czwartek, 27 lutego 2014

13~ "Szpital" cz. 1 + INFORMACJA


Prawdziwa miłość przetrwa wszystko... To znaczy, być może...
Berry Verdas

*Diego*

Czekam tu już od pięciu godzin. Wszystko jest takie niepokojące. Obok mnie siedzi mały chłopczyk. Jego wielkie, zaszklone oczy wpatrują się we mnie. Na jego śpioszku widać trzy, małe plamki krwi. Na jego czole widnieje opatrunek z gazy, zalepiony plastrami. Mały co jakiś czas pojękuje z bólu. Z jego noska leci katar, a jego czoło jest rozpalone. Podbiegła do mnie dziewczynka. Mała blondyneczka z krótkimi włosami wpatruje się we mnie jak w lusterko. Wyciąga do mnie jej drobniutką rączkę.
- Dje dobji. Pan duzi.
- Dzień dobry. - uśmiecham się do niej najserdeczniej jak potrafię. Zosia, jak wywnioskowałem z nawoływań mamy, odwzajemnia uśmiech. Zaprowadziła mnie do kąciku dla maluchów. Powiedziała "Citaj ksiskę" . Wziąłem jedną z półki. Usiadłem na czerwonym fotelu, a Zosię posadziłem na kolanach. Pozwoliła mi zapomnieć. Zapomnieć o tym po co tu przyszedłem. Jednak tylko na chwilę. Zrezygnowany usiadłem na krześle, zostawiając zdezorientowaną dziewczynkę. Spojrzałem na zegar, czekam już sześć godzin. Westchnąłem ciężko, chyba za głośno, bo jeden z pacjentów popatrzył w moją stronę z wyraźnym współczuciem. Wstałem i kolejny raz podjąłem próbę.
- Przepraszam, czy mogę uzyskać informację o stanie zdrowia Lary Heredii?
- Nie mogę udzielić panu tego typu informacji. Pani Lara jest operowana. Proszę cierpliwie czekać. - odpowiedziała ponuro jedna z recepcjonistek.
Moim ciężkim westchnięciem określiłem to co się dzieje. Ten szpital to jakaś totalna porażka! Lara może właśnie umierać, a ja nic nie mogę zrobić. Nic!
Drzwi się otworzyły. Lekarze prowadzili łoże. Człowiek, który na nim jechał umierał. Najgorsze jest patrzeć jak człowiek umiera. Umiera i nic nie można zrobić. Zupełnie tak jak z Larą. Nic nie mogę zrobić.
Drzwi sali operacyjnej otwarły się, lekarze wyjechali wraz z łożem, na którym leżała Lara. Nie mogłem podejść bliżej, bo chirurdzy ograniczali dostęp. Obok łóżka zauważyłam różne maszyny, z których wywnioskowałem, że nie jest aż tak źle jak myślałem.
Czekałem, i czekałem. Godziny dłużyły się niemiłosiernie. W końcu z za drzwi jednej z sal, wyłonił się lekarz. Podrapał się po swojej łysinie.
- Jest pan Dominguez?
- Dzień dobry. - podałem mu rękę.
- Witam. Pani Lara wspominała o panu. Może się z nią pan zobaczyć.
Wszedłem do sali. Moja dziewczyna leżała na łóżku z metalowymi poręczami. Jedna ze ścian była zielona, druga niebieska, zaś pozostałe żółte. Na niebieskiej i zielonej ścianie namalowany żółty pas. Na jej lewej ręce wkłuty był wenflon, do którego spływała kroplówka. Twarz Lary była blada. Podszedłem do niej, lekko ująłem za rękę. Lekarz coś mówił o jej stanie zdrowia, ale ja nie słuchałem. Czułem jak gdyby na sali byłbym tylko z Larą. Czas się zatrzymał. Wszystkie opatrunki, kable i urządzenie, do których była podpięta, w tym momencie były dla mnie nie zauważalne. Widziałem tylko ją, ona spała i nie wiedziała, że tu jestem. Silne znieczulenie sprawiło, że zasnęła. Wiedziałem, że może się nie obudzić. Ona, jak gdyby chciała mnie upewnić, że jest wszystko dobrze, otworzyła oczy.

******
Hah ♥  Rozdział pisany w szpitalu... Tak, Berry w szpitalu o,o xd   Pseplasam, że taki krótki ale no wiecie... Coś jakoś xd  Będzie druga część z Leonettą ;3
Dziękuję za ponad 10.000 wyświetleń *O*  Przypominam o konkursie i o pytaniach ;3
Dostałam już dwie prace, za które bardzo dziękuję ;***  Czasu macie dużo ;)
A ja tym czasem lecę na pączki ;D Mniam ;333
P.S. Nwm kiedy next, ponieważ mam dużo do nadrobienia, a i tak do szkoły idę w środę :<