rozpłakałam się. Po raz kolejny to wróciło. Smutek stawał się nie do zniesienia. Nie znikał z czasem. Miałam wrażenie,że tylko się pogłębia.
Upadłam na drewnianą podłogę. Nie chciałam się podnosić. Dalsza walka była bezsensowna. Straciłam wszystko co było dla mnie ważne.
-Już czas.-spojrzałam dziwnie na Viole. Wiem,że nie powinnam tego mówić ,ale jej twarz wcale nie robiła się czerwona ze złości. Wyrażała smutek. Nic więcej.-Maxi napisał do ciebie list. I powiedział Nam...-zadrżał jej głos.
-Że mamy dać Ci go kiedy uznamy to za stosowne.-dokończyła za nią Lu.
-Co?-wychlipałam. Milczały. Do swoich słabych rąk dostałam biały skrawek papieru. 
To było pismo Maxiego. Wszędzie bym jej poznała.


Droga Natalio! 


    Nie uważasz,że to chore? Ja nie żyje. A Ty? Czytasz list napisany przez Twojego zmarłego na raka,męża. Świat jest piękny prawda,kochanie? Wiem,że teraz tego nie zauważasz. Tęsknisz za mną. Rozumiem. Uwierz mi,że gdziekolwiek jestem jest tu bez Ciebie pusto. Ale proszę Cię nie pozwól aby to,że nie mogę Cię dotknąć ,pocałować stanęło Ci na drodze do szczęścia. Wiesz,że zawsze jestem. Zawsze byłem i zawsze będę. To w Twoim sercu jest moje miejsce. Nic i nikt tego nie zmieni. 
  Proszę Ci ukochana,weź się w garść dla mnie. A przede wszystkim dla tej wspaniałej istoty,która jest w Tobie. Jestem naprawdę  szczęśliwy z tego powodu. Żałuję tylko,że nie zobaczę jego pierwszych korków,ledwie wypowiedzianych słówek. Proszę opowiedz mu kiedyś bajkę jakim dziwakiem był jego tata. Naucz śpiewać tak pięknie jak robił to mój Anioł,którym byłaś Ty. Jeżeli będzie chciał zachęć go nauki tańca. Czuje,że będzie w tym świetny. A przede wszystkim mów mu często,że go kocham,dobrze?
  Jesteś najjaśniejszą gwiazdą,wykorzystaj to.Najpiękniejszą kobietą na świecie. Żyj,bądź szczęśliwa. Kiedyś na pewno się spotkamy. Gwarantuje Ci to.
Będziesz wspaniałą mamą. Wiem to. Wybacz mi,że taki krótki. Dobrze wiesz,że nie jestem dobry w pisaniu.
Na zawsze Twój,Maxi ♥

 P.S. Kocham Cię




 Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od jego śmierci, kąciki moich ust powędrowały do góry.
-Dziewczyny muszę Wam coś powiedzieć.-wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedziałam,że nie zostawią mnie samą. Nie teraz. Nie w takiej chwili.Kochałam je i zrobiłabym dla nich wszystko.-Jestem w czwartym miesiącu ciąży-widziałam szok na ich twarzach. Zdawałam sobie sprawy z tego co przed chwilą powiedziałam,-Maxi wiedział. To jego dzieci.-po zarumienionych policzkach Violetty spłynęła jedna łza.
-Zostanę ciocią!-wrzasnęła rzucając mi się na szyje. Ludmiła po chwili dołączyła do uścisku. Od teraz wszystko musi być dobrze. Będę silna. Dla niego.


 Maxi zmienił mnie.
Kochałam swoją samotność. On mi ją zabrał. Ale w zamian dał mi coś cenniejszego. Swoją miłość,która będzie ze mną już zawsze. Dzięki niemu już nigdy nie będę sama,nie potrafiłabym.


~♣~

Co ja mam mówić? Boska <3  Masz talent...i tyle ;P
Tak, tak. Nie. Berry to nie leń. Po prostu zepsuł się internet...  Ola... Jutro ♥
Postaram się coś nabazgrać... Dodam pewnie jutro takie krótkie... : )  Bo muszę!
Więc ja idę "spać"... ;***
Widzimy się w następnym ;D
A tu macie mojego tumblr' a :
KLIK
spamować.. co tam sobie chcecie ;3

P.S. Nie wiem co mam zrobić, żeby linki do blogów dziewczyn działały ://  Kolejny crash bloggera?
P.P.S. Dziękuje za ponad 16.000 wyświetleń! Jesteście kochani ☺ ♥

piątek, 21 marca 2014

OS by Kamila Chanel~ 2 MIEJSCE

12 - latka o lśniących blond włosach siedziała na parapecie. Obserwowała przechodniów spieszących się do pracy. Wszyscy mieli na sobie monotonne garnitury i uniformy. Wyglądali jakby nie zauważali piękna otaczającego ich świata. A przecież była jesień! Dla małej Ludmiły było to niedorzeczne. Przecież to właśnie teraz kolorowe liście spadały z drzew wirując na wietrze. To właśnie teraz małe dzieci zbierały w parku bukiety z liści o najróżniejszych odcieniach brązu i czerwieni. Blondynka trochę im zazdrościła… Nigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki… Nawet jej rodzice się nią nie interesowali… I to nie było tak, że dziewczynka jako „wynagrodzenie” dostawała zabawki. Nie! Pod żadnym pozorem! Ludmiła miała wrażenie, że rodzice po prostu jej nie kochają. Dziewczyna błądząc smutnym wzrokiem po parku, odnalazła dziewczynkę o pięknych, czarnych, kręconych włosach, na oko w jej wieku. Nieznajoma miała hiszpańska urodę. Była naprawdę śliczna. Na kolanach trzymała gitarę grając na niej i śpiewając, jednak Ludmiła przez zamknięte okno nic nie słyszała. Blondyna odłożyła gitarę którą trzymała na kolanach i wyszła z domu. Rodzice i tak nie zauważą że wyszła. Skradając się powoli do Hiszpanki usłyszała jak dziewczyna gra i śpiewa. Miała cudowny głos. Lu od razu poznała tę melodię. Dołączyła się, a już po chwili ich głosy tworzyły jedność. Kiedy zabrzmiały ostatnie akordy a nieznajoma skończyła grać, odwróciła się w stronę Ludmiły. Spojrzała na nią swoimi pięknymi, brązowymi oczami, ale nie odważyła się odezwać. Między nimi zapanowała niezręczna cisza. Pierwsza odezwała się blondyna:
- Masz cudowny głos, grasz przewspaniale… - mówiła podniecona
- Dz-dziękuję… - Hiszpanka zarumieniła się – Jestem Natalia, ale mówią mi Naty.
- Ludmiła. Mów mi Lu.
- Chcesz coś zaśpiewać? Masz bardzo ładny głos. A może wolisz zagrać? – Naty zasypywała Ludmiłę pytaniami.
Dziewczyny poznały się trochę bliżej i dowiedziały trochę o sobie. Natalia faktycznie pochodzi z Hiszpanii, dokładnie z Barcelony. Przeprowadziła się tutaj razem z rodzicami rok temu. Chodzi do szkoły muzycznej, o jakiej zawsze marzyła Lu.
- A może ty też się zapiszesz? – zaproponowała Naty
- Daj spokój, przecież ja się nie dostanę… Nie umiem śpiewać, a gitarę to ja ledwo w rękach trzymam – mówiła speszona
Natalia chciała sprawdzić umiejętności blondyny. Kiedy zobaczyła umiejętności Ludmiły nie mogła uwierzyć własnym oczom. Palce Lu jeździły po gitarze w zawrotnym tempie. Naty nie mogła się czasami zorientować gdzie są. Pod koniec utworu Hiszpanka zaczęła głośno klaskać. Namówiła Ludmiłę na udział w egzaminach.
Dziewczyny zaprzyjaźniły się. Ludmiła zdała egzaminy do szkoły muzycznej, a pięć lat później przyjaciółki dostały się do prestiżowej szkoły muzycznej „Studio On Beat”. I tak naprawdę, dopiero tam zaczyna się ich przygoda…

~♣~

Proszę :)  Przepraszam, że wczoraj nie było OS' a, ale nie będę kłamać- po prostu jestem leniem ;P
Zresztą trochę problemów się narobiło... ale :)
Piękny OS, bardzo mi się podoba ;D  Kamila... Poduszki ♥  xd  Przez ten lód mam kaszel -.- xd
Tak. Tak. Linki do blogów nie działają ;-; próbowałam coś zrobić, ale nie wyszło.
Nie wiem czy wiecie, ale Tini ma dzisiaj urodziny ;*  Mhm xd
Tak samo jak mój tata i ciocia... ;D  Jutro raczej OS nie będzie, bo impreza urodzinowa, ale się postaram!
Co do rozdziału to raczej nie będzie go w tym tygodniu :/
Trochę się opuściliście w komentarzach ;c  tjudno...
Do następnego ;*

środa, 19 marca 2014

OS by Ines Blanco~ 3 MIEJSCE

Kilka minut temu wybiła godzina druga w nocy . Na pokładzie statku ,, Elizabeth '' panowała  głucha cisza . Jedynie fale uderzające o boki jachtu dają rytmiczny dźwięk .
 Każda osoba o tej godzinę już śpi ale nie młoda szatynka.


Od kilkunastu minut wpatruję się w budzik i słucham irytującego stukotu o kadłub. Obudził mnie dokładnie o pierwszej pięćdziesiąt siedem i doprowadza mnie do szaleństwa . W końcu nie mogę już tego znieść . Siadam na łóżku i przyglądam się śpiącym przyjaciołom .Przyglądam się każdemu z osobna ale niestety nie dane jest mi skończyć . Znów ten hałas 

- Hej słyszysz to ?- pytam mojej przyjaciółki i przyszywanej siostry Lodovici . Nie odpowiada tylko przewraca się na drugi bok i zaczyna cicho chrapać . Zrezygnowana postanawiam sprawdzić co powoduję ten dźwięk. 


Wychodzę z kajuty , wiatr jest nieprzyjemnie zimny . Trzęsę się ale postanawiam iść dalej , nie rezygnuję . Przechodzę dość spory kawałek , nie czuję palców u stóp ale nadal idę . Kiedy znajduję się nad miejscem z którego dochodzie hałas spoglądam w dół . Widok jak tam zastaję przyprawia mnie o nie przyjemnie dreszcze . 

- O cholera to jest człowiek - mówię do siebie w myślach . Nie umiem wydusić z siebie ani jednego słowa . 


Przyglądam się dokładnie ciału . Jest to dziewczyna o brązowych włosach , które sięgają jej niemal do pasa . Jest ubrana w dżinsy i sweter . Ale to nie ona hałasuje tylko jej buty a właściwie kowbojki.


Buty były prezentem urodzinowym od jej rodziców . Skąd to wiem ? Bo te buty należą do mnie ,tak jak i ubranie . Dziewczyna w wodzie to ja  . 

Krzyczę na tyle głośno ,aby obudzić każdego w promieniu kilometra . Ale mam wrażenie że nikt mnie nie słyszy . 


Wpatruję się w moje ciało leżące w wodzie .  Nie wiem jak długo siedziałam na pomoście - godziny? Minuty? Trudno powiedzieć . Nadal patrzę na siebie , zaklinowaną w wodzie , w moje ciało czekające aż ktoś żywy obudzi się i mnie znajdzie . 



Ciągle płakała i starał się znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie tego , co stało się dziś wieczorem . Przez chwilę próbowałam się obudzić przekonana że śni mi się koszmar . Niestety to nie podziałało wracam do pokoju. Próbowała obudzić wszystkich ale na marne . Krzyczałam , próbowałam nimi potrząsać, uderzać , tupałam i wołałam , żeby ktoś otworzył oczy i mnie zobaczył . Nic nie podziałało.



Wróciłam na zewnątrz , patrzę na moje ciało . Zaczyna mnie to wszystko irytować .
- Nie możesz być martwa . Siedzisz tu na pomoście . Jesteś tu , wszystko będzie w porządku- mówię sama do siebie a w moim głosie słych strach i zwątpienie .
Ja chcę do rodziców , przyjaciół do kogokolwiek .
-Już nic nie będzie w porządku
 Zaskoczona podnoszę wzrok . Obok mnie stoi chłopak .Zrywam się na równe nogi .Spoglądam na szatyna . Z skądś go pamiętam . To on był tym chłopakiem w którym się podkochiwałam przez trzy lata . Ale przecież on zginął , potrąciło go auto .
-Czemu ty mnie widzisz ...tu dzieje się coś dziwnego 
- Sam nie wiem - mówi poważnym tonem i robi przerwę - To nie jest nic dziwnego , ludzie codziennie umierają .
- Więc mówisz ...że ja jestem - to słowo ledwo przechodzi mi przez gardło - martwa
- Najwidoczniej
-Nie mogę być martwa  -kładę chłopakowi dłonie na ramiona -boli mnie noga czuję to 
- U spokój się 
Siadam z powrotem na deski pokładu , podkulam nogi i zaczynam płakać .
- Ej weź nie rozklejaj się - mówi i siada obok mnie 
- Jak mam się nie rozklejać ??- zapytałam zdenerwowana 


Kiedy ?- zadaję sobie pytanie Kiedy mogłam umrzeć ? Przecież cały czas byłam na łodzi . To nie możliwe . Ja muszę być żywa, muszę ... 

***


Nie dane było mi skończyć książkę bo mój ukochany mąż znów mi przeszkodził .

- Leon mogę skończyć doszłam do ciekawego momentu - popatrzyłam na niego błagalnie 
- Nie , nie możesz . Violetto czytasz  tą książkę już kilka godzin daj spokój 
- No niech ci będzie - mówię zrezygnowana - Gdzie jest Mel ?
- W swoim pokoju  , bawi się klockami 
- To ja idę do niej
- Poczekaj na mnie - ignoruję go i idę do naszej córki . Wchodzę po schodach , staję w futrynie drzwi i przyglądam się jak mów mały skarb szybko rośnie . Pod chodzę do niej i siadam obok 
- Mamusia !!! - krzyczy mała i siad mi na kolana . Po chwili czuję silne ramiona mojego męża 
- Kocham was oboje - całuję małą w główkę a Leona w policzek ......

~♣~

Fajny pomysł : )  c'nie?  Dlaczego wczoraj nie było OS' a? A bo Berry to leniwy leń xd
Dzisiaj mam zły dzień... także no... -.- boże. Ale to moje problemy, także kogo to obchodzi?
Zaraz wstawiam reklamę i wgl... : )





poniedziałek, 17 marca 2014

OS~ by Sasha Colins♥Verdas [WYRÓŻNIENIE]

Violetta szła ciemną ulicą . Znów do Diego.
Ale co poradzi ? Miłość jest za silna.
A wracając do Diego.
To przez niego brunetka się tnie.
To przez niego nie śpi.
I przez niego zażywa jakieś tam tabletki.

Gdy dziewczyna doszła w umówione miejsce .
Diego chciał ją pocałować.
Nie dała się , tylko powiedziała :
-Nienawidzę tego stanu.
-Jakiego stanu ?-zapytał zakłopotany
-Tego w którym czuję się odsunięta .
-Co?
- To ,że  pierw mnie zdradzasz a później chcesz całować! - krzyknęła zezłoszczona Castillo
Popatrzała przez chwilę na Diega , po czym wybiegła.
Będąc w swoim mieszkaniu , Violetta sięgnęła do szuflady . Szukała kolejnej żyletki.
Miała ją w ręku , ale coś jej się przypomniało.
Mianowicie słowa jej przyjaciela . Raczej byłego przyjaciela.
"Jeżeli chodzi o szczęście , walcz do końca."
Dlaczego dopiero teraz jej się to przypomniało ?
Po co traciła tyle łez ? I krwi ?
Violetta długo nie myśląc wzięła laptop.
Włączyła Facebooka i zaczęła przeglądać listę online.
Był tylko Leon . Dla Violetty to był aż Leon.
Napisała do niego średniej długości tekst.
Miała wcisnąć enter , serce jedna jej nie pozwoliło. Za dużo krzywd wyrządziła im wszystkim.
~♣~

I jak Wam się podoba ta śliczna praca? ;D  Mi bardzo. A już jutro praca blogerki z 3 miejsca :)
Hmmm... Proszę wszystkie dziewczyny, które zajęły miejsca napisały mi na mail:
b.verdas.p.blanco@gmail.com

co  z ich nagrodami ;)
Do następnego ;*

niedziela, 16 marca 2014

1~ "Plany"

"Pozory mylą, to że ktoś wydaje się miły, nie znaczy że taki jest" 
~Berry Verdas

Argentynka o włosach w kolorze czekoladowym usiadła na ławce. Park przy Sagrad' zie Familii. Spokój. Radość. Chciałoby się powiedzieć cisza, ale panuje tu gwar. Dzieci biegają. Szum samochodów, dobiegający z ulicy, która znajduje się zaraz za drzewami, nikomu nie przeszkadza. Wszyscy ludzie w Barcelonie są szczęśliwi. Tylko ona, zakłopotana, zatroskana, zmartwiona. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów. Poprawiła przeciwsłoneczne Ray Ban' y. Wyciągnęła z torebki swojego iPhone' a. Musiała wykonać bardzo ważny telefon. Wybrała numer poczym wstała z ławki. Ruszyła w kierunku jednej z uliczek. Musiała choć chwilę odpocząć od gwaru panującego w tym słonecznym mieście. Wybrała jeden z licznych kontaktów. W słuchawce usłyszała głos dziewczyny.
- Cześć. Jak tam, pani Castillo? - powiedział głos w słuchawce.
- Znakomicie, kochana. Jutro wyjeżdżam. Wiesz... Sława. - zaśmiała się Violetta.
Jutro mam sesję zdjęciową. Będę wspaniała! Zupełnie jak ty! - oznajmiła Ludmiła z wielką satysfakcją.
- Ja? Wspaniała? Ja jestem przewspaniała! Idealna!
- Wybacz. Zapomniałam. Muszę kończyć, bo się spóźnię! Buziaczki! - rozłączyły się.
Dziewczyny różniły się tylko z wyglądu. Ich charakter, zachowanie był identyczny. Dwie zarozumiałe laski, chyba jeszcze bardziej sławne niż ich egoizm.
Violetta Castillo, aktorka, modelka, piosenkarka. Zarabia tyle ile przeciętny człowiek posiada majątku. Ludmiła Ferro. Chyba nic więcej nie trzeba o niej mówić, kiedy wspomnimy, że tak samo jak Violetta, jest milionerką. Panna Ferro posiada w domu tony gazet, czasopism, pisemek, na których widnieje jej twarz. Fani obydwu dziewczyn nie wiedzą jakie są naprawdę. Tylko udają miłe. Tak naprawdę, gdyby tylko mogły, każdego swojego cholernie natrętnego wielbiciela udusił czy zakopał żywcem. Nie licząc oczywiście ich samych, które są swoimi największymi fankami.
~♣~

Francesca odebrała telefon. Z rozmowy wynikało, że w jej hotelu parę najbliższych miesięcy, spędzi niejaka Violetta Castillo. Restó prowadziła hotel. Fakt iż był Nowym Jorku, sprawił że Włoszka zarabiała dość dużo. Wiadomość, że jej idolka będzie mieszkać w tym hotelu przyprawiła dziewczynę o ciarki. Była tak podekscytowana, że po drodze do recepcji parę razy wpadła na sprzątaczki. Z niemal nieosiągalną prędkością przebiegła wszystkie korytarze. Oparła się o blat z drewna najwyższej klasy. Kazała by wypolerować podłogę, umyć szyby, wyczyścić klamki. Castillo miała zamieszkać w apartamencie na szczycie budynku. Po trzech godzinach krzątaniny wieżowiec błyszczał, za równo jak i od środka jak i od zewnątrz.
Zmęczona Restó zasnęła z myślą, że wszystko jest idealne, a już jutro przyjeżdża wielka gwiazda, i jak się później okazało, wraz z przyjaciółka- Ludmiłą Ferro.
~♣~

Szatyn przemierzał ulice Londynu. Czerwony duble-decker bus przejechał mu obok nosa. Chłopak poczuł wibracje w kieszeni, odebrał telefon.
- Pan Verdas?
- Tak, kto mówi?
- Jestem pana nowym agentem.
- Mój przyjaciel dużo mi o Panu opowiadał. Podobno jest Pan świetny.
- Chłopcze, nie musisz mnie tak pochlebiać. Dobrze wiesz, że Twoja sława jest dla mnie bardzo ważna. Spotkajmy się jeszcze dzisiaj pod hotelem Tower Bridge. Musimy omówić pański wyjazd.
- Tak, tak. Naturalnie. Żegnam. - odpowiedział Verdas, jak gdyby o wszystkim wiedział.
León czuł szacunek do osoby, która częściowo pokieruje jego karierą. Marco Tavelli właśnie nim będzie. Chłopak był w przekonaniu, że jego agent będzie miał przynajmniej czterdziestkę na karku.
Lecz kiedy go zobaczył nie był pewien czy to, aby na pewno on. Chłopak, który miał zajmować się kontraktami, wyjazdami, spotkaniami, wywiadami, koncertami to właśnie On?
- Przepraszam. Jesteś Marco Tavelli? - Verdas uśmiechnął się szeroko.
- Tak. A ty jesteś ten gościu z okładki wczorajszego New Times' a? - zaśmiał się.
- Pewnie. - León podał rękę w geście powitalnym. Już wiedział, że chłopak na pewno dobrze zajmie się wszystkimi sprawami.
- Wiem, nie mam czterdziestki i w ogóle, ale na pewno dobrze zajmę się wszystkim.
- Mam nadzieję. - zaśmiał się aktor.
- Słuchaj, zanim zaczniemy współpracę powinniśmy się lepiej poznań. - zaproponował Marco, León przytaknął.
W niecałą godzinę wiedzieli osobie chyba wszystko. Wydawałoby się, że znają się od lat. Marco pochodzi z Włoch, zaś León z Argentyny. Bardzo się różnią, jest tylko jeden szczegół, który ich łączy- zamiłowanie do muzyki.
- León?
- Tak?
- Chcę ci przypomnieć, że jutro wylatujesz do Nowego Jorku. Odbędzie się casting do nowego filmu Woody' iego Allen' a. Jeśli dostaniesz rolę zostaniesz tam na dosyć długo. - poinformował Tavelli.
- Wiesz ile płacą za główną rolę?
- Przypuszczam, że dużo. Ale będziesz miał konkurencję i to sporą. Jak i za równo w roli damskiej i męskiej.
- Widzę, że wiesz naprawdę dużo. Opowiadaj.
- Do castingu przystąpi Federico Pasquarelli i Diego Domiguez, oczywiście Violetta Castillo, wraz z jej przyjaciółką Ludmiłą Ferro.
- Konkurencja jest i to duża. Ale nie mam czym się przejmował. - machnął ręką.
Rozeszli się na dwie różne strony Londynu. Obydwoje musieli się spakować, bo do lotu zostało tylko parę godzin. Umówili się o godzinie siódmej na lotnisku.
~♣~

Proszę ;D  Oto rozdział pierwszy. Jak dla mnie to trochę mi nie wyszedł, ale w główce mam pełno pomysłów, a w 3. osobie pisze mi się o wiele lepiej ;)
Kiedy next? Hm... Myślę, że jakoś w tygodniu, a weekend na pewno ;P
Dziękuję Oli i za pomysł ♥  I wejdę przez to okno... ;*
Dzisiaj 6 miesięcy bloga ^ ^



Przygoda inna niż wszystkie ~ czyli pół roku bloga

Już pół roku. Szybko minęło *-*  Pisanie stało się moją pasją, może nie osiągnęłam za wiele, ale dla mnie te 13600 wyświetleń to dużo. Jedenaście obserwatorów. W tym momencie 146 komentarzy wraz z moim odpowiedziami. Dla większości będzie to mało, ale dla mnie jest to dużo. Czuję, że to co osiągnęłam było warte poświęcenia. Na bloggerze poznałam wiele świetnych ludzi. Chciałam złożyć podziękowania dla ważnych osób. Tak naprawdę jest nią każdy kto czyta te no... No właśnie ;)
Z całego serduska dziękuję:
- Kamili Chanel ~ to dzięki Tobie założyłam bloga, to jej wina że oglądam... w sumie teraz mniej... Violettę ♥
- Sza nell ~ To Twój blog jest dla mnie przykładem, to właśnie przez to że go zobaczyłam założyłam własny. Wiem, że tego nigdy nie przeczytasz, ale dziękuję ;*
- Ola a ~ Moja internetowa przyjaciółka ♥  Pociesza, wspiera, uwielbiam ;*  Gdyby nie ty pewnie ten blog byłby zawieszony ;)  Obłocek <3
- Axi Verdas Tavelli ~ Podtrzymujesz na duchu, choć zawiesiłaś bloga jest dla mnie przykładem i mam nadzieję, że kiedyś tam wrócisz ♥  Psyjaciółecka ;3
- Sophie Cortés ~ Ojej ♥  Taka tam rozmowa na gg, a podniosła mnie na duchu ;)  Jesteś dla mnie przykładem ♥
- Tini Verdas ~ Mieszkamy tak blisko siebie o,o  Kocham ♥  Wspierasz mnie ;*
- Dziewczyny ze stronki - Takie tam trzy panie ♥  Duuuużo wsparcia ;*  Mania, Magdzia i Marlencia ;D
- Maddy [Fran] ~ zapalona komentatorka ♥  Kiedy bd miała to gg? ;*

Dziękuję każdemu kto czyta ;)  Nie wierzę, że tyle wytrwałam. Na razie nie kończę przygody z tym blogiem, a jeśli ją zakończę to na pewno gdzieś w odległej przyszłości. Mam takie plany, ale to jak kupię lepszy aparat ;P
Idę na obiad, a potem zabieram się za kończenie rozdziału ;)   Mam dużo pomysłów ;D
Naprawdę dziękuję za to pół roku ♥  Gdyby nie Wy, czytelnicy, ten blog by nie istniał ;***

JESTEM NA TAK! ~ czyli wyniki konkursu


Jestem na TAK! ... Dobrze, że nie na NIE! xd
Zanim dojdę do tego momentu, na który czekają wszystkie dziewczyny, które brały udział... Chcę coś napisać ;P
Naprawdę Wam gratuluję, bo prace były świetne! Każda różniła się od siebie; bo i stylem pisania i fabułą.
Chciałam też podziękować WSZYSTKIM czytelnikom bloga! Jest tu parę szczególnych osóbek. Wymienię je, ale... [to w specjalnym poście ;P] naprawdę dziękuję moim czytelnikom ♥

Postaram się mniej więcej opisać każdą pracę ;)
One Shot' y będę publikowała od ostatniego miejsca do pierwszego! Także jutro OS osoby z wyróżnieniem ;)
Ja tu przemówienia wygłaszam, a dziewczyny nie mogą usiedzieć na miejscu...
Więc...

1. miejsce: Sophie Cortés - Praca jest naprawdę cudowna *-* No mózg zrobił PUF! xd  Nie widziałam prawie żadnych błędów, i długa ^ ^  Ten styl pisania, język, fabuła. No, zakochałam się ;*

2. miejsce
:  Kamila Chanel - Praca też piękna, pomysł przyznam mega ;D  Sami zobaczycie. Styl pisania też mi odpowiada, ale była troszkę krótsza ;P  Kamilko... Kończysz zawsze w takich momentach! Mózg nie zrobił PUF! bo już mi wybuchł :<  xd

3. miejsce
: Ines Blanco - Ciekawy pomysł, taki... że emocje? Nie, to nie to słowo. Z dreszczykiem! ;)  Kilka błędów, ale ogólnie spoko :)

Wyróżnienie
: Sasha Colins♥Verdas - Króciutkie, aczkolwiek pomysł też fajny. Troszkę błędów językowych, ale praca bardzo mi się podoba ;)

Wszystkie dziewczyny proszę, żeby zgłosiły się po nagrody na mój mail: b.verdas.p.blanco@gmail.com
Temat: Nagrody- konkurs
Napiszcie czy chcecie wszystkie swoje wszystkie nagrody, jeśli tak to z kim, itd. ;)
I tu do Sophie... Jeśli chcesz pisać OS ze mną to chyba się jakoś na gg zgadamy?
A co do Kamili to... Pokażę Ci go jeśli bd napisany ;D
Podajcie także link do swojego bloga :)

Przypomnę...
1. Miejsce: nagłówek, reklama przez miesiąc, możliwość napisania OS wraz ze mną, który zostanie opublikowany na blogu, kolaż + odpowiem na 10 pytań, które zada mi zwycięzca ;)

2. Miejsce
: nagłówek, reklama przez trzy tygodnie, możliwość zobaczenia mojego One Shot' a lub rozdziału przed jego opublikowaniem + odpowiem na 5 pytań

3. Miejsce
: reklama przez dwa tygodnie, kolaż + odpowiem na 2 pytania

Wyróżnienie: reklama przez pięć dni + odpowiem na 1 pytanie

Do tego każda z dziewczyn dostanie dyplom ;)
Także ja się biorę za dokańczanie rozdziału i post z okazji pół rocznicy bloga ;*

poniedziałek, 10 marca 2014

Epilog~ Si Estoy Contigo Se Dietene El Reloj

"Istnieją dwa światy- jeden dobry, drugi zły. Stało się tak, że się pomieszały i jednego dnia możesz skakać z radości, a drugiego płakać ze smutku"
~Berry Verdas

*Diego*

Dlaczego to ma się skończyć? Jeszcze raz popatrzyłem na bladą twarz Lary. Jej głębokie oczy już nigdy nic nie ujżą. Jej wargi nie dotkną moich. Jej serce nie zabije dla nikogo.
Wyszedłem ze szpitala. Nie chciałem na to patrzeć. 
Wszedłem do kamienicy. Dotknąłem poręczy. Zerdzewiały metal, tyle wspomnień. Jeszcze parę tygodni temu wraz z Larą zjeżdżaliśmy po niej. Uśmiechnąłem się delikatnie, a po moim policzku spłynęła łza. Nie wstydziłem się, że płaczę. Zawróciłem. Wszedłem do piwnicy. Chwyciłem nóż. Dołączyłem do Niej.


*León*

Szedłem ulicą. Latarnie rozświetlały chodnik. Umówiłem się z Violettą w Restó. Ujrzałem drzwi. Pociagnąłem za klamkę. Zobaczyłam Violę. Siedziała uśmiechając się szeroko.
- Cześć, kochanie. - powiedziałem, dałem jej buziaka w policzek.
- Hej. - odpowiedziała i poprawiła mi fryzurę.
- Jak się ma pani pedantka i mały?
- Ja?! Pedantka... No, wiesz co?
- Nie wiem. - dałem jej całusa.
- Po pierwsze, skąd wiesz, że to chłopczyk? Po drugie dobrze. - spojrzała się na swój brzuch.
- Przeczucie. - odpowiedziałem, głaszcząc wyżej wymienioną część ciała Vilu.
- Leóś... Ty myślisz, że wszystko będzie dobrze?
- Ja nie myślę, ja to wiem. - objąłem ją ramieniem.
I pomyśleć, że na świecie jest tyle zła. My, mamy swój mały świat, w którym jest tylko dobro.



~*~

No i proszę. Jest epilog ;D  Opowiadanie zacznę raczej od rozdziału, bo głosy w ankiecie to 6:0 ;)
Jest krótki, ale pisany na telefonie w 20 minut. Nie wiem czy tak chciałam zakończyć to opowiadanie, ale przynajmniej Leonetta ma "happy end" xd
Wraz z nowym opowiadaniem chcę wprowadzić kilka zmian:
~systematyczne dodawanie rozdziałów [postaram się 2 razy w tygodniu ;D]
~nowy, ładniejszy szablon
~rozdziały bardziej dopracowane
~więcej wymagań z waszej i mojej strony [jeszcze nie wiecie o co mi chodzi xd]
Mam nadzieję, że zmiany wyjdą na dobre ;D  Jakby się coś komuś nie podobało to piszcie w komentarzu, nie obrażę się jeśli będzie to uzasadnione i nie będzie hejtowania ;)
Przypominam o konkursie na OS! POST o nim ;*
Wybiło 12.5oo wyświetleń *-* ♥  Dziękuję ;D
Ja lecem robić matmę ;-;  Rozdział pewnie w tygodniu... W końcu będę pisać w 3. osobie ^ ^ xd
Do następnego ♥

niedziela, 9 marca 2014

13~ "Nadszedł czas" cz. 2

"Jeśli masz szansę zaryzykować zrób to. Jeśli nagroda za podjęcie ryzyka może być duża zrób to. Wiadomo, że ryzyka nie będziesz podejmować codziennie, więc jeśli taka okazja się nadarzy, zrób to"

~Berry Verdas [ft. MultiGamePlayGuy]
~*~

Potraktujcie to jak rozdział, bo tak w sumie nim jest...

~*~

Zastanawiałam się czy to opublikować...

~*~

Nadszedł czas na to. Bardzo długo się zastanawiałam. Męczyłam dwie osoby. [♥]  Czuję, że coś się wypala? Już wiem. To mi nie wychodzi. Codziennie budzę się z myślą "Muszę napisać rozdział" . Wieczorem okazuje się, że jestem strasznie zmęczona. Nie chce, żebyście mnie źle zrozumieli, ale pisanie tego opowiadania jest dla mnie "karą" . Nie umiem napisać ani jednego zdania. I postanowiłam. Chyba dobrze...

~*~

Chodzi oto, że...

~*~

Usuwam bloga...

~*~

ŻARTUJE! xd
Chcę zacząć nowe opowiadanie, które nie jest drugą częścią tego, mam taki pomysł, który chciałam wykorzystać w tym, ale jednak nie ;P
Zastanawiam się nad "urlopem" [nie zawieszeniem] , ale najpierw zobaczę czy będę umiała pisać następne opowiadanko ;)
Epilog pewnie jutro ;D  A teraz pytanie...  Wolicie żebym zaczęła drugie opowiadanie od prologu czy od rozdziału?  Bo szczerze to wolałabym zacząć je od prologu, ale jak tam chcecie ;D  Głosujcie w ankiecie.
Nowe opowiadanie będę pisała w 3. osobie, bo tak mi jakoś łatwiej xd  Będzie o Leonetcie, ale i tak pewnie na chwilę pojawi się Diegoletta ;P
Trochę trudno mi zakończyć to opowiadanie, bo jest pierwsze :<  Tak, jakoś się zżyłam?  Ale pisze mi się je strasznie źle i to chyba wystarczyło mi, żebym napisała tego posta =]
Ostatnio czytałam mój pierwszy rozdział... Jest taki sztuczny xd  Beznadzieja ;-;

~*~

Zadawajcie pytania... Bo 16 marca pół roku bloga ;*  Na maila dostałam 3 prace, ale jedną mam "niepewną" o,o xd  Napisałam do tej osoby ;)
Wiem też, że jedna z osób napisała już na kartce, a jedną wyprawiła mi kazanie dlaczego nie może ♥
One wiedzą o kogo chodzi ;P
Także, na wysłanie mi prac macie czas do 14 marca [nie po polsku, ale co tam xd]
A tu post na ten temat KLIK
I to na tyle w tym temacie ;)

~*~

A co do nowego opowiadania... To myślę, że wam się spodoba, bo mam trochę pomysłów, ale sama jeszcze nie wiem co tam będzie xd
Tak i to BYŁA druga część rozdziału xd  Piękny cytat, trochę zmieniony przeze mnie *^*  ;P
Dziękuję za ponad 12ooo wyświetleń *O*  To nie jest dużo, ale dla mnie znaczy więcej niż myślicie ♥

Do następnego ;*

czwartek, 27 lutego 2014

13~ "Szpital" cz. 1 + INFORMACJA


Prawdziwa miłość przetrwa wszystko... To znaczy, być może...
Berry Verdas

*Diego*

Czekam tu już od pięciu godzin. Wszystko jest takie niepokojące. Obok mnie siedzi mały chłopczyk. Jego wielkie, zaszklone oczy wpatrują się we mnie. Na jego śpioszku widać trzy, małe plamki krwi. Na jego czole widnieje opatrunek z gazy, zalepiony plastrami. Mały co jakiś czas pojękuje z bólu. Z jego noska leci katar, a jego czoło jest rozpalone. Podbiegła do mnie dziewczynka. Mała blondyneczka z krótkimi włosami wpatruje się we mnie jak w lusterko. Wyciąga do mnie jej drobniutką rączkę.
- Dje dobji. Pan duzi.
- Dzień dobry. - uśmiecham się do niej najserdeczniej jak potrafię. Zosia, jak wywnioskowałem z nawoływań mamy, odwzajemnia uśmiech. Zaprowadziła mnie do kąciku dla maluchów. Powiedziała "Citaj ksiskę" . Wziąłem jedną z półki. Usiadłem na czerwonym fotelu, a Zosię posadziłem na kolanach. Pozwoliła mi zapomnieć. Zapomnieć o tym po co tu przyszedłem. Jednak tylko na chwilę. Zrezygnowany usiadłem na krześle, zostawiając zdezorientowaną dziewczynkę. Spojrzałem na zegar, czekam już sześć godzin. Westchnąłem ciężko, chyba za głośno, bo jeden z pacjentów popatrzył w moją stronę z wyraźnym współczuciem. Wstałem i kolejny raz podjąłem próbę.
- Przepraszam, czy mogę uzyskać informację o stanie zdrowia Lary Heredii?
- Nie mogę udzielić panu tego typu informacji. Pani Lara jest operowana. Proszę cierpliwie czekać. - odpowiedziała ponuro jedna z recepcjonistek.
Moim ciężkim westchnięciem określiłem to co się dzieje. Ten szpital to jakaś totalna porażka! Lara może właśnie umierać, a ja nic nie mogę zrobić. Nic!
Drzwi się otworzyły. Lekarze prowadzili łoże. Człowiek, który na nim jechał umierał. Najgorsze jest patrzeć jak człowiek umiera. Umiera i nic nie można zrobić. Zupełnie tak jak z Larą. Nic nie mogę zrobić.
Drzwi sali operacyjnej otwarły się, lekarze wyjechali wraz z łożem, na którym leżała Lara. Nie mogłem podejść bliżej, bo chirurdzy ograniczali dostęp. Obok łóżka zauważyłam różne maszyny, z których wywnioskowałem, że nie jest aż tak źle jak myślałem.
Czekałem, i czekałem. Godziny dłużyły się niemiłosiernie. W końcu z za drzwi jednej z sal, wyłonił się lekarz. Podrapał się po swojej łysinie.
- Jest pan Dominguez?
- Dzień dobry. - podałem mu rękę.
- Witam. Pani Lara wspominała o panu. Może się z nią pan zobaczyć.
Wszedłem do sali. Moja dziewczyna leżała na łóżku z metalowymi poręczami. Jedna ze ścian była zielona, druga niebieska, zaś pozostałe żółte. Na niebieskiej i zielonej ścianie namalowany żółty pas. Na jej lewej ręce wkłuty był wenflon, do którego spływała kroplówka. Twarz Lary była blada. Podszedłem do niej, lekko ująłem za rękę. Lekarz coś mówił o jej stanie zdrowia, ale ja nie słuchałem. Czułem jak gdyby na sali byłbym tylko z Larą. Czas się zatrzymał. Wszystkie opatrunki, kable i urządzenie, do których była podpięta, w tym momencie były dla mnie nie zauważalne. Widziałem tylko ją, ona spała i nie wiedziała, że tu jestem. Silne znieczulenie sprawiło, że zasnęła. Wiedziałem, że może się nie obudzić. Ona, jak gdyby chciała mnie upewnić, że jest wszystko dobrze, otworzyła oczy.

******
Hah ♥  Rozdział pisany w szpitalu... Tak, Berry w szpitalu o,o xd   Pseplasam, że taki krótki ale no wiecie... Coś jakoś xd  Będzie druga część z Leonettą ;3
Dziękuję za ponad 10.000 wyświetleń *O*  Przypominam o konkursie i o pytaniach ;3
Dostałam już dwie prace, za które bardzo dziękuję ;***  Czasu macie dużo ;)
A ja tym czasem lecę na pączki ;D Mniam ;333
P.S. Nwm kiedy next, ponieważ mam dużo do nadrobienia, a i tak do szkoły idę w środę :<

sobota, 22 lutego 2014

Smutam ;'*

Tak. Smutam. A bo taka pewna pani postanowiła sobie zawiesić bloga ;'*  Moja Axi ;'*** Chyba już Olka...
Znaczysz dla mnie więcej niż blogerka ♥  Już tęsknię. Tęsknię za wszystkim. Na szczęście nie usuwasz gg ;'*  Tak, jakoś sobie mojego bloga pociągnę, ale wiesz... Smutno ;c  No bo wszyscy albo odchodzą albo zawieszają blogi ;'(  Tak i to jest taki bezsensowny pościk dla wielu osób. Dla mnie dużo znaczy ♥  I myślę, że choćby dla paru osób też ;'*
Naprawdę smutno ;c  ale to twoja decyzja <3
Kocham Cię, moja Axito ;'P
Zawsze wierna Ci Berry ♥

KONKURS ;) + akcja?

O akcji na dole...
 

Tak sobie grzebię po moim blogu... czytam te stare, głupie rozdziały... i patrzę...
PROLOG/ 16 WRZEŚNIA! Potem liczę i stwierdzam, że 16 marca miła pół roku bloga! Wow, ale to szybko zleciało ;)
I tak sobie wymyśliłam, że może jakiś konkurs... Taki może na One Shot' a...



 ♦ Dobrze, to może się określę troszku jaśniej? Otóż sprawa wygląda następująco...
1. Konkurs trwa od 22 lutego do 14 marca.
2. Wyniki ogłoszę 16 marca [a będę taka zua ^^]
3. Prace opublikuje 16 marca;)
4. Tematyka jest dowolna, ale ale... NIE +18!
5. Jak można się domyślić po blogu OS ma być związany z Violettą [jakie zaskoczenie o.O xd]
6. Prace wysyłajcie na mail: b.verdas.p.blanco@gmail.com
7. Jakie kol wiek wątpliwości zgłaszajcie do mnie na gg: 49756631 ;)

♦ A teraz ta przyjemniejsza część, czyli nagrody...
1. Miejsce: nagłówek, reklama przez miesiąc, możliwość napisania OS wraz ze mną, który zostanie opublikowany na blogu, kolaż + odpowiem na 10 pytań, które zada mi zwycięzca ;)
2. Miejsce: nagłówek, reklama przez trzy tygodnie, możliwość zobaczenia mojego One Shot' a lub rozdziału przed jego opublikowaniem + odpowiem na 5 pytań ;)
3. Miejsce: reklama przez dwa tygodnie, kolaż + odpowiem na 2 pytania ;)
Wyróżnienie: reklama przez pięć dni + odpowiem na 1 pytanie ;)

♦ Każdy kto weźmie udział dostanie dyplom ;D Tak i to chyba wszyściuteńko z tematu konkursu ;*
Coś w tym poście za dużo ";)" xd  No, ale trudno ;P
Wiem, że w konkursie weźmie udział bardzo mało osób, ale czasu macie dużo ;P
Więc czekam na wszystkie prace ♥  Czyli, że czekam na nic? No, dobra... xd
Rozdzialik pewnie jutro, ale wiecie... pechowa 13 xd i jakoś napisać nie umiem xd

♦ No i o akcji...
Tego 16 marca mija pół roku odkąd mam tego bloga. Na bloggerze jestem dłużej, właśnie sobie teraz przypomniałam, że gdzieś w odległej przeszłości miałam konto... A raczej mam ;P ale nie w tym rzecz xd  Generalnie blog był związany z grą howrse.pl ;)  Jakieś poradniki itd. Nom xd
I ja tak sobie myślę, że mija pół roku. I może ktoś z was chciałby mnie lepiej poznać?
Tak, więc pod wszystkimi postami, które pojawią się do 15 marca zadawajcie pytania. Mogą być związane z blogiem, z moim życiem, ze szkołą, muzyką, grafiką... Boże xd  No, ogólnie ze wszystkim xd 
Odpowiem na nie w "special" [xd] poście, 16 marca ;D
Żebym wiedziała, że zadajecie pytania do tego posta, piszcie:
[P].... (w miejscu 3 kjopecek pytanko ;D)
Wszystkie pytania, wraz z pytającymi, zapiszę w specjalnej księdze. Nazywa się NOTATNIK xd

I to wszystko ;)  Berry już się zamyka ;P

piątek, 21 lutego 2014

One Shot~ "Historia lubi się powtarzać"

Radzę włączyć tą piosenkę ;)
KLIK

Słychać głos w powietrzu mówiący "Nie oglądaj się za siebie, nie masz gdzie"
Bo jeśli nie masz patrzeć w przeszłość, bo tam nic nie ma, to może masz na co patrzeć teraz. A co jeśli nie umiesz? Albo po prostu nie możesz? Nikt cię tego nie nauczył, bo nie masz żadnej bliskiej osoby? Albo może masz, ale nie wiesz? Nie wiesz, że ktoś cię kocha, że jesteś potrzebny. Nie umiesz zapomnieć o tym co było, zamknąć drzwi i wykrzyczeć "Dość!". Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Dla brunetki to bardzo trudne. Nie umiem zakończyć rozdziału w swoim nędznym życiu i zacząć nowy. Wie, że jest źle, ale jednak nie umie. Nie ma nikogo kto by jej pomógł. Wie, też, że nie ma najgorzej na świecie, choć ma źle. Czarna rzeczywistość. Codziennie robi to samo. Nie może spać, nie je, wypłakuje tony łez w poduszkę. Ona także myśli, myśli bardzo dużo, ale nic a nic z tego nie ma. Wtedy jest jeszcze gorzej. Dziewczyna nie myśli o tym co by było gdyby. Myśli, o tym co było i dlaczego tak jest. A jest tak, że została sama, znienawidzona przez ludzi, nie ma nic i nie ma nikogo. I to chyba jest najgorsze. Nie to, że nie wychodzi od paru lat z jedno pokojowego mieszkania. Nie ma przyjaciół. Rodziny. Ma wszystko i ma nic. Jest piękna, inteligentna, utalentowana, ale co jej do tego skoro nie ma nic? Jest niewinna, a cierpi. Każdy oddech boli, każda myśl boli. Życie boli. Wszystko się sypie. Brunetka nie daje rady.
Dawałaby, gdyby nie jej okrutna przeszłość. Patrzy w gwiazdy i pyta sama siebie, dlaczego to ona? Przecież jest niewinna. Wszyscy myślą, że to ona dokonała strasznego czynu. Tylko ona, "ofiara" i jedna osoba znają prawdę. Czasem wydaje jej się, że go słyszy. Przychodzi wieczorem i pociesza, szepcze że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Ona wtedy odpowiada, że jak ma się wszystko ułożyć skoro ona nie ma nic. Słyszy wtedy ciche westchnięcie. Dziewczyna zaczyna płakać, a on znika. I tak każdej nocy. Podczas nawiedzenia, gdy dziewczyna spojrzy w lustro jej oczy są czarne, twarz blada, usta wyschnięte, włosy czarne, a wzrok nie obecny. Zupełnie jakby się stawała duchem. Lecz pewnej nocy nie przyszedł, a raczej się nie pojawił. I już nigdy go nie widziała. Może to dlatego, że tamtej nocy gdy się nie pojawił postanowiła, że po sześciu latach opierania się o ścianę, bezsilności i płaczu, czas wyjść? Stwierdziła, że czas na to by zostawić to co było. Przecież życie nie na tym polega. Trzeba spadać długo, żeby się pozbierać. Ale jeśli możesz upaść zrób to. Zrób to, bo nie pożałujesz. A przynajmniej będziesz wiedzieć, że spróbowałaś. Tak, więc nasza bohaterka upadała bardzo długo, ale w końcu spotkała się z gruntem i podniosła. W sumie to raczej próbowała. Widocznie nie wylądowała na twardym kamieniu, tylko na ruchomych piaskach...

***

Dwudziesto dwu -latka po sześciu latach spędzonych w czterech ścianach w końcu wyszła na ulicę. Nie wiedziała gdzie iść, bo tak naprawdę nie miała gdzie.
Było późno, gdy szła chodnikiem. Co jakiś czas na uliczce ustawili lampy. Dawały słabe światło, ale wystarczało na tyle, by oświetlić chodnik. Dziewczyna podeszła do jednej z nich. Było to rzekomo miejsce zabójstwa. Usłyszała dziwny hałas. Dobiegał od strony krzaków. Zaniepokoiło ją to, szybko się odwróciła. Stali za nią... No, właśnie kim oni dla niej byli? Bo trochę wrogami, kiedyś przyjaciółmi. Brunetka doskonale ich znała, ale kiedy pomyślała, że parę lat temu byli jej przyjaciółmi, zrobiło jej się wręcz nie dobrze. Nie pojmowała jak mogła zaufać tak zakłamanym ludziom. Tylko on, ten jeden był prawdziwy. Odszedł, ale do nie dawna ją nawiedzał. Była to raczej jej podświadomość, która próbowała się ratować. I udało jej się, choć nie do końca, gdyby dziewczyna nie spotkała ich byłoby inaczej.
- Patrzcie! Zołza znowu odżyła! - zaśmiał się szyderczo Federico.
- Wiecie co?! Jesteście w wielkim błędzie! Ja nic nie zrobiłam! - odpowiedziała dziewczyna. - Chcę żyć normalnie. Ale wiecie co?! Nie da się! - nie skończyła, jeden z członków grupy jej przerwał.
- Tylko normalni ludzie, tacy jak my, żyją normalne! To proste! - wykrzyczała Francesca.
- Ja jestem normalna! To wy jesteście chorzy psychicznie! To wy! Przez was moje życie jest niczym! Tylko przez was! - brunetka rzuciła się na Francescę, dziewczynę która przekonała wszystkim, że ta brunetka zabiła Marco. Była zazdrosna. I z tej zazdrości sama go zabiła. Zabiła go, bo go pragnęła. Od zawsze ludzie mówili jej, że jest bez serca. Francesca umiała kłamać tak dobrze jak nikt. Właśnie dlatego, niegdyś jej najlepsza przyjaciółka uwierzyła jej. Poniosła tego konsekwencje. Tylko pytanie dlaczego życie tak się ułożyło?
Dla brunetki, uwięzionej od sześciu lat w jednym pokoju, nie było wyjścia w tej sytuacji. Rzuciła się na Francescę. Wiedziała, że jej życie już się posypało. Wolałaby gdyby posypało się do końca, by wszystko zostało zburzone i narodziło się na nowo. Zaczęła dusić czarnowłosą. Zadawała jej bolesne ciosy. Emocje wygrały. Francesca nie pozostawała dłużna. Brunetka uciekła, bała się. Kiedy znalazła się w domu i opatrzyła rany, wyjrzała przez okno. Na chodniku zobaczyła kałużę krwi. Usłyszała ten straszny sygnał karetki. Ten sam, który usłyszała sześć lat temu. Właśnie zrozumiała co zrobiła. Francesca może nie przeżyć tak jak Marco. Spojrzała na kalendarz. Luty, piątek, trzynastego. W ten sam dzień odszedł Marco. Od tamtego dnia wszystko zaczęło się komplikować. Przecież wczoraj postanowiła, że zacznie normalne życie. Wszystko się posypało i sypie się dalej. W końcu się rozsypie i nic nie zostanie. Przecież właśnie tego chciała. Ale nie chciała by ktoś umarł z jej winy. I tam razem to była prawda. Nie kłamstwo. Zaczęła sobie przypominać zdarzenia z przed kilku. Nigdy tego nie robiła. Chciała zapomnieć o nim. Nie powinna. Nie powinno się zapominać o tych, których się kocha. To właśnie jej podświadomość każdej nocy tworzyła obrazy, dźwięki. Wydawało się jej, że przychodzi. Czy gdyby chciała o nim zapomnieć jej umysł wymyślałby to wszystko? Zdecydowanie nie...

***

To było dokładnie sześć lat temu. Rok dwutysięczny ósmy. Uśmiechnięta szesnastolatka obudziła się, zjadła śniadanie. Gdyby wiedziała co ją spotka na pewno nie wychodziłaby z domu. Ale nie jest wróżką. Zamknęła drzwi na zamek, a klucze schowała do torebki. Pod jej domem spotkała Marco. Szli do szkoły. Rozmawiali o różnych rzeczach. Gdyby ktoś obcy usłyszałby rozmowę, pomyślałby że jest pozbawiona najmniejszego sensu. Dla nich każde słowo było skarbem. Marco spojrzał się w głębokie oczu brunetki i utonął. Utonął już na zawsze, bo przybiegła Francesca. Chłopak zamierzał powiedzieć brunetce, że od dawna coś do niej czuje. Niestety nie zauważyła Francesci. Powiedział to do brunetki w złym momencie. Młoda Restó zaczęła dusić, bić brunetkę. Marco stanął w obronie. Kazał uciekać swojej miłości. Niestety czarnowłosa nie dawała za wygraną. W końcu osiągnęła swój cel. Teraz był tylko jej. Martwe ciało Marco Tavelli' ego spoczywała w jej rękach. Przyjechała karetka, do dziś nie wiadomo kto ją wezwał. Zabrali bruneta. Po tygodniu odbył się pogrzeb. Miłość chłopaka widziała jak Francesca go rani. Gdy okazało się, że Marco nie żyje jej życie się zawaliło. Wszyscy przyjaciele odwrócili się od niej. Zostawili ją samą. Francesca okłamała ich. Powiedziała, że to ta poszkodowana zabiła Marco. Wszyscy oczywiście uwierzyli.

***

Historia miała się powtórzyć. Tylko tym razem będzie to tylko i wyłącznie wina brunetki. Jest tego świadoma. W pełni. Tak jak sześć lat temu zsunęła się po ścianie. Znienawidziła Francescę, ale wie dobrze że mogły być, tak jak kiedyś, najlepszymi przyjaciółkami. Teraz być może to nie możliwe.
Ktoś zapukał do jej drzwi. Otworzyła. Nie spodziewała się gościa, a raczej gości. Rzuciła się w ich ramiona. Razem płakali. Powiedzieli, że znają prawdę. Francesca, przed tym jak zabrała ją karetka, rzuciła hasła na wiatr. Brzmiały tak: "Ona", "To nie ona", "Ona nie zabiła", "Marco", "To ja", "Przepraszam". Zwinięci w kłębek na podłodze, leżeli i płakali. Wszyscy sobie wybaczali. Ich jedynym marzeniem byłoby Włoszka przeżyła.

***

Brunetka wstałą wcześniej niż wszyscy. Stwierdziła, że mogą to być ostatnie chwile jej przyjaciółki. Wsiadła w pierwszy lepszy tramwaj i pojechała do szpitala. Dowiedziała się, że Francesca właśnie jest operowana. Usiadła na krześle w poczekalni. Płakała. To wszystko nie ma sensu. Już tyle się nacierpiała. To wszystko jej wina. Gdyby wcześniej odebrała sobie życie, teraz nic by się nie stało. Jej oczy były bardzo spuchnięte. Cztery godziny płaczu zrobiły swoje. Poczuła jak ktoś ją obejmuje. Odwróciła się. To byli oni. Jej przyjaciele. Spróbowała posłać uśmiech, lecz jej usta odmówiły współpracy.
Z za drzwi ukazał się lekarz. Powiedział, że Francesca jest w bardzo ciężkim stanie, może nie dożyć jutra. Pozwolił by weszła tylko jedna osoba. Brunetka spojrzała na chłopaka Restó. Wiedziała, że ona nie jest godna by być może być ostatnią osobą, która dotknie ją żywą. Federico przecząco pokręcił głową. Kazali jej do niej iść. Brunetka zamknęła za sobą drzwi. Ukucnęła przy szpitalnym łóżku Francesci. Zalała się łzami. Delikatnie trzymała Francescę za rękę. Bała się, że gdyby chwyciła ją mocniej ciemnowłosa odeszłaby.
- To ty? - wyjąkała Francesca z trudem łapiąc oddech.
- Fran, to ja. Przepraszam za wszystko. Kochałaś Marco. Ja też, ale to wy jesteście sobie przeznaczeni. Przepraszam. - z moich oczu pociekły tysiące łez, bolały.
- To ja przepraszam, wszystko to moja wina. Gdyby nie ja wszystko byłoby dobrze. Byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a teraz nie ma nic.
- Dla mnie zawsze byłaś najlepszą przyjaciółką. Zawsze. - mocniej chwyciłam jej rękę.
- Ty też. Jeśli umrę poradzisz sobie, ułożysz swoje życie na nowo. - traciła oddech. - Przepraszam. Za wszystko. - lekko uścisnęła rękę brunetki. - Zaraz umrę. Marco jest twój...
- Fran! Nie! - wykrzyczała. Spojrzała na monitor jednej z maszyn. Kreska była prosta. Francesca Restó nie żyje i to przez jej głupotę. - Nie! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Tak jak gdyby myślała, że to przywróci Francescę do życia.
Ostatecznie pożegnała się z przyjaciółką. Odgarnęła czarny pukiel włosów z czoła Włoszki. Uścisnęła jej bladą dłoń. Okryli ją płachtą i zanieśli gdzieś, nie wiadomo gdzie. Francesca kazała swojej przyjaciółce poukładać życie, ale kiedy brakuje jednego klocka wszystko się wali.

***

Tydzień później odbył się pogrzeb. Przyjaciele wspierali brunetkę w tak ciężkiej chwili. Ale co da wsparcie w takiej sytuacji? Tylko świadomość, że ma się przyjaciół nic więcej. Dziewczyna pogrążona w żałobie wraz ze swoją przyjaciółką siedział w pokoju brunetki. Płakały. Nagle okno otworzyło się z wielkim impetem. Doniczka spadła, a zasłony rozsunęły się. Do pokoju wpadło fioletowe światło .Zdecydowanie to nie mogło być światło słoneczne. Obydwie dziewczyny mogły je zobaczyć. Czuły czyjąś obecność, ale nikogo nie widziały. Nagle usłyszały dwa głosy...

- Fran? Marco? - spytała Natalia.
- Tak. - odpowiedziały głosy tak podobne do ich przyjaciół jak dwie krople wody. Przenikały wszystkie przedmioty, nawet ciała dziewczyn. Dwie przyjaciółki nie bały się. Coś im mówiło, że to duchy, dobre duchy.
- Przecież wy nie żyjecie. Jesteście zakopani parę metrów pod ziemią. - odezwała się najlepsza przyjaciółka Restó.
- Nie ma nas na tym świecie, żyjemy w innym. Tam nie ma cierpienia. Nie ma bólu. - odpowiedział głos. Dziewczyny aż się zatrzęsły.
- Fran, Marco. Wróćcie do nas. Tęsknimy. Codziennie wylewamy tysiące łez. - w tak samo dziwny sposób jak okno się otwarło to i w taki sam sposób zostało zamknięte. Nie było już niebieskiego światła. Zostało tylko zrzucona doniczka z parapetu.

***

Brunetka dokonała wyboru. Jeśli w tamtym świecie nie ma bólu, ani cierpienia musi się tam znaleźć. Musi być koło Francesci i Marco.
Wzięła żyletkę i zaczęłą nacinać rany na swoich rękach. Nie czuła bólu. Była szczęśliwa. Wiedziała, że za nie całe pięć minut znajdzie się w tym świecie. W krainie aniołów, tam nie ma bólu. Brunetka wykrwawiła się na śmierć. Nastepnego dnia przyszedł León. Drzwi nie były zamknięte, więc wszedł bez problemu. Kiedy zobaczył martwe ciało w zaschniętej kałuży krwi zaczął płakać. Jak małe dziecko. Zadzwonił do przyjaciół. Nie mogli uwierzyć w to co się stało. Najpierw Marco, potem Francesca, a teraz ona. Pięć dni później ciało młodej dziewczyny znalazło się pod ziemią. Kiedy Natalia opowiedziała im o niesamowitym spotkaniu od razu uwierzyli.

***

Na nagrobku wygrawerowali napis "Samobójcy to aniołowie, którzy nie dali rady życiu. Są niewinny." oraz "Camila Torres, Rest In Peace" co oznacza "Spoczywaj w pokoju"...

***

Violetta Verdas zamknęła swojego laptopa. Była bardzo dumna ze swojego dzieła. Niedługo ma wydać nową książkę. Będzie to druga część "Czarnych Aniołów". Postanowiła, że to będzie ostatni rozdział.

- Leóś, chcesz przeczytać? - spytała swojego męża.
- Nie. - odpowiedział szorstko.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona brunetka.
- Camila nie żyje.


*****
Taki tam OS, który zajął 3. miejsce w konkursie u Axi Verdas Tavelli. Kocham i dziękuję ;***
Dla mnie nie zasługuje na podium, ale czymś muszę zapchać bloga? C'nie? ;P
No i rozdział pewnie w sobotę, ale będzie w niedzielę xd [moja logika xd]
Kończę ♥