niedziela, 22 grudnia 2013

6~ "Efekt Domina" cz. 2

Dopóki nie będzie dwóch komentarzy nie dodam rozdziału! 


~~Pojęcie efekt domina jest metaforą używaną dla określenia sytuacji, w której jedno drobne zdarzenie uruchamia szereg następujących po sobie, wynikających jedno z drugiego zdarzeń. Sformułowania tego używa się zazwyczaj w odniesieniu do procesów gwałtownych, destrukcyjnych, niemożliwych do opanowania, po tym, gdy już zostaną zainicjowane~~

Dom Francesci – impreza
*Violetta*



-Muszę z wami porozmawiać – powiedziała Włoszka.
-Coś się stało Fran?
-Chodzi o Marco.
-Pokłóciliście się?
-Nie, ale ja ja ja ja ja zrobiłam to! - razem z Naty przytuliłyśmy ją.
-Słuchaj Naty, tobie jeszcze tego nie mówiłam, ale spałam już z Leónem. A co u ciebie i Maxi' ego? - wyraźnie posmutniała.
-Naty, co się stało?
-Nic, tylko mam wrażenie że Maxi nadal kocha Camilę, a ona jego.
-Nie to niemożliwe... Przecież Cami kocha Broduey' a. A Maxi, nie... On kocha ciebie.
-No, nie wiem – mówiła Natalia ze łzami w oczach, Francesca podała jej chusteczkę.
-Nata, mam pomysł, słuchaj [.......] Czekajcie na mój znak – powiedziałam.


*León*
Usłyszałem jak ktoś schodzi po schodach. Od razu rozpoznałem, że to Vilu. Delikatne kroki mojej ukochanej słyszałem coraz głośniej, aż ktoś zakrył mi oczy.

-Zgadnij kto to? - spytała mnie moja dziewczyna.
-Nie wiem... Może Mary?
-Ty głupku jeden! To ja! - krzyknęła i zdjęła jej ręce z moich oczu.
-Przecież żartowałem. Czego chcesz? - wyszczerzyłem zęby.
-Po pierwsze masz banana na twarzy, a po drugie chodź! - w tym momencie na schodach pojawiły się Naty i Fran.
Viola chwycila mnie za ręce, Francesca za nogę, a Nata za drugą. Rzuciłem tylko błagalne spojrzenie w stronę chłopaków licząc na ich pomoc, ale oni leżeli na podłodze i zwijali się ze śmiechu. Zamknąłem oczy i starałem się stawiać jak najmniejszy opór. Nie chciałem, żeby dziewczyny się zmęczyły. Położyły mnie na łóżko w pokoju Fran.

-León słuchaj mamy sprawę, musi.... - Naty nie dokończyła, bo jej przerwałem.
-Nie będę nic robił, cześć! - szybko podniosłem się z łóżka i już miałem uciekać, kiedy zatrzymała mnie Violetta.
-Leóś, jak tego nie zrobisz to nasz umowa nie będzie ważna.
-Jaka umow... Ahh, tak już pamietam. Ale i tak już jestem w pół uchlany, więc złamałaś zasady. Żegnam!
-León Verdas stój! Nie będziesz mi tu uciekać! - Vilu pociągnęła mnie za rękę – nie rozumiesz, że to jest ważne?!
-No, dobra dobra zostaję. Ale tylko dlatego, że cie kocham.
-Super – powiedziała ironicznie Francesca – León musisz w jakiś sposób wypytać Maxi' ego o Camilę. Wiemy, że Cami już nic do niego nie czuje, ale nie wiemy jak stoi sprawa z Maxi' m.
-No, nie wiem...
-León, a jeśli [...] - Viola wyszeptałą mi coś na ucho.
-Oczywiście, teraz to się zgodzę – zszedłem na dół.


*Francesca*
Jezu, jaki León jest uparty, jak Viola z nim wytrzymuje? Muszę się koniecznie dowiedzieć co Violetta mu powiedziała. Już się boję.

-Viola co ty mu powiedziałaś – spytałam razem z Naty.
-Że będzie mógł koło mnie spać – zakryła twarz dłońmi i zaczęła się śmiać.
-Zboczeniec jeden – podsumowałam.
-Ale kochany. Więc bardzo mi przykro, ale z wami nie śpię.
-Fran, mam pomysł. Masz trzy wolne pokoje? - spytała Natalia odgarniając z twarzy lok włosów.
-Pytanie, mam chyba z pieć. A dlaczego pytasz?
-Noc z chłopakami? - spytała Naty.
-Noc z chłopakami! - odkrzyknęłyśmy razem z Violą.

Zeszłyśmy na dół. Otworzyłam paczkę chipsów. Oczywiście León i Maxi, tak jak w reklamie Lays, omało co się nie pobili o ostatniego. Żeby niedoszło do bójki musiałam otworzyć chrupki serowe. Siłowałam się z opakowaniem, kiedy nagle... Buuum! Eksplodowało! Natalia musiała ratowac Maxi' ego, który o mały włos nie udławił się chrupkiem. Przez następne pięć minut sprzątaliśmy ten bałagan. Przekąska leżała wszędzie; na lampie, na stole, na podłodze, pod kanapą, we włosach Marco, w czapce Maxi' ego.
Nocowanie bez filmu? U mnie w domu niemożliwe. Poprosiłam Marco, żeby podał mi opakowanie od płyty"American Horror". Od razu chłopacy zaczęli krzyczeć, że będzie super. Wiedziałam, że okładka wszystkich zmyli. Kazałam im zamknąc oczy. Następnie włożyłam dysk do odtwarzacza.


*Maxi*
~Tinki Łinki, Lala, Dipsy, Po. Teletubiś, teletubiś. Teletubisie mówią wam "Hejoooo"...

Wiedziałem, że coś się święci. Czy to jest poważne? Nie, nie chodzi mi tu o Francescę. Nono wjeżdża w górę i w dół po zjeżdżalni! Halo, a prawa fizyki? No, cóż to tylko bajka. W tej bajce dziwne ludki o płci męskiej noszą torebki... Czego to dzieci uczą?....

-Francesca! Wyłącz ten szajs! - powiedział León.
-Ale to nie jest szajs! Nasze dzieci będą to oglądać! - odpowiedziała Viola.
-A kto ci w ogóle powiedział, że będziemy mieć dzieci? Albo nawet jedno? Co?
-Czy ty sugerujesz?.... - brunetka z płaczem pobiegła na górę.
-Dajcie pięć minut zaraz wracam – tsa... León geniusz....
-Widzisz Fran? Przez ciebie się pokłócili! - powiedziałem.
-Maxi przestań!
-Ej, dobra. Spoko – powiedział Marco.
-Spoko? Tak? Ty mi tu mówisz spoko? Przez ciebie Viola jest smutna!
-Przeze mnie? A niby co ja zrobiłem?
-Ty też nie chcesz mieć dziecka! - weszła do łazienki trzaskając drzwiami, a Marco pobiegł za nią. Domino jakieś.
-Maxi, przez ciebie Marco i Fran się pokłócili! Jak mogłeś!
-Że co, przepraszam?
-Idę sobie ty geju, który nie chce mieć dziecka tak jak reszta chłopaków w tym domu!


*León*
Ohhhhhh... Co ja zrobiłem... Viola myśli, że nie chcę mieć z nią dziecka... Ale to nie o to mi chodziło! Tsa, Verdas wszystko spaprałeś!

-Violetta! Czekaj!
-A niby dla kogo? Po co? - prawie zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, lecz byłem szybszy.
-Dla mnie.
-Dla mnie to ty nie istniejesz!
-Jeśli nie istnieję to, dlaczego ze mną rozmawiasz?
-Bo cię kocham.
-Tak? A przed chwilą mówiłaś co innego!
-Nic nie powiedziałam.
-Ale pomyślałaś, a to jest to samo!
-Nigdy nie pomyślałam tak ani przez chwilę.
-Ja też nie.
-Tak? A niby co to było przed chwilą?
-Po pierwsze powtarzasz moje pytanie, a po drugie nie chodziło mi o to!
-Taaa jasne...
-Powiedziałaś to tak, jakbyś była w ciąży.
-A może jestem?
-Violetta!
-No, dobra, nie jestem! Zadowolony?
-Nie!
-Czyli jednak chcesz mieć dziecko?

Usłyszeliśmy jakieś krzyki, więc zeszliśmy. Rozmowa poczeka... Chyab nie ucieknie...


*Violetta*
Boszzz... León zaczyna mnie wkurzać! Najpierw mówi, że nie chce mieć dziecka, a potem... Lepiej się uspokoję, bo jeszcze powiem mu coś czego nie powinnam.
Viola, wdech i wydech! Spoko. Tylko te niepokojące krzyki... Spokojnie...

-Co się tu stało? - spytał Verdas, od dziś jest Verdasem- nic więcej.
-Lepiej zapytaj co się TU stało – Maxi pokazał na serce.
-Czyli rozumiem, że nie najlepiej – nasz kolega przytaknął.
-Poczekaj chwilkę, porozmawiam z Naty – powiedziałam, w tym momencie z za zakrętu ukazał się nie kto inny jak Marco z Francescą, chyba płakała bo tusz spłzwał jej po policzkach.

-Nata, chodź!
-Nigdzie nie idę! Viola, miłość mojego życia bezczelnie sobie ze mnie zakpiła! A z resztą... ty tego nie zrozumiesz!
-Ja? Zrozumiem to, przecież przed chwilą Verdas powiedział, że nie chce mieć ze mną dziecka. Powiedz co się stało – poprosiłam, brunetka opowiedziała mi wszystko co zdarzyło się, gdy byłam w pokoju z Verdasem – Naty, przecież to moja wina...
Maxi nic nie zrobił!
-W sumie masz rację... Pójdę go przeprosić... I słuchaj, to nie była twoja wina tylko Leóna...
-Chyba mówisz o tym dupku Verdasie – poprawiłam przyjaciółkę.
-No, Viola już nie przesadzaj!
-Może faktycznie przesadzam, ale...
-Dziewczyny chodźcie! - zawołała Francesca razem z Marco, poczłapałyśmy za parą.
Widok, który ujrzałyśmy był przekomiczny; Verdas i Maxi klęczęli na jednym kolanie. W ręku trzymali kwiaty i patrzyli się na nas, tj. Ja i Natalia, błagalny wzrokiem. Nie wytrzymałyśmy i ze śmiechem opadłyśmy na kanapę. Teraz zaczęła się bitwa na łaskotki. Leóś, tak już mu wybaczyłam, łaskotał mnie. Gdyby nie jego wyczucie, prawie bym się udusiła. Jednak nie mogę bez niego żyć. Teraz pozostała tylko kwestia kary, nie wiem czy chcę z nim spać. Ale to bardziej moja wina... Tsaaa wina, chyba piwa [xd] Miałam go upilnować, tymczasem jest już pijany... Ehhh... Lepiej przygotuję się na jutrzejszą śmierć... Oczywiście moją...

-Czyli już mi wybaczasz? - szepnął León z trudem utrzymując się na nogach.
-Tak – dałam mu całusa w policzek – tylko błagam, nie pij już dzisiaj.
-Co?! Że ja piję?! - tsaa... jest już pijany...
-Zostawię to bez komentarza...

-León, czy wszystko dobrze? - zapytał z ironią Marco.
-Tak – odpowiedział Maxi z trudem utrzymując równowagę.
-Mówiłem do Leóna, idioto!
-Babcia? Nie, tylko nie Gerberki! [xd] - zawołał Maxi, poszedł na górę do Natalii, chyba położyli się spać.
-To było dziwne... - popatrzyłam na Leóna, jak on słodko wygląda kiedy śpi. CO?! On śpi?! Jak ja go zaniosę na górę?
-Fran, Marco! Pomóżcie mi przenieść Leóna do łóżka!
-Już się robi! - krzyknął pół pijany ukochany Włoszki. Zanieśliśmy Leósia do góry.
-Dalej już chyba sobie poradzisz? Co? - spytała moja spita przyjaciółka. Ja tylko oblałam się rumieńcem.
Czułam, że jutro będę miała kaca. Nie wiem ile już wypiłam. Może butelkę? Albo dwie? Jeśli ojciec się dowie, będę miała przechlapane. León się obudził.

-Czy nie sądzisz, że coś by trzeba zrobić? - spytałam.
-Nie... Chociaż, czekaj! - wymamrotał.
-Nie! León! Zboczeńcu jeden! Nie!
-Ale dlaczego? - opadł bez silnie na łóżko.
-Po pierwsze jesteś kompletnie pijany, a po drugie nie mam ochoty!
-Aha... - podszedł i zaczął mnie całować.
-Verdas! Idź się przebrać w piżamkę! Tak, słoneczko?
-Niech ci będzie.


                                                                         *Marco*
Zapowiada się cudowna noc z moją Fran. Jedyny problem to to, że jesteśmy kompletnie pijani...

-Fran, chodź do łóżka!
-Idę! Ale gdzie jest droga?
-Chodź tędy! - znaleźliśmy się w jej pokoju, ściany fioletowe, łóżko z baldachimem, białe szafki, niby wszystko okej, a jednak...
-Gdzie jest mój wazon!
-No, wiesz... Chyba się trochę potłukł...
-Jak mogłeś?!
-Nie wiem, a teraz chodź spać!
-Okej – walnęła na łóżko.
Zaczęliśmy się przebierać, lecz po chwili stwierdziliśmy że nie potrzebujemy ubrań. Zrobiliśmy to. Dziś już drugi raz. Drugi raz w moim życiu. Po raz pierwszy w łóku. Po raz pierwszy po pijanemu. Po raz pierwszy było mi tak dobrze. Po raz tysięczny zamknąłem oczy. Po raz setny moja koszula wylądowała na podłodze.
Jeszcze długo leżeliśmy wpatrzeni w siebie. W końcu nastało to co się musiało stać. Nasze ciężkie powieki opadły, mózg wyłączył się. Nasz organ był w stanie tylko wyświetlać filmy w naszej głowie, w naszej wyobraźni.

Obudziłem się. Pokręciłem głową to w lewo to w prawo. Nic. Nikogo. Tylko ja sam w tym pokoju. Pomyślałem, że moja ukochana już wstała i pewnie przygotowywuje śniadanie. Ubrałem się, zszedłem na dół. Wszystkie drzwi na górze były zamknięte. Na stole leżała kartka;

"Ty pewnie jesteś Marco albo inny znajomy Francesci Resto. Wiedz, że została ona uprowadzona lub też zabita. Jeśli doniesiesz o tym policji nigdy już jej nie zobaczysz. Jeśli nie piśniesz ani słówka, zobaczymy jak się sprawa potoczy.

                                                                                                                       Któś"

Właśnie teraz. W tym momencie. Mój świat się zawalił. Niby czuję, ale nie. Słyszę krzyki przyjaciół, ale nie. Żyję, ale nie. To co się dzieje, nie jest prawdą. Nie może być! Świat przestał być dla mnie tym czym był kiedyś. Teraz to jedno wielkie gówno. Chciałbym pobiec, ale nie mogę. Moje nogi przestały mnie słuchać. Usta nic nie chcą powiedzieć. Za to jeden organ został tylko [aż] dotknięty psychicznie, lecz nie fizycznie. Nadal bije, ale nie funkcjonuje normalnie. Chociaż nie, nie jest sam. Po moim policzku spływa łza. Słona. Słona jak nigdy dotąd. Tak słona jak gdyby ktoś nasypał do moich zaszklonych oczy tryliard ton soli. Tak gorzka. Któś nasypał nie wyobrażającą ilość pieprzu. Tak bolesna, jak gdyby ktoś nasypał nieskończoność cierpienia i nieskończoność miłości. Płaczę z miłości. Stoję tu z miłości. Oddycham z miłości. Z miłości do niej. Już wiem gdzie mam iść. Już wiem co mam z sobą zrobić. Wybiegam z domu mojej ukochanej. Wiem, że nigdy już jej nie zobaczę żywej. To co teraz zrobię jest konieczne. Nigdy mój mózg nie przyjmował takiego toku myślenia. Lecz teraz przyszedł czas. Czas na to. Na to by się poddać. Nikt nie zdoła mnie zatrzymać. Wpadam na jezdnię bez zastanowienia. Nie wiem co chcę w ten sposób osiągnąć. Moja bezsilność i nie chęć do życia jest za duża. Żyłbym pod ogromną presją, gdyby nie to co zobaczyłem. Samochód. Samochód, w którym siedziała Francesca wraz z policjantami. To co zdołałem tylko dostrzec to jej podpuchnięte lecz szczęśliwe oczy, promienny uśmiech. Zaraz jednak zmienił się jej wyraz twarzy. Do oczu napłynęły łzy. Do moich też. Już za późno. Nie ma odwrotu. Poczułem silne uderzenie. Przejechałem po szybie samochodu. Dalej już nic, tylko ciemność. Niesamowita ciemność. Ciekawa. Intrygująca. Mogłoby się wydawać, że to co zobaczyłem jest niemożliwe. A jednak. W tej ciemności ujrzałem Ją. Ją i mnie. Nas. My byliśmy. Byliśmy. Lecz teraz jest ona. Mnie nie ma. Ale zaraz. Przecież jeśli nie żyję, to dlaczego myślę? Dlaczego nadal czuję jak moje serce bije? To niemożliwe. Czuję jak ktoś mnie podnosi. Czuję te perfumy. Te. Te jedyne. Niech jakiś inny szczęśliwiec je poczuje. Dla nas to już koniec. Chociaż nie. Udało mi się otworzyć oczy. Obraz był rozmazany. Zobaczyłem Francescę. Płakała. 



Czułem jak po moim policzku spływa łza. Piecze moje rany, które krwawią. Zaraz zaraz. Coś spadło na mój policzek. Łza. Łza, której tak potrzebowałem. Tej osoby, którą kocham najbardziej na świecie. Zamknąłem oczy. Dalej już nic nie czułem. Moje uszy. Jedynie one usłyszały tylko "Marco, nie!" . Wolałbym nie słyszeć jej płaczu, lamentów, nawoływań. Spróbowałem otworzyć powieki. Nic. Moje serce biło coraz wolniej i wolniej. Coraz cichsze stawały się nawoływania przyjaciół i ukochanej...


*Francesca*

-Marco! Nie mogę spać! Przytul mnie!
-O Boże!
-Co się stało kochanie?
-Miałem straszny sen, porwali cię, a ja umarłem. Zabiłem się pod kołami samochodu, w którym ty jechałaś.
-Ale to był tylko sen. Jestem przy tobie. Tu i teraz.
-Wiem, ale to było straszne...
-Rozumiem, a teraz przytul – dałam mu buziaka, a on mnie przytulił.

*León*


Kurde! Gdzie jest moja piżama?! To znaczy dres. Violetta. Jak ona słodko się uśmiecha. Zaraz zaraz. Czy ona nie trzyma moich spodni i koszuli?!



-Oddawaj!
-No, przykro mi. Zapomniałam z domu piżamy...
-To będziesz spać bez! - podszedłem i namiętnie ją pocałowałem.
-Zapomnij!
-Masz! - ściągnąłem koszulę w kratę, podałem jej i zabrałem moją do spania.
-No, niech ci będzie.
-Teraz będzie mi cię łatwiej rozebrać...
-Coś mówiłeś?
-Ja? Ależ nic... - szbyko ubrałem spodnie. Kiedy Violetta zdejmowała bluzkę, zaszedłem ją od tyłu. Po czym pocałowałem tak jak nigdy dotąd.
-León przestań!
-Jak ci się nie podoba to nie! Dobranoc – już miałem wskoczyć pod ciepłą kołderkę, gdy...
-Nie o to mi chodziło!
-To o co?
-Masz przestać być taki uroczy. Chociaż nie, to co mówię nie ma sensu.
-Może dlatego, że jesteś kompletnie pijana? - poruszyłem brwią.
-Chyba masz rację... Ehhh...
-To co? Może by tak...
-No, dobra niech ci będzie. Ale pamiętaj, że nie chcesz mieć dziecka.
-A kto tak powiedział?
-Mój kochany.
-Jakoś sobie tego nie przypominam...
-To jak?
W odpowiedzi dostała soczystego buziaka. Wziąłem na ręce i delikatnie położyłem na łóżko. Nie opierała się długo. Pozwoliła ściągnąć z siebie całą bieliznę. Brunetka zdjęła ze mnie koszulę i spodnie. Odpłynąłem. Co się potem zdarzyło, nikt nie chciałby wiedzieć...


*Maxi*
Wydaje mi się, że Natka mnie nie kocha. Nie wiem dlaczego tak myślę. Może i czasami w chwilach zwątpienia w życiu, kiedy mam ochotę się zabić, pobiegłbym do Camili. Ale jako przyjaciel, a nie jako chłopak.

-Naty, musimy porozmawiać.
-Co się stało.
-Wydaje mi się, że mnie nie kochasz.
-Ja?! To chyba ty mnie! Nadal czujesz co do Camili! Przyznaj się!



-Ależ skąd! Kocham tylko ciebie!
-Tak? Udowodnij! - popatrzyliśmy sobie prosto w oczy. Można było z nich wyczytać wszystko, tym wszystkim była miłość. Chwyciłem ją za rękę po czym pocałowałem. Nasz pierwszy pocałunek trwał długo. Był magiczny, niezwykły. Wtuleni w siebie zasnęliśmy.


*Violetta*
Moja głowa! Ał! Kac. Za dużo wypiłam! Otworzyłam oczy. Leżałam naga na ziemi. Obok mnie siedział mój Leóś i wpatrywał się we mnie. Nie, no teraz to przegiął...

-Co sie stało? - spytał drapiąc się po głowie.
-To ja się tu pytam "Co się stało?", kochasiu.
-Fajnie by było gdybym wiedział...
-Verdas! Teraz to już przegiąłeś! Jak mogłeś?
-Poczekaj... Coś sobie przypominam... Ahh... To ty się zgodziłaś!
-Ale ja byłam pijana! Trzeba było...
-Wiesz jaki ja jestem... - powiedział całując mnie.
-Dalej przeginasz!
-Tak?
-W ogole co to tu robi?... - wskazałam na coś co nie powinno leżeć zapakowane... [xd]
-Yyyy... - co on sobie wyobraża?!
-Verdas! Kopiesz sobie swój własny grób!
-Ja byłem pijany...
-No, to super! - powiedziała z ironią.
-Tylko kotek miałaś mnie pilnować.
-Ahhh, no zapomniało mi sie! Upsss...
-Sama sobie zaszkodziłaś!
-Verdas, debilu!
Zaczęliśmy bitwę na poduszki. Pierze latało po całym pokoju. Poszliśmy się ubrać, to znaczy Leóś poszedł w jeden koniec, a ja w drugi. Założyłam jego koszulę w kratę. Pachniała perfumami. Tymi, które tak uwielbiałam. Bez których nie mogłam żyć.
-Opowiedz mi to jaki byłeś kiedyś – poprosiłam.
-Nie – odpowiedział twardo, jego przed chwilą wesoły wyraz twarzy, teraz był jak z kamienia.
-Ale ja tak ładnie proszę.
-Skoro nalegasz... Ale daj mi chwilę – poszedł do łazienki, wziął ze sobą małą "kosmetyczkę".


*León*
Wiedziałem, wiedziałem że kiedyś mnie o to poprosi!
Nałożyłem na rękę trochę żelu. Podniosłem na nim grzywkę. Jeszcze przedtem się umyłem. Ogoliłem. Usiadłem i zastanawiałem się co mam jej powiedzieć. Od czego zacząc? Najlepiej od początku. Ale to on był najgorszy, no cóż. Wstałem, otworzyłem drzwi do pokoju, w którym spałem tej nocy. Ona czekała na mnie. Usiadłem na łóżku, a Violettę posadziłem na kolanach.

-Chcesz usłyszeć wszystko od początku?
-Tak.
-Sama tego chciałaś...
Pięć lat temu byłem szczęśliwy. Zupełnie tak jak teraz. Miałam rodzinę, przyjaciół. Ale skupmy się na rodzinie. Moja mama, ojciec, brat i siostra...
-Masz siostrę! - krzyknęła uradowana – Jak ma na imię? Ile ma lat? Gdzie mieszka?
-Poprawka miałem....
-Wyprowadziła się?
-Nie do końca...
Miała na imię Veronica, miała 18 lat...
-A ile teraz ma i gdzie mieszka?
-Cóż... Miałaby 23, ale...
-No, ale gdzie mieszka? - spojrzałem się w sufit, gdyby nie on i dach patrzyłbym teraz w niebo... -Dlaczego mi nie odpowiadasz?...
-Moim gestem właśnie odpowiedziałem... - do moich oczu cisnęły się łzy, nie chciałem by Ona widziała jak płaczę.
-León, jeśli nie chcesz to nie mów... Przepraszam...
-Nie przepraszaj... Musze Ci to opowiedzieć...



-Skoro chcesz...
-Ona, Veronica, umarła... Nie pytaj jak zginęła! Nie chcę, żebyś wiedziała... Byłem zrozpaczony... Gdyby nie moi przyjacielu już bym się zabił... Nawet nie wiesz jak to bolało... Była jedyną osobą, która mnie rozumiała... Była dla mnie jak kolega, kumpel – wybuchłem.
-Leós, nie mów dalej! Widzę, że tego nie chcesz...
-Nie! Wybrałem Ciebie i to Tobie to opowiem. Będziesz jedyną osobą, która zaraz dowie się czegoś.
Wtedy zamknąłem się na strychu. Siedziałem tam przez rok. To Jorge, wtedy przynosił mi jedzenie! Następny rok życia spędziłęm w szkole. Andres dbał o mnie jak o brata. Rok później poszedłem do Studia. Tam spotkałem Ludmiłę. Miała na mnie zły wpływ. Zostaliśmy parą. Byłem chłopakiem do tak zwanego "wyrywania dup" jej to nie przeszkadzało. Stałem się debilem. Mówiłem dziewczynom, że je kocham potem zostawiałem. Zacząłem rozumieć, że robię źle. Rozstałem się z Ludmiłą. Po tym jak się wcześniej zachowywałem nikt nie chciał mnie znać. Nawet Andres się ode mnie odsunął. Zacząłem ćpać. Zawsze chodziłem bez sił. Jorge, mój brat, też się ode mnie odsunął. Wszystko szło źle. Opuszczałem lekcje w Studiu. Coraz więcej ćpałem. Dwa razy byłem na odtrówaniu. Rodzice mówili mi, żebym tego nie robił. Ja nie słuchałem. Wiedzieli też, że jest źle, bardzo źle. Pewnego dnia Ludmiła zaproponowała mi chodzenie. Zgodziłem się, bo co miałem zrobić. Stałem się jeszcze gorszy, ale już nie brałem. Kiedy wszedłem do Studia zobaczyłem Ciebie. Coś we mnie pękło. Zacząłem cię zaczepiać, dokuczać. Byłem bez silny, nie miałem szans u tak fajnej dziewczyny. Byłem zazdrosny. Chyba się myliłem. Zmieniłem się dla ciebie. Muszę cię przeprosić za to jaki kiedyś byłem – po moim policzku spłynęła łza, nie smutku lecz wzruszenia, szybko ją starłem, żeby Violetta jej nie zauważyła, była szybsza zrobiła to za mnie.
-Leóś nie płacz – pocieszyła mnie.
-Ja nie płaczę...
-Taaa... Pamiętaj, nikomu nie powiem... Cieszę się, że to akurat mi się zwierzyłeś. Nawet nie wiesz jak ja cię kocham.
-Przynajmniej wiesz już o moim życiu prawie wszystko.
-Na pocieszenie...
-Może by tak...
-Nie León! Masz mi się tu ogarnąć! Spróbuj tylko!
-Co? No co? - zacząłem ją rozbierać, całowałem ją a ona odwzajemniała kązdy mój czyn.
Kiedy skończyliśmy, zeszliśmy na dół.


*Francesca*
Violetta i León dopiero teraz zeszli. Jest 13-sta. Trochę sobie pospali. A może oni nie spali? [xd] Tylko wiadomo co. [xd]

-Gdzie są Natalia i Maxi? - spytał León.
-Musieli iść.
-My chyba też nie zostaniemy do jutra – powiedziała Violetta.
-Być może... - odpowiedział brunet.



2 godziny później


*León*
Violetta cały czas wymiotuje. Żeby nie była w ciąży... jej ojciec by mnie zabił... León spokojnie, coś jej na pewno zaszkodziło... To tylko przypadek, że robiliście to trzy razy w nocy. Verdas nic się nie stanie.

-Vilu? Wszystko dobrze? - spytałem chodź i tak znałem odpowiedź.
-A co myślisz?
-Jezu... Tylko tak się spytałem.
-No już dobrze, nie denerwuj się – znów poszła do łazienki.
-Francesca! My chyba wyjdziemy! Świeże powietrze dobrze jej zrobi!
-Okej! No, to pa!
Razem z bladą jak kreda Violettą wyszliśmy. Łagodny i rześki wietrzyk przywrócił dawny kolor skóry mojej ukochanej.

-Czujesz się już dobrze?
-Wspaniale!
-Bo myślałem, że może jesteś w ciąż... - nie skończyłem.
-Nie. Chyba bym ci o tym powiedziala, no nie?


-No, nie wiem. Ale nawet gdyby tak było, to nie zostawiłbym cię nigdy... - właśnie doszliśmy do domu Violetty, miała otworzyć drzwi, lecz z ręki wypadły jej klucze. Schyliłem się po nie, chciałem podnieść, ale ktoś mnie uprzedził...


~~~~~~~~~~~~~
Bam, bam, bam! xd Jestem wredna; najpierw te kłótnie, potem sen Marco, być może ciąża,
a teraz to zakończenie xd Przepraszam, że rozdziału nie było dwa tygodnie, ale jest długi! Prawie 10 stron
*o* Święta, święta a ja dopiero jutro [23] będę choinkę ubierać. xd I z tytułem nie wiem czy ogarniacie, ale generalnie chodziło o to, że jedno pociąga drugie nom xdd Wam Merry Christmas życzę i komentować!
Bo jak nie będzie przynajmniej 2 komentarzy to o następnym zapomnijcie xdd 
Nie wiem kiedy next, pewnie w tym tygodniu. Ale zawsze tak pisze, a potem wychodzi, że mam tygodniowe opóźnienie xdd Spodziewajcie się w następnych pięciu dużo zmian ;p i nie wiem czy będzie coś świątecznego, chociaż zanim ja to napiszę to trzeba będzie zmienić temat, bo będzie Wielkanoc xdd
No i jeszcze dodałam troszkę gifków ;***

Berry ;p