czwartek, 27 lutego 2014

13~ "Szpital" cz. 1 + INFORMACJA


Prawdziwa miłość przetrwa wszystko... To znaczy, być może...
Berry Verdas

*Diego*

Czekam tu już od pięciu godzin. Wszystko jest takie niepokojące. Obok mnie siedzi mały chłopczyk. Jego wielkie, zaszklone oczy wpatrują się we mnie. Na jego śpioszku widać trzy, małe plamki krwi. Na jego czole widnieje opatrunek z gazy, zalepiony plastrami. Mały co jakiś czas pojękuje z bólu. Z jego noska leci katar, a jego czoło jest rozpalone. Podbiegła do mnie dziewczynka. Mała blondyneczka z krótkimi włosami wpatruje się we mnie jak w lusterko. Wyciąga do mnie jej drobniutką rączkę.
- Dje dobji. Pan duzi.
- Dzień dobry. - uśmiecham się do niej najserdeczniej jak potrafię. Zosia, jak wywnioskowałem z nawoływań mamy, odwzajemnia uśmiech. Zaprowadziła mnie do kąciku dla maluchów. Powiedziała "Citaj ksiskę" . Wziąłem jedną z półki. Usiadłem na czerwonym fotelu, a Zosię posadziłem na kolanach. Pozwoliła mi zapomnieć. Zapomnieć o tym po co tu przyszedłem. Jednak tylko na chwilę. Zrezygnowany usiadłem na krześle, zostawiając zdezorientowaną dziewczynkę. Spojrzałem na zegar, czekam już sześć godzin. Westchnąłem ciężko, chyba za głośno, bo jeden z pacjentów popatrzył w moją stronę z wyraźnym współczuciem. Wstałem i kolejny raz podjąłem próbę.
- Przepraszam, czy mogę uzyskać informację o stanie zdrowia Lary Heredii?
- Nie mogę udzielić panu tego typu informacji. Pani Lara jest operowana. Proszę cierpliwie czekać. - odpowiedziała ponuro jedna z recepcjonistek.
Moim ciężkim westchnięciem określiłem to co się dzieje. Ten szpital to jakaś totalna porażka! Lara może właśnie umierać, a ja nic nie mogę zrobić. Nic!
Drzwi się otworzyły. Lekarze prowadzili łoże. Człowiek, który na nim jechał umierał. Najgorsze jest patrzeć jak człowiek umiera. Umiera i nic nie można zrobić. Zupełnie tak jak z Larą. Nic nie mogę zrobić.
Drzwi sali operacyjnej otwarły się, lekarze wyjechali wraz z łożem, na którym leżała Lara. Nie mogłem podejść bliżej, bo chirurdzy ograniczali dostęp. Obok łóżka zauważyłam różne maszyny, z których wywnioskowałem, że nie jest aż tak źle jak myślałem.
Czekałem, i czekałem. Godziny dłużyły się niemiłosiernie. W końcu z za drzwi jednej z sal, wyłonił się lekarz. Podrapał się po swojej łysinie.
- Jest pan Dominguez?
- Dzień dobry. - podałem mu rękę.
- Witam. Pani Lara wspominała o panu. Może się z nią pan zobaczyć.
Wszedłem do sali. Moja dziewczyna leżała na łóżku z metalowymi poręczami. Jedna ze ścian była zielona, druga niebieska, zaś pozostałe żółte. Na niebieskiej i zielonej ścianie namalowany żółty pas. Na jej lewej ręce wkłuty był wenflon, do którego spływała kroplówka. Twarz Lary była blada. Podszedłem do niej, lekko ująłem za rękę. Lekarz coś mówił o jej stanie zdrowia, ale ja nie słuchałem. Czułem jak gdyby na sali byłbym tylko z Larą. Czas się zatrzymał. Wszystkie opatrunki, kable i urządzenie, do których była podpięta, w tym momencie były dla mnie nie zauważalne. Widziałem tylko ją, ona spała i nie wiedziała, że tu jestem. Silne znieczulenie sprawiło, że zasnęła. Wiedziałem, że może się nie obudzić. Ona, jak gdyby chciała mnie upewnić, że jest wszystko dobrze, otworzyła oczy.

******
Hah ♥  Rozdział pisany w szpitalu... Tak, Berry w szpitalu o,o xd   Pseplasam, że taki krótki ale no wiecie... Coś jakoś xd  Będzie druga część z Leonettą ;3
Dziękuję za ponad 10.000 wyświetleń *O*  Przypominam o konkursie i o pytaniach ;3
Dostałam już dwie prace, za które bardzo dziękuję ;***  Czasu macie dużo ;)
A ja tym czasem lecę na pączki ;D Mniam ;333
P.S. Nwm kiedy next, ponieważ mam dużo do nadrobienia, a i tak do szkoły idę w środę :<

sobota, 22 lutego 2014

Smutam ;'*

Tak. Smutam. A bo taka pewna pani postanowiła sobie zawiesić bloga ;'*  Moja Axi ;'*** Chyba już Olka...
Znaczysz dla mnie więcej niż blogerka ♥  Już tęsknię. Tęsknię za wszystkim. Na szczęście nie usuwasz gg ;'*  Tak, jakoś sobie mojego bloga pociągnę, ale wiesz... Smutno ;c  No bo wszyscy albo odchodzą albo zawieszają blogi ;'(  Tak i to jest taki bezsensowny pościk dla wielu osób. Dla mnie dużo znaczy ♥  I myślę, że choćby dla paru osób też ;'*
Naprawdę smutno ;c  ale to twoja decyzja <3
Kocham Cię, moja Axito ;'P
Zawsze wierna Ci Berry ♥

KONKURS ;) + akcja?

O akcji na dole...
 

Tak sobie grzebię po moim blogu... czytam te stare, głupie rozdziały... i patrzę...
PROLOG/ 16 WRZEŚNIA! Potem liczę i stwierdzam, że 16 marca miła pół roku bloga! Wow, ale to szybko zleciało ;)
I tak sobie wymyśliłam, że może jakiś konkurs... Taki może na One Shot' a...



 ♦ Dobrze, to może się określę troszku jaśniej? Otóż sprawa wygląda następująco...
1. Konkurs trwa od 22 lutego do 14 marca.
2. Wyniki ogłoszę 16 marca [a będę taka zua ^^]
3. Prace opublikuje 16 marca;)
4. Tematyka jest dowolna, ale ale... NIE +18!
5. Jak można się domyślić po blogu OS ma być związany z Violettą [jakie zaskoczenie o.O xd]
6. Prace wysyłajcie na mail: b.verdas.p.blanco@gmail.com
7. Jakie kol wiek wątpliwości zgłaszajcie do mnie na gg: 49756631 ;)

♦ A teraz ta przyjemniejsza część, czyli nagrody...
1. Miejsce: nagłówek, reklama przez miesiąc, możliwość napisania OS wraz ze mną, który zostanie opublikowany na blogu, kolaż + odpowiem na 10 pytań, które zada mi zwycięzca ;)
2. Miejsce: nagłówek, reklama przez trzy tygodnie, możliwość zobaczenia mojego One Shot' a lub rozdziału przed jego opublikowaniem + odpowiem na 5 pytań ;)
3. Miejsce: reklama przez dwa tygodnie, kolaż + odpowiem na 2 pytania ;)
Wyróżnienie: reklama przez pięć dni + odpowiem na 1 pytanie ;)

♦ Każdy kto weźmie udział dostanie dyplom ;D Tak i to chyba wszyściuteńko z tematu konkursu ;*
Coś w tym poście za dużo ";)" xd  No, ale trudno ;P
Wiem, że w konkursie weźmie udział bardzo mało osób, ale czasu macie dużo ;P
Więc czekam na wszystkie prace ♥  Czyli, że czekam na nic? No, dobra... xd
Rozdzialik pewnie jutro, ale wiecie... pechowa 13 xd i jakoś napisać nie umiem xd

♦ No i o akcji...
Tego 16 marca mija pół roku odkąd mam tego bloga. Na bloggerze jestem dłużej, właśnie sobie teraz przypomniałam, że gdzieś w odległej przeszłości miałam konto... A raczej mam ;P ale nie w tym rzecz xd  Generalnie blog był związany z grą howrse.pl ;)  Jakieś poradniki itd. Nom xd
I ja tak sobie myślę, że mija pół roku. I może ktoś z was chciałby mnie lepiej poznać?
Tak, więc pod wszystkimi postami, które pojawią się do 15 marca zadawajcie pytania. Mogą być związane z blogiem, z moim życiem, ze szkołą, muzyką, grafiką... Boże xd  No, ogólnie ze wszystkim xd 
Odpowiem na nie w "special" [xd] poście, 16 marca ;D
Żebym wiedziała, że zadajecie pytania do tego posta, piszcie:
[P].... (w miejscu 3 kjopecek pytanko ;D)
Wszystkie pytania, wraz z pytającymi, zapiszę w specjalnej księdze. Nazywa się NOTATNIK xd

I to wszystko ;)  Berry już się zamyka ;P

piątek, 21 lutego 2014

One Shot~ "Historia lubi się powtarzać"

Radzę włączyć tą piosenkę ;)
KLIK

Słychać głos w powietrzu mówiący "Nie oglądaj się za siebie, nie masz gdzie"
Bo jeśli nie masz patrzeć w przeszłość, bo tam nic nie ma, to może masz na co patrzeć teraz. A co jeśli nie umiesz? Albo po prostu nie możesz? Nikt cię tego nie nauczył, bo nie masz żadnej bliskiej osoby? Albo może masz, ale nie wiesz? Nie wiesz, że ktoś cię kocha, że jesteś potrzebny. Nie umiesz zapomnieć o tym co było, zamknąć drzwi i wykrzyczeć "Dość!". Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Dla brunetki to bardzo trudne. Nie umiem zakończyć rozdziału w swoim nędznym życiu i zacząć nowy. Wie, że jest źle, ale jednak nie umie. Nie ma nikogo kto by jej pomógł. Wie, też, że nie ma najgorzej na świecie, choć ma źle. Czarna rzeczywistość. Codziennie robi to samo. Nie może spać, nie je, wypłakuje tony łez w poduszkę. Ona także myśli, myśli bardzo dużo, ale nic a nic z tego nie ma. Wtedy jest jeszcze gorzej. Dziewczyna nie myśli o tym co by było gdyby. Myśli, o tym co było i dlaczego tak jest. A jest tak, że została sama, znienawidzona przez ludzi, nie ma nic i nie ma nikogo. I to chyba jest najgorsze. Nie to, że nie wychodzi od paru lat z jedno pokojowego mieszkania. Nie ma przyjaciół. Rodziny. Ma wszystko i ma nic. Jest piękna, inteligentna, utalentowana, ale co jej do tego skoro nie ma nic? Jest niewinna, a cierpi. Każdy oddech boli, każda myśl boli. Życie boli. Wszystko się sypie. Brunetka nie daje rady.
Dawałaby, gdyby nie jej okrutna przeszłość. Patrzy w gwiazdy i pyta sama siebie, dlaczego to ona? Przecież jest niewinna. Wszyscy myślą, że to ona dokonała strasznego czynu. Tylko ona, "ofiara" i jedna osoba znają prawdę. Czasem wydaje jej się, że go słyszy. Przychodzi wieczorem i pociesza, szepcze że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Ona wtedy odpowiada, że jak ma się wszystko ułożyć skoro ona nie ma nic. Słyszy wtedy ciche westchnięcie. Dziewczyna zaczyna płakać, a on znika. I tak każdej nocy. Podczas nawiedzenia, gdy dziewczyna spojrzy w lustro jej oczy są czarne, twarz blada, usta wyschnięte, włosy czarne, a wzrok nie obecny. Zupełnie jakby się stawała duchem. Lecz pewnej nocy nie przyszedł, a raczej się nie pojawił. I już nigdy go nie widziała. Może to dlatego, że tamtej nocy gdy się nie pojawił postanowiła, że po sześciu latach opierania się o ścianę, bezsilności i płaczu, czas wyjść? Stwierdziła, że czas na to by zostawić to co było. Przecież życie nie na tym polega. Trzeba spadać długo, żeby się pozbierać. Ale jeśli możesz upaść zrób to. Zrób to, bo nie pożałujesz. A przynajmniej będziesz wiedzieć, że spróbowałaś. Tak, więc nasza bohaterka upadała bardzo długo, ale w końcu spotkała się z gruntem i podniosła. W sumie to raczej próbowała. Widocznie nie wylądowała na twardym kamieniu, tylko na ruchomych piaskach...

***

Dwudziesto dwu -latka po sześciu latach spędzonych w czterech ścianach w końcu wyszła na ulicę. Nie wiedziała gdzie iść, bo tak naprawdę nie miała gdzie.
Było późno, gdy szła chodnikiem. Co jakiś czas na uliczce ustawili lampy. Dawały słabe światło, ale wystarczało na tyle, by oświetlić chodnik. Dziewczyna podeszła do jednej z nich. Było to rzekomo miejsce zabójstwa. Usłyszała dziwny hałas. Dobiegał od strony krzaków. Zaniepokoiło ją to, szybko się odwróciła. Stali za nią... No, właśnie kim oni dla niej byli? Bo trochę wrogami, kiedyś przyjaciółmi. Brunetka doskonale ich znała, ale kiedy pomyślała, że parę lat temu byli jej przyjaciółmi, zrobiło jej się wręcz nie dobrze. Nie pojmowała jak mogła zaufać tak zakłamanym ludziom. Tylko on, ten jeden był prawdziwy. Odszedł, ale do nie dawna ją nawiedzał. Była to raczej jej podświadomość, która próbowała się ratować. I udało jej się, choć nie do końca, gdyby dziewczyna nie spotkała ich byłoby inaczej.
- Patrzcie! Zołza znowu odżyła! - zaśmiał się szyderczo Federico.
- Wiecie co?! Jesteście w wielkim błędzie! Ja nic nie zrobiłam! - odpowiedziała dziewczyna. - Chcę żyć normalnie. Ale wiecie co?! Nie da się! - nie skończyła, jeden z członków grupy jej przerwał.
- Tylko normalni ludzie, tacy jak my, żyją normalne! To proste! - wykrzyczała Francesca.
- Ja jestem normalna! To wy jesteście chorzy psychicznie! To wy! Przez was moje życie jest niczym! Tylko przez was! - brunetka rzuciła się na Francescę, dziewczynę która przekonała wszystkim, że ta brunetka zabiła Marco. Była zazdrosna. I z tej zazdrości sama go zabiła. Zabiła go, bo go pragnęła. Od zawsze ludzie mówili jej, że jest bez serca. Francesca umiała kłamać tak dobrze jak nikt. Właśnie dlatego, niegdyś jej najlepsza przyjaciółka uwierzyła jej. Poniosła tego konsekwencje. Tylko pytanie dlaczego życie tak się ułożyło?
Dla brunetki, uwięzionej od sześciu lat w jednym pokoju, nie było wyjścia w tej sytuacji. Rzuciła się na Francescę. Wiedziała, że jej życie już się posypało. Wolałaby gdyby posypało się do końca, by wszystko zostało zburzone i narodziło się na nowo. Zaczęła dusić czarnowłosą. Zadawała jej bolesne ciosy. Emocje wygrały. Francesca nie pozostawała dłużna. Brunetka uciekła, bała się. Kiedy znalazła się w domu i opatrzyła rany, wyjrzała przez okno. Na chodniku zobaczyła kałużę krwi. Usłyszała ten straszny sygnał karetki. Ten sam, który usłyszała sześć lat temu. Właśnie zrozumiała co zrobiła. Francesca może nie przeżyć tak jak Marco. Spojrzała na kalendarz. Luty, piątek, trzynastego. W ten sam dzień odszedł Marco. Od tamtego dnia wszystko zaczęło się komplikować. Przecież wczoraj postanowiła, że zacznie normalne życie. Wszystko się posypało i sypie się dalej. W końcu się rozsypie i nic nie zostanie. Przecież właśnie tego chciała. Ale nie chciała by ktoś umarł z jej winy. I tam razem to była prawda. Nie kłamstwo. Zaczęła sobie przypominać zdarzenia z przed kilku. Nigdy tego nie robiła. Chciała zapomnieć o nim. Nie powinna. Nie powinno się zapominać o tych, których się kocha. To właśnie jej podświadomość każdej nocy tworzyła obrazy, dźwięki. Wydawało się jej, że przychodzi. Czy gdyby chciała o nim zapomnieć jej umysł wymyślałby to wszystko? Zdecydowanie nie...

***

To było dokładnie sześć lat temu. Rok dwutysięczny ósmy. Uśmiechnięta szesnastolatka obudziła się, zjadła śniadanie. Gdyby wiedziała co ją spotka na pewno nie wychodziłaby z domu. Ale nie jest wróżką. Zamknęła drzwi na zamek, a klucze schowała do torebki. Pod jej domem spotkała Marco. Szli do szkoły. Rozmawiali o różnych rzeczach. Gdyby ktoś obcy usłyszałby rozmowę, pomyślałby że jest pozbawiona najmniejszego sensu. Dla nich każde słowo było skarbem. Marco spojrzał się w głębokie oczu brunetki i utonął. Utonął już na zawsze, bo przybiegła Francesca. Chłopak zamierzał powiedzieć brunetce, że od dawna coś do niej czuje. Niestety nie zauważyła Francesci. Powiedział to do brunetki w złym momencie. Młoda Restó zaczęła dusić, bić brunetkę. Marco stanął w obronie. Kazał uciekać swojej miłości. Niestety czarnowłosa nie dawała za wygraną. W końcu osiągnęła swój cel. Teraz był tylko jej. Martwe ciało Marco Tavelli' ego spoczywała w jej rękach. Przyjechała karetka, do dziś nie wiadomo kto ją wezwał. Zabrali bruneta. Po tygodniu odbył się pogrzeb. Miłość chłopaka widziała jak Francesca go rani. Gdy okazało się, że Marco nie żyje jej życie się zawaliło. Wszyscy przyjaciele odwrócili się od niej. Zostawili ją samą. Francesca okłamała ich. Powiedziała, że to ta poszkodowana zabiła Marco. Wszyscy oczywiście uwierzyli.

***

Historia miała się powtórzyć. Tylko tym razem będzie to tylko i wyłącznie wina brunetki. Jest tego świadoma. W pełni. Tak jak sześć lat temu zsunęła się po ścianie. Znienawidziła Francescę, ale wie dobrze że mogły być, tak jak kiedyś, najlepszymi przyjaciółkami. Teraz być może to nie możliwe.
Ktoś zapukał do jej drzwi. Otworzyła. Nie spodziewała się gościa, a raczej gości. Rzuciła się w ich ramiona. Razem płakali. Powiedzieli, że znają prawdę. Francesca, przed tym jak zabrała ją karetka, rzuciła hasła na wiatr. Brzmiały tak: "Ona", "To nie ona", "Ona nie zabiła", "Marco", "To ja", "Przepraszam". Zwinięci w kłębek na podłodze, leżeli i płakali. Wszyscy sobie wybaczali. Ich jedynym marzeniem byłoby Włoszka przeżyła.

***

Brunetka wstałą wcześniej niż wszyscy. Stwierdziła, że mogą to być ostatnie chwile jej przyjaciółki. Wsiadła w pierwszy lepszy tramwaj i pojechała do szpitala. Dowiedziała się, że Francesca właśnie jest operowana. Usiadła na krześle w poczekalni. Płakała. To wszystko nie ma sensu. Już tyle się nacierpiała. To wszystko jej wina. Gdyby wcześniej odebrała sobie życie, teraz nic by się nie stało. Jej oczy były bardzo spuchnięte. Cztery godziny płaczu zrobiły swoje. Poczuła jak ktoś ją obejmuje. Odwróciła się. To byli oni. Jej przyjaciele. Spróbowała posłać uśmiech, lecz jej usta odmówiły współpracy.
Z za drzwi ukazał się lekarz. Powiedział, że Francesca jest w bardzo ciężkim stanie, może nie dożyć jutra. Pozwolił by weszła tylko jedna osoba. Brunetka spojrzała na chłopaka Restó. Wiedziała, że ona nie jest godna by być może być ostatnią osobą, która dotknie ją żywą. Federico przecząco pokręcił głową. Kazali jej do niej iść. Brunetka zamknęła za sobą drzwi. Ukucnęła przy szpitalnym łóżku Francesci. Zalała się łzami. Delikatnie trzymała Francescę za rękę. Bała się, że gdyby chwyciła ją mocniej ciemnowłosa odeszłaby.
- To ty? - wyjąkała Francesca z trudem łapiąc oddech.
- Fran, to ja. Przepraszam za wszystko. Kochałaś Marco. Ja też, ale to wy jesteście sobie przeznaczeni. Przepraszam. - z moich oczu pociekły tysiące łez, bolały.
- To ja przepraszam, wszystko to moja wina. Gdyby nie ja wszystko byłoby dobrze. Byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a teraz nie ma nic.
- Dla mnie zawsze byłaś najlepszą przyjaciółką. Zawsze. - mocniej chwyciłam jej rękę.
- Ty też. Jeśli umrę poradzisz sobie, ułożysz swoje życie na nowo. - traciła oddech. - Przepraszam. Za wszystko. - lekko uścisnęła rękę brunetki. - Zaraz umrę. Marco jest twój...
- Fran! Nie! - wykrzyczała. Spojrzała na monitor jednej z maszyn. Kreska była prosta. Francesca Restó nie żyje i to przez jej głupotę. - Nie! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Tak jak gdyby myślała, że to przywróci Francescę do życia.
Ostatecznie pożegnała się z przyjaciółką. Odgarnęła czarny pukiel włosów z czoła Włoszki. Uścisnęła jej bladą dłoń. Okryli ją płachtą i zanieśli gdzieś, nie wiadomo gdzie. Francesca kazała swojej przyjaciółce poukładać życie, ale kiedy brakuje jednego klocka wszystko się wali.

***

Tydzień później odbył się pogrzeb. Przyjaciele wspierali brunetkę w tak ciężkiej chwili. Ale co da wsparcie w takiej sytuacji? Tylko świadomość, że ma się przyjaciół nic więcej. Dziewczyna pogrążona w żałobie wraz ze swoją przyjaciółką siedział w pokoju brunetki. Płakały. Nagle okno otworzyło się z wielkim impetem. Doniczka spadła, a zasłony rozsunęły się. Do pokoju wpadło fioletowe światło .Zdecydowanie to nie mogło być światło słoneczne. Obydwie dziewczyny mogły je zobaczyć. Czuły czyjąś obecność, ale nikogo nie widziały. Nagle usłyszały dwa głosy...

- Fran? Marco? - spytała Natalia.
- Tak. - odpowiedziały głosy tak podobne do ich przyjaciół jak dwie krople wody. Przenikały wszystkie przedmioty, nawet ciała dziewczyn. Dwie przyjaciółki nie bały się. Coś im mówiło, że to duchy, dobre duchy.
- Przecież wy nie żyjecie. Jesteście zakopani parę metrów pod ziemią. - odezwała się najlepsza przyjaciółka Restó.
- Nie ma nas na tym świecie, żyjemy w innym. Tam nie ma cierpienia. Nie ma bólu. - odpowiedział głos. Dziewczyny aż się zatrzęsły.
- Fran, Marco. Wróćcie do nas. Tęsknimy. Codziennie wylewamy tysiące łez. - w tak samo dziwny sposób jak okno się otwarło to i w taki sam sposób zostało zamknięte. Nie było już niebieskiego światła. Zostało tylko zrzucona doniczka z parapetu.

***

Brunetka dokonała wyboru. Jeśli w tamtym świecie nie ma bólu, ani cierpienia musi się tam znaleźć. Musi być koło Francesci i Marco.
Wzięła żyletkę i zaczęłą nacinać rany na swoich rękach. Nie czuła bólu. Była szczęśliwa. Wiedziała, że za nie całe pięć minut znajdzie się w tym świecie. W krainie aniołów, tam nie ma bólu. Brunetka wykrwawiła się na śmierć. Nastepnego dnia przyszedł León. Drzwi nie były zamknięte, więc wszedł bez problemu. Kiedy zobaczył martwe ciało w zaschniętej kałuży krwi zaczął płakać. Jak małe dziecko. Zadzwonił do przyjaciół. Nie mogli uwierzyć w to co się stało. Najpierw Marco, potem Francesca, a teraz ona. Pięć dni później ciało młodej dziewczyny znalazło się pod ziemią. Kiedy Natalia opowiedziała im o niesamowitym spotkaniu od razu uwierzyli.

***

Na nagrobku wygrawerowali napis "Samobójcy to aniołowie, którzy nie dali rady życiu. Są niewinny." oraz "Camila Torres, Rest In Peace" co oznacza "Spoczywaj w pokoju"...

***

Violetta Verdas zamknęła swojego laptopa. Była bardzo dumna ze swojego dzieła. Niedługo ma wydać nową książkę. Będzie to druga część "Czarnych Aniołów". Postanowiła, że to będzie ostatni rozdział.

- Leóś, chcesz przeczytać? - spytała swojego męża.
- Nie. - odpowiedział szorstko.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona brunetka.
- Camila nie żyje.


*****
Taki tam OS, który zajął 3. miejsce w konkursie u Axi Verdas Tavelli. Kocham i dziękuję ;***
Dla mnie nie zasługuje na podium, ale czymś muszę zapchać bloga? C'nie? ;P
No i rozdział pewnie w sobotę, ale będzie w niedzielę xd [moja logika xd]
Kończę ♥

piątek, 14 lutego 2014

One Shot~ "Życie to mur, który tak łatwo zburzyć"

Bardzo chciałam podziękować Kamili Chanel, Olii, Axi Verdas Tavelli, Manii, Madzi Marlenci i Maddy ♥ oraz moim przyjaciółkom, choć nie czytają i tak je kocham ;3
Z wami mój każdy dzień staje się lepszy ;***



"Nawet głupi potrafi kochać, więc dlaczego taki mądry człowiek jak ty nie potrafi?"

Berry Verdas


Dziewczyna o aksamitnych włosach opadła na krzesło z cichym westchnieniem. Wszystko się skomplikowało. Przedtem nie wiedziała co to smutek, żal. Dopiero teraz. Teraz kiedy jest źle, bardzo źle nie ma nikogo. Ma tylko sny, marzenia, łzy, chusteczki i wiecznie mokrą od słonych kropel poduszkę.
Gdzieś w odległej przeszłości jej życie było piękne, no właśnie było. Potem wszystko szło źle. Źle to mało powiedziane. Bo czy nienawiść od strony otaczających jej ludzi była łatwa do zniesienia? Nie. Ludzka nienawiść nie jest czymś o czym można zapomnieć, czym można się nie przejmować. Można nienawidzić szkoły, szpinaku, pająków, ale to nie to samo co nienawidzić osoby, którą zna się mniej lub więcej. Jednak zawsze jest możliwość, że wszystko się ułoży. Może życie nie będzie takie jak dawniej, ale każda z tych cegieł musi być połączona mocną zaprawą.
Najwidoczniej życie Violetty Castillo nie było zbudowane z dobrych cegieł. Albo po prostu ktoś zburzył jego mur? Brunetka pozbierała się po, jak jej się jeszcze do niedawna wydawało, najgorszych wydarzeniach z jej życia. Musiała wyprowadzić się z Meksyku i wyruszyć do rodzinnego miasta- Argentyny. Jednak to nie było najgorsze. Niegdyś przyjaciele Violetty wyrządzili jej ogromną krzywdę, musiała wyjechać- nie dawała rady. Bolało ją to, że ona nadal kocha tych ludzi, a dla nich jest zwykła marionetką. Po tym co jej zrobili powinna ich nienawidzić, lecz dziewczyna nie była taka.
Niewinna osoba musiała cierpieć, świat jest niesprawiedliwy. Nie zasłużyła na te wszystkie upokorzenia, kłótnie, kłamstwa, nie przespane noce, poranione ręce. Wyjeżdżając dała za wygraną. Pokazując swoją słabość przeciwnikowi przegrywasz. Lecz nie do końca. Panienka Castillo w Buenos Aires zyskała prawdziwych przyjaciół. Kiedy jej życie właśnie zaczęło się układać, pojawił się On. To ten chłopak zniszczył Violetcie świat. Jej mały, własny świat, tak poukładany zaczął się walić po kłótni z przyjaciółką. Z początku wydawało się, że to małe nieporozumienie związane z Nim. Później to wszystko przerodziło się w koszmar. Francesca, dziewczyna która tak szybko się denerwowała, była bardzo zazdrosna. Zazdrosna o niego. Violetta nie czuła nic do chłopaka. Lecz brunet, na jej nieszczęście tak. Chłopak chciał złamać serce obydwu dziewczynom, udało się mu. Francesce złamał serce Violetcie zniszczył życie. Wszyscy przyjaciele odwrócili się od brunetki, po tym jak Francesca wymyśliła, że Marco i Violetta uknuli to razem. W każdym calu tego zdania tkwiło kłamstwo, złość i zazdrość.
Violetta przez długi okres czasu nie wychodziła z poza terenu swojego domu. Nie miała po co. Często zadawała pytanie "Czym na to zasłużyła?" . Jej rodzice zmarli, gdy miała trzynaście lat. Nie wiedziała dlaczego, ponieważ jej dziadkowie skrywali prawdę. Teraz mieszkają w Meksyku, czasami dzwonią. Violetta została sama.
Dziewięć miesięcy po awanturze do domu obok wprowadził się chłopak. Przystojny, zabawny, w jej wieku. Wprost stworzony dla młodej Castillo. Darzyła go uczuciem większym niż przyjaźń. Kochała go i kocha nadal. León Verdas, uważał ją za jedyną i najlepszą przyjaciółkę, ale nic więcej. Przynajmniej tak myślała Violetta.


***


Był słoneczny dzień. Violetta czekała pod domem swojego przyjaciela. Chłopak wiedział o wszystkim co przytrafiło się Violetcie. Nie mógł pojąć, że dziewczyna jest tak silna, nie poddaje się.
Wyjrzał przez okno, brunetka już tam stał i czekała. Szybki zbiegł na dół. Przywitali się i ruszyli do szkoły. Gdyby nie ten budynek nie byłoby większości problemów- napisała gdzieś dziewczynka ze zrytą psychiką. Miała rację.
Dziewczyna i chłopak nie mówili o tym co czują do siebie. Bali się, że miłości zniszczy to co stworzyli- przyjaźń.
Szli trzymając się za ręce. Nagle usłyszeli znany im głos. Odwrócili się. Francesca wraz z Marco i całą ekipą. Violetta miała ich dosyć. Dosyć tego wszystkiego.

- O proszę, proszę. Czyżby pani Violetta miała chłopaka? - spytała z nienawiścią w głosie Francesca. "Wybaczyła Marco, a mnie nienawidzi?!" zadała sobie pytanie Violetta.
W odpowiedzi Francesca została spiorunowana spojrzeniem ze strony Violetty i Leóna oraz pewnym gestem ze środkowym palcem. Odeszli od nich. Brunet zabrał dziewczynę nad staw, obydwoje stwierdzili, że nie mają ochoty iść na lekcje.

- My razem? - zaśmiał się León.
- Zabawne. - Violetta wywróciła oczami, na szczęście chłopak tego nie dostrzegł.
- Przecież ty mnie nie kochasz, a ja nie kocham ciebie. - te słowa zabolały Violettę Castillo jeszcze bardziej niż wszystkie kłótnie.
Ona naprawdę go kochała. On nie był dla niej przyjacielem. - Ty mnie nie kochasz, prawda? - spytał dla jasności, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Violetta uciekła i zalała się łzami. Przecież on ją kocha, tylko nie może jej powiedzieć. Zrezygnowany brunet ruszył do domu. Wiedział, że jutro może nie być Violetty i Leóna.


***


Minął dzień od dziwnego zdarzenia. Bo inaczej nie można go nazwać. Nie odzywali się do siebie. Było to spowodowane smutkiem i wstydem, a nie złością.
13 lutego dobiegał końca. "Jutro walentynki, święto zakochanych. Może to odpowiedni dzień by wyznać komuś miłość?" pomyślał León jeszcze przed snem.


***


Violetta obudziła się dość wcześnie. 14 luty w tym roku wypadł w sobotę. Myśl, że nie musi iść do szkoły była satysfakcjonująca, lecz męczyła ją sprawa z Leónem. Przecież nie mogła stracić tak dobrego przyjaciela.
Na wyświetlaczu białego telefonu zobaczyła napis "León <3" . Powinna była zmienić tą nazwę. Odebrała. Brunet zaproponował jej spacer, powiedział że muszą porozmawiać. Ubrała aksamitną sukienkę. Zeszła na dół i wyszły do parku. Byli umówieni obok jednego z drzew. Przywitali się tylko zwykłym "cześć" i tyle. Szli w milczeniu, każde z nich nie chciało pogorszyć sytuacji.
Stanęli na środku jednak ze ścieżek, pierwszy odezwał się León.

- Nie skończyłaś. Kochasz mnie?
- León... - brunetka nie wiedziała co mu odpowiedzieć.
- Powiedz, proszę.
- Tak, kocham cię. Ale ty mnie nie. Teraz odejdziesz, odsuniesz się ode mnie.
- Violetta...
- Nawet głupi potrafić kochać, a ty tego nie potrafisz! - dziewczyna krzyczała, była zła. - León! Nienawidzę Cię!
Brunetka chciała coś jeszcze powiedzieć, ale León przybliżył jej do twarz do jego. Szybko ją pocałował. Dziewczyna nie mogła się wyrwać. Kiedy oderwali się od siebie spytała:

- Chcę wiedzieć tylko jedno, czy ty mnie kochasz? Czy jestem tylko twoją zabawką?
- Kocham cię. Zawsze cię kochałem.
- Teraz jestem twoja, nie zgub mnie. - złączyli swoje usta w pocałunku pełnym namiętności i miłości.


***


Minęło pół roku odkąd Violetta i León są parą. Za dwa miesiące biorą ślub. Mieszkają razem w pięknym domu. Najlepszą przyjaciółką brunetki jest Francesca. Wszystko już sobie wyjaśniły. Prawie codziennie się spotykają. Obie darzą siebie wielkim zaufaniem, przyjaźniom. Przysięgły, że już nigdy się nie pokłócą.
Marco i Francesca spodziewają się chłopczyka. León też chciałby zostać tatą, ale Violetta mówi, że jeszcze za wcześnie.


***


I tak oto kończy się historia Violetty Castillo, Leóna Verdas' a, Francesci Restó i Marco Tavelli' ego. Choć tak naprawdę dopiero się zaczyna. Zaczyna się ich szczęśliwe życie. León i Violetta wyznali miłość do siebie w Walentynki. Może i ty powinieneś to zrobić?
Pamiętaj:
"Nawet głupi potrafi kochać, więc dlaczego taki mądry człowiek jak ty nie potrafi?".


*****
A to taki  OS pisany w nocy z okazji walentynek ;***
Rozdziału dziś nie będzie, może jutro... ale nwm bo idę na kręgle ;D
Przepraszam, że się tak opuściłam w rozdziałach, niby mam ferie, ale czasu nie ma :<
No to do następnego ;***
P.S. Zaskoczyliście mnie komentowaniem *-*
P.P.S. Kto przeczytał pisze w komentarzu "cytrynka" [lepszego hasła nie było xd

niedziela, 2 lutego 2014

12~ "Strach ma wielkie oczy"

5 komentarze= next ;3 [pod ostatnim postem jest "przerażająca" liczba komentarzy -.-]
"Tam gdzieś jest ta osoba. Jeśli ją odnajdziesz osiągniesz pełnię szczęścia. Ale to ty zadecydujesz kim ona będzie..."
Berry Verdas

*Violetta*

Dlaczego to aż tak trudno powiedzieć? Przecież to nie boli. Więc dlaczego? Boję się. Ale czego? Nie wiem. Uczucie strachu towarzyszyło mi przez całą noc. Nie chce mnie opuścić. Człowiek ma prawo się bać. Każdy się boi. Ja nie boję się osoby, tylko reakcji na moje słowa. Tylko ile mogę to ukrywać? Wiem jedno – strach, ryje psychikę.
Wstałam wcześnie. Ubrałam spódnice sięgającą prawie do kostek. Upięłam włosy w coś co nazywam kokiem. Popatrzyłam w lustro. Dlaczego ja się aż tak boję?
Ubrałam zamszowe buty na koturnie, ze stołu kuchennego zabrałam czerwone jabłko. Włożyłam białe słuchawki do uszu. Słuchając jednego utworu zapomniałam o strachu, dopiero gdy dotarłam przed budynek Studia wszystko sobie przypomniałam.
Zauważyłam Francescę i Camilę. Szybko do mnie podbiegły. Wypytywały mnie jak się czuję. Tylko, że ja nie jestem chora. Jedynym moim ratunkiem był León. Tylko gdzie on...

- León! León! - krzyczałam. - One mi nie dają spokoju! - brunet szybko się zjawił.
- Cześć! - dał mi buziaka na przywitanie. - Przykro mi, muszę się spieszyć na tor. - i odbiegł.

- Chciałaś mu powiedzieć? - spytały jednocześnie.
- Jeszcze nie.
- No błagam! On musi wiedzieć!

Czas wlókł się i wlókł. Nie mogłam się skupić, nie trafiałam w dźwięki, źle zapisywałam nuty. Nic mi nie wychodziło. Ostrzegam, strach ryje psychikę.
Siedziałam w ławce i gryzłam ołówek. Obserwowałam wskazówki zegara. Zaraz zadzwoni dzwonek i będę musiała mu to powiedzieć. Czekałam, czekałam i czekałam. W końcu usłyszałam dzwonek. Razem z dziewczynami wybiegłam z sali.

- To mu powiesz? Tak?
- Tak.
- Teraz?
- Tak. - dalej obyło się bez zbędnych pytań i ruchów. No może poza wyjątkiem, Cam popchnęła mnie na Leóna. Pokazałam ręką, żeby poszły. Nie poskutkowało.

- Viola, co ty muchy odganiasz?
- Tak, jedna tu latała. - znów pomachałam ręką. - Słuchaj. Chciałam ci coś powiedzieć. Bo León. Ja. Nie ja nie potrafię. - rozpłakałam się jak głupia, dosłownie.
- Ej, no nie płacz już. - szybko starł moją łzę. - Powiedz o co chodzi.
- Czy kiedykolwiek chciałeś być tatą?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- León, będziesz ojcem. - znowu moja głupota zwyciężyła, a potoki łez wylewały się z moich oczu.

Uciekłam. Bałam się. Bałam się tak jak nigdy. Nie tego, że potrąci mnie samochód, ktoś mnie zabije. W sumie te opcje nawet by mi odpowiadały.
Znalazłam się w parku. Usiadłam na ławce. Tej, na której On pierwszy raz mnie pocałował.
Głupie wspomnienia. Skuliłam się. Płakałam. To wszystko przez niego. Złość, smutek, rozpacz, strach to jedna z tych mieszanek wybuchowych. Ich połączenie sprawiło, że odczułam rozpacz, żal. Poczułam się nie potrzebna, jak ten kamień. Cały świat jest czarno- biały. Szkoda, że dopiero teraz to zauważyłam.
*León*

Mój zamglony mózg, wraz z równie nie przytomnymi myślami błądził gdzieś daleko. To co się dzieje jeszcze do mnie nie dotarło. Szukałem jej wszędzie. Ostatnią nadzieją jest park. Mój lekko rozbiegany wzrok wodził po ławkach, kawiarenkach, dróżkach. Nic. Zdenerwowany usiadłem na jednej z ławek. Z moich oczu poleciały łzy. Strach, niepokój, smutek. A to wszystko przez moją głupotę. Gdybym tylko wiedział gdzie ona jest to na pewno znajdowałaby się teraz w moich objęciach. Nie mogłem się poddać. Przecież gdzieś musi być. Wstałem z ławki. Usłyszałem ciche szlochanie. Podbiegłem w stronę tej osoby. Brunetka siedziała skulona na ławce. Jej końcówki włosów były mokre od słonych łez. Zauważyła mnie, bo uniosła twarz, lecz kiedy się zorientowała że to ja szybko ukryła ją w rękach. Cała się trzęsła, jako dobry chłopak zdjąłem swoją bluzę i okryłem ją.


- Violetta, czego ty się boisz?
- Ja sobie nie poradzę. - mówiła przez łzy.
- Może i ty nie, ale my tak. - objąłem ja ramieniem. Siedzieliśmy tak w milczeniu. - Violetta, jak kocham was. Dziecko i ciebie. - znowu się rozpłakała. Ona nie chce zaakceptować tego co jest, a może były to łzy szczęścia? Oby.



*Francesca*

Po zajęciach w Studiu miałam czas wolny. Stwierdziłam, że na razie zostawię Violę w spokoju.
Poszłam nad staw, siedziałam na pomoście „puszczając” kaczki. W końcu mogłam zdjąć te szpile. Niebieskie obuwie położyłam obok mojej opaski. Nogi zanurzyłam w wodzie, zaś wiatr rozwiewał moje ciemne włosy. Zamknęłam oczy, zaczęłam marzyć. Podobno kiedy człowiek bardzo czegoś chce to to się spełnia. Jednak nie wszystko jest możliwe.
Zaczęłam nucić jedną z moich ulubionych piosenek.
Dile que si
Es lo que importa
Es un temblor, miedo y euforia
Mira que nadie te diga que nose puede
Corre anda y buscalo...


Poczułam jak ktoś mnie dotyka. Jego ciepły oddech. Jego bicie serca. Mam wszystko czego potrzebuję. Jestem szczęśliwa. Marco objął mnie ramieniem. Rozumiemy się bez słów. On wie, że go kocham. Ja wiem, że on kocha mnie.
Uśmiechnęłam się. Jego piękne oczy były wpatrzone w księżyc. Widziałam w nich iskierki szczęścia. Głębokie oczy, które tak kocham. Głębokie jak ocean.
Było już bardzo późno, gdy staliśmy na pomoście. On oplatał mnie swoimi rękami, stał za mną. Ja uniosłam ręce do góry, by poczuć wiatr. Wiatr, który daje wolność rozwiewał moje włosy. On szeptał słowa do mojego ucha. Tego dnia poczułam się kochana, potrzebna.
Być może życie nie jest aż takie trudne?


*Federico*

Poczułem jej ciepło. Loki blondynki opadały na moją twarz. Chciałem by ten moment trwał wiecznie, lecz ona nie. Wstała z podłogi. Płakała. Czarny tusz do rzęs spływał po jej delikatnym policzku. Wybiegła z płaczem, ruszyłem za nią. Gdyby nie jej buty na wysokim obcasie na pewno bym jej nie dogonił. Lu potknęła się, podbiegłem do niej. Chciałem jej pomóc, ale ona wstała, otrzepała się z ziemi. To jedyna szansa- pomyślałem. Chwyciłem dziewczynę za nadgarstek, była unieruchomiona.

- Dlaczego to robisz? - spytała ze łzami w oczach.
- Kocham cię.
- To tylko zwykłe słowa rzucone na wiatr. Tomas też tak mówił.
- On to zrobił dla ciebie.
- Dla mnie? Gdyby mnie kochał nie zabiłby się.
- Zrobił to z miłości.
- Przepraszam, Federico. Nie mogę być z tobą. Po tym co się stało już nie chcę znać mojej drugiej połówki.
- Tomas na pewno chciał, żebyś kogoś znalazła. Postępujesz wbrew jego woli. - popatrzyła w moje oczy.
- Może i masz racje. Ale ja nie potrafię. Zobaczymy kiedy indziej.
- Nie odkładaj mnie na potem, bo potem już mnie nie będzie... - odszedłem w milczeniu.



*Diego*

Niedługo wprowadzę mój plan. Nie wiedziałam, że to będzie aż tak szybko. Uśmiechnąłem się szatańsko.
Dzisiaj miałem iść z Larą na randkę, lecz ta odmówiła. Musi jeszcze naprawić kilka motorów. Resztę dnia spędziłem sam w moim małym mieszkaniu. Trzeba będzie tu zrobić remont. Te biały ściany tylko mnie dołują. Meble ze starego mieszkania kompletnie nie pasują do obrazów wiszących na ścianie. A może to obrazy nie pasują do tych szafek?
Wszedłem do kuchni, by zaparzyć herbatę. Zajrzałem do szafki. Tylko sól, wino, olej, trochę octu. Trzeba wyjść po cukier i herbatę. Ubrałem czarne Martensy, założyłem szarą bluzę oraz czarną, skórzaną kurtkę. Do kieszeni wrzuciłem dziesięć złotych. Zakładając kaptury, zasłoniłem przy tym twarz. Wziąłem do ręki mały, plastikowy woreczek. Wysypałem na rękę jedną piątą zawartości. Trochę zaciągnąłem nosem, a trochę połknąłem. Schowałem go w niewidocznym miejscu. Od razu poczułem się lepiej. Tylko Lara wie, że ćpam.
Wyszedłem na ulicę. To nie przyjemny klimat dzielnicy tak na mnie wpływa. Zdecydowanym krokiem ruszyłem do sklepu. Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy, więc kupiłem czekoladki dla mojej dziewczyny. Pozostawiłem je pod jej drzwiami. Kiedy wróci zmęczona, będzie miała miłą niespodziankę.
Zasnąłem w łóżku. Było bardzo późno. Przez sen słyszałem już tylko krzyki. Jakieś dziewczyny, ale co ona mnie obchodzi...


~~~~~~~~
Bardzo dziwny rozdział. Nie ogarniam. Nie wyszedł mi :/
Kamilko, dzięki za super nocowanko ;*** i specjalnie na twoją prośbę jest Marcesca ;D
Strasznie się opuściliście z komentowaniem ;c eh. -.-
Proszę nawet buźkę możecie napisać xd
Ah, co ja bym zrobiła bez gifów? xd Ale trzeba przyznać, że pasują ;p

Ja zmykam na kolację ;)
Rozdział będzie w przyszły weekend, 
No, może w piątek ;D Bo wyjeżdżam. No, jaram się tymi feriami ^^. Chociaż oficjalnie zaczną się jutro xd
Tak, więc do napisania ;****