wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie Roku [No, okej okej. 4 miesięcy xd]

Życzę Wam nowych przyjaciół, może jakiś ciekawych przygód, hmmm... i zdrowia i taki dodatek dla piszących blogi; weny i nowych pomysłów oraz czytelników ;)

Tak, a teraz co wydarzyło się przez te cztery miesiące:
♥6,5 rozdziałów+ Prolog [taaa, dużo nie? xd]
♥dwa OS [jeden mój, drugi Kamilki]
♥prawie 21oo wyświetleń [jakieś trzy tygodnie temu dziękowałam za 1ooo, więc jesteście świetni ^^.]
♥troszkę czytelników [ale troszkę, troszkę]
♥23 posty
♥25 komków+ moje niezliczone odpowiedzi ;*
♥wyświetlenia osób z zagranicy O.o

Pseplasam za kiepską jakość xd
Nie zabijajcie xd



Chciałam podziękować tym, którzy komentowali te !%@!%%^ , a oto moje Aniołki:
♥Kamilka ;*
Ola a
Axi Verdas Tavelli
Kasia Verdas
Ally
Anahi RBD

Bardzo Wam dziękuję ;***
Szczególnie Kamilce za wsparcie <3 i OS


Macie jakieś pomysły na rozdziały? One Shoty?
Piszcie, śmiało ja nie gryzę, tylko pożeram w całości ;D


Nie ma jeszcze 7 rozdziału, bo w tej chwili ogarniam nowy szablon ^^


Jeszcze raz WESOŁEGO NOWEGO ROKU!!!!!


Berry ;*** [tak, tak- zmieniłam nazwę]

poniedziałek, 23 grudnia 2013

One Shot~ "Mocny klej..."

***

Mogłoby się wydawać, że człowiek nigdy nie zazna pełni szczęścia. Teoretycznie nigdy nie można być szczęśliwym. Zawsze znajdzie się jakieś „ale”. Możliwe, że kiedyś wydawało Ci się, że właśnie to wspaniałe uczucie przepełnia Twoje ciało. Ale tylko tak Ci się wydawało. Jeśli jednak byłbyś najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, musiałbyś nazywać się León Verdas...

***

Cisza. Nic. Pustka. Chociaż jednak nie. Na ulicach gwarno. Coś. To coś co każdy nosi w sercu; nazywane jest miłością. Ale czym jest nieodwzajemniona miłość? Jest uczuciem beznadziejnym, tanim, tandetnym, z drugiej strony mocnym kopniakiem w cztery litery...
Motywacją. Motywacją do dalszego życia. Jednak nie każdy odbiera ją w ten sposób...

***

Dziś jest dzień. Zdanie głupie, proste. Ale to jest dzień. Ten dzień. Ten dzień, w którym może się wydarzyć coś niezwykłego. Jak zarazem coś co dzieje się tyle razy na świecie, w każdej sekundzie twojego życia. W każdej sekundzie są wypowiadane pewne dwa słowa. Słowa, które mają skutki nieodwracalne. Dobre czy złe, tego nie wiadomo.

***

Te słowa padły z ust Violetty Castillo i Leóna Verdasa. Dziewczyny, która wypowiedziała je w dzień ponury, chłopaka który wypowiedział je z radością.
Słowa te zaowocowały pewien związek. Być może domyślasz się co powiedziała brunetka do Leóna Verdasa. Być może po tych słowach całowali się długo. Tego nie wiadomo. Wiem tylko iż byli w sobie zakochani od dłuższego czasu. To właśnie dzięki nieodwzajemnionej miłości poznali się, zakochali się w sobie.

-Kocham cię – powiedział brunet.
-Ja też – odpowiedziała mu.

Dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia. To dziś mija dziewięć miesięcy odkąd León zaznał prawdziwej miłości. To właśnie ten dzień Verdas zapamięta do końca swojego życia.

***

*Violetta*
W naszym domu właśnie trwają przygotowywania do Wigilii. Leóś piecze pierniki, a raczej próbuje piec. W kuchni pełno mąki. Ale nie León „król” kuchni nie poprosi o pomoc.

-Nie pomogłabyś upiec mi pierniczków? - spytał.
-Tobie zawsze – powiedziałam całując go.

Połączyliśmy składniki w całość. Ugnietliśmy ciasto, oczywiście nie odbyło się bez namiętnych pocałunków ze strony Leóna. Posprzątaliśmy, włożyliśmy blaszkę wraz z ciastem do piekarnika. Poszłam na górę w celu wybrania sukienki. Zdążyłam tylko otworzyć szafę, na dole dało się słyszeć głośny huk!

-León! Coś ty znowu spieprzył?!
-Ekhm... Ja?
-Nie, kurde! Święty Alojzy!
-No to co mnie obwiniasz?
-León gadaj co się stało!
-Piekarnik wybuchł... - lepiej nie wiedzieć co się potem działo. Generalnie León dostał serię uderzeń poduszką. Potem zaczęłam mu nawijać jaki to Diego jest przystojny i w ogóle. Co oczywiście jest kłamstwem. Stwierdziłam, że mu wystarczy, bo od samego imienia „Diego” robi mi się niedobrze. León podczas mojego dialogu przekomarzał się ze mną.



 Weszłam do naszej sypialni. Sprawdziłam czy, aby na pewno prezent dla ukochanego jest gotowy. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Pobiegłam do drzwi. Zwijałam się ze śmiechu.
Oto co zobaczyłam:
Maxi był przebrany za pomocnika Mikołaja, tak i jak Marco miał na sobie zielone rajstopy. Nie zabrakło oczywiście świętego Mikołaja, którym był Federico. Zawołałam do Leóna:

-Kochanie! Chodź zobacz kto przyszedł! Też mogłeś się przebra... - ktoś zakrył mi usta dłonią.
-Też mogłem się przebrać? Chyba sprawię ci okulary. Odwróć się – zobaczyłam Leósia w rajstopach, zielonej czapce z pomponem i słodkim kubraczku. Dziewczyny pokładały się ze śmiechu, ja zresztą też. Wpuściliśmy gości do środka. Za oknem błysnęła pierwsza gwiazdka. Zasiedliśmy do stołu, przedtem każdy położył prezent pod choinką. Śpiewaliśmy kolędy, jedliśmy. Niestety zabrakło pierniczków.



*León*
Przy stole są wszyscy nasi przyjaciele, nie ma tylko Andresa. Naty siedzi koło Maxi' ego, Fran obok Marco, Federico koło Lu, a ja koło mojej Violetty. Nadszedł czas na wręczanie prezentów. Mikołaj Fede usiadł na krześle. Lu pierwsza otrzymała prezent. Na karteczce widniał napis: Od Federico.
W małym pudełeczku znajdował się naszyjnik z diamentem. Rzuciła mu się na szyję ze szczęścia.
Następny prezent był dla Marco od Fran. Dostał ciepły sweter. O dziwo się ucieszył. Ubrał go na siebie. W końcu pod choinką zostały tylko dwie paczuszki- moja i Vilu. Ukochana podeszła do Mikołaja i wyszeptała mu coś na ucho. Ten wziął najpierw prezent ode mnie dla Violi. Podał dziewczynie. Nie wiedziałem jak zareaguje. Bałem się.

-Tak! Wyjdę za ciebie! - krzyknęła uradowana, kamień spadł mi z serca. Ona rzuciła mi się na szyję ze łzami szczęścia.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę! - wszyscy obściskali nas, po czym Fede znów usiadł na fotel.
Podał mi prezent od Violetty, pociągnąłem za wstążkę, by go rozpakować. Pudełko było zapakowane we wzorzysty papier. Co to może być? Otworzyłem je. Na dnie znajdowała się karteczka.

-Szukaj w sypialni – przeczytałem.

Wszyscy poszli za mną. Tylko Violetta została. Nacisnąłem na klamkę. Drzwi uchyliły się. Ale czego ja mam szukać? Spojrzałem na łóżko. Jest! Kolejna kartka! Treść głosiła, że mam szukać w łazience. Nasza wesoła gromadka poczłapała za mną. W wannie znalazłem kolejny skrawek papieru.

-Osoba, którą kochasz ma Ci coś dopowiedzenia – razem z przyjaciółmi weszliśmy do salonu.

Ona siedziała. Patrzyła się w moje oczy. Te oczy nie mogą kłamać. Spytałem o co chodzi.

-Teraz słuchaj uważnie. Za osiem miesięcy nic nie będzie takie samo.
-Co się stało? - płakała, chyba były to łzy szczęścia.
-León... Za osiem miesięcy będziesz ojcem – zamurowało mnie. Nie spodziewałem się tego -León, jeśli tego nie zaakceptujesz zrozumiem. Możesz odejść. Poradzę sobie.
-Violetta. Nawet nie wiesz jak się cieszę! Nigdzie nie idę. Pamiętaj, będę przy tobie, zawsze – podkreśliłem ostatnie słowo – Kocham Cię. Tak jak nikogo innego. Jesteś moim życiem. A dziecko, które przyjdzie na świat będzie częścią mnie i ciebie. Pamiętaj. To będzie nasz syn albo córka.
-Ale... Ja się boję... Boję. Tak jak nigdy przedtem. Co jeśli sobie nie poradzimy?

Podniosłem jej podbródek, popatrzyłem prosto w oczy, pocałowałem. Inaczej niż zwykle. Ona była roztrzęsiona. Złapałem jej delikatne, zimne ręce. Pod wpływem mojego dotyku stały się ciepłe. Wtuliła się we mnie. Jej oddech był nie spokojny, lecz po chwili zaczęła równo oddychać.



Przyjaciele byli brawa. Rzucili się na nas. Wszyscy się przytuliliśmy. W tym momencie stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Nic nie zdoła zabić tego szczęścia, które przed chwilą zrodziło się w moim ciele, ale i w ciele Violetty. Nic nie zdoła nas rozłączyć. Nasze serca złączył niewidzialny łańcuch. Ktoś skleił nas klejem. Klejem, który jest tak mocny jak nasz miłość.

-Violetta, nigdy się nie bój. A kiedy zwątpisz, masz mnie. Nawet nie wiesz jak się cieszę.
-León, wiem że jesteś tu. Stoisz przy mnie. Ale jesteś teraz. Co jeśli odejdziesz? Odsuniesz się ode mnie? Boję się. Bardzo.
-Ufasz mi?
-Tak.
-To przestań się bać. Obiecam ci, że nic nas nie rozłączy.


*Violetta*
León będzie najlepszym ojcem. Nasze dziecko. Nasze. Kocham je. Tak samo mocno jak Jego.
To on mnie właśnie pociesza, przytula. Teraz kiedy obiecał, że będzie przy mnie, nie boję się. Zawsze będę mogła się do niego przytulić. Jego ciepło mnie uspokaja. Znam dwie najszczęśliwsze osoby na świecie- to ja i León. Przyjaciele na pewno będą nas wspierać.

-León, dziękuję Ci.
-Za co?
-Za to, że jesteś. To mi wystarcza by być. Istnieć. Jesteś moim tlenem – nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił.
Po jego policzku spłynęła łza szczęścia. Płakaliśmy, ja, On i nasi przyjaciele. Nikt nie wstydził się łez. Czułam jak od środka moja pustka w sercu została wypełniona. Ciepło, które On mi dawał. Nasze dziecko.
Dziś jest dzień, który zapamiętam na wieki. To dziś León mi się oświadczył. To od dziś jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi. To od dziś świadomie może przyznać, że jest ojcem.

Do wieczora siedzieliśmy przy kominku. Wymyślaliśmy imiona dla małego nasionka, które jest we mnie. On co chwilę na mnie patrzył. Całował. Przytulał. Teraz mam pewność, że jesteśmy. Tak. My, to jest- ja, On i dziecko. Stworzymy prawdziwą rodzinę.


*León*
Wszyscy poszli do domu. Zostały tylko trzy osoby- ja, Vilu i nasz mały maluszek.

-Hej Maluszku – uśmiechnąłem się do brzucha Violetty.
-Skąd wiesz, że to będzie chłopiec?
-Nie wiem, ale chciałbym.
-A co jeśli urodzi się dziewczynka?
-Będę ją kochał tak samo mocno. Tak jak i ciebie – uśmiechnąłem się.

Umyliśmy się. Weszliśmy do sypialni. Położyliśmy się do łóżka. Mocno trzymałem ją za rękę. Głaskałem po brzuchu. Całowałem. Patrzyłem prosto w oczy. Violetta uśmiechała się. Co jakiś czas mówiła „Kocham Was” . Jestem dumnym ojcem. Jestem. Kocham. Żyję.

-Dziś był cudowny dzień – powiedziałem.
-Masz rację.
-Widzisz – spojrzałem na jej brzuch – tak się całuje – pocałowałem ukochaną.
-Ej! Leóś, nie przy dziecku – zaśmiała się.
-Kiedy jestem z tobą zatrzymuje się zegar... *
-Prawda... - dziś chyba po raz setny na jej delikatnej twarzy pojawił się uśmiech.

Odpowiedziałem tym samym, po czym złożyłem delikatnego całusa na jej ustach. Dzień przyniósł wiele wrażeń. Zmęczeni zasnęliśmy. Czułem jak od środka wypełnia mnie szczęście, miłość i ciepło. Myśl, że za osiem i pół miesiąca będę ojcem i niedługo weźmiemy ślub, sprawiała że czułem się niesamowicie. Wiedziałem też, że każdy kolejny dzień przyniesie następne niespodzianki. Lepsze czy gorsze. Będą dni, w których będę chciał przestać żyć. W taki dzień pomyśle o Niej i o naszym Maluszku.
Uśmiechnąłem się przez sen. Brunetka wtuliła się we mnie. Zasnęliśmy, ona kocha mnie a ja ją. Odwzajemniona miłość jest piękna...


*tekst z przepięknej piosenki „Nuestro Camino” w oryginale „Si estoy contigo se detiene el reloj...”

i nazwa mojego bloga :) dla spostrzegawczych <3


~~~~~~~
Taki mały prezent ode mnie dla wszystkich <3 Podobało się? ;* Mam nadzieję, że tak c:
Wesołych Świąt! Spełnienia marzeń i duuuuużo prezentów pod choinkę ;3
Może ktoś z was dostanie bilet na En Vivo? Meeega by było gdybym ja dostała ;p
Jeszcze raz Wesołych! Pozdro

xoxoxox

Berry ;****

niedziela, 22 grudnia 2013

6~ "Efekt Domina" cz. 2

Dopóki nie będzie dwóch komentarzy nie dodam rozdziału! 


~~Pojęcie efekt domina jest metaforą używaną dla określenia sytuacji, w której jedno drobne zdarzenie uruchamia szereg następujących po sobie, wynikających jedno z drugiego zdarzeń. Sformułowania tego używa się zazwyczaj w odniesieniu do procesów gwałtownych, destrukcyjnych, niemożliwych do opanowania, po tym, gdy już zostaną zainicjowane~~

Dom Francesci – impreza
*Violetta*



-Muszę z wami porozmawiać – powiedziała Włoszka.
-Coś się stało Fran?
-Chodzi o Marco.
-Pokłóciliście się?
-Nie, ale ja ja ja ja ja zrobiłam to! - razem z Naty przytuliłyśmy ją.
-Słuchaj Naty, tobie jeszcze tego nie mówiłam, ale spałam już z Leónem. A co u ciebie i Maxi' ego? - wyraźnie posmutniała.
-Naty, co się stało?
-Nic, tylko mam wrażenie że Maxi nadal kocha Camilę, a ona jego.
-Nie to niemożliwe... Przecież Cami kocha Broduey' a. A Maxi, nie... On kocha ciebie.
-No, nie wiem – mówiła Natalia ze łzami w oczach, Francesca podała jej chusteczkę.
-Nata, mam pomysł, słuchaj [.......] Czekajcie na mój znak – powiedziałam.


*León*
Usłyszałem jak ktoś schodzi po schodach. Od razu rozpoznałem, że to Vilu. Delikatne kroki mojej ukochanej słyszałem coraz głośniej, aż ktoś zakrył mi oczy.

-Zgadnij kto to? - spytała mnie moja dziewczyna.
-Nie wiem... Może Mary?
-Ty głupku jeden! To ja! - krzyknęła i zdjęła jej ręce z moich oczu.
-Przecież żartowałem. Czego chcesz? - wyszczerzyłem zęby.
-Po pierwsze masz banana na twarzy, a po drugie chodź! - w tym momencie na schodach pojawiły się Naty i Fran.
Viola chwycila mnie za ręce, Francesca za nogę, a Nata za drugą. Rzuciłem tylko błagalne spojrzenie w stronę chłopaków licząc na ich pomoc, ale oni leżeli na podłodze i zwijali się ze śmiechu. Zamknąłem oczy i starałem się stawiać jak najmniejszy opór. Nie chciałem, żeby dziewczyny się zmęczyły. Położyły mnie na łóżko w pokoju Fran.

-León słuchaj mamy sprawę, musi.... - Naty nie dokończyła, bo jej przerwałem.
-Nie będę nic robił, cześć! - szybko podniosłem się z łóżka i już miałem uciekać, kiedy zatrzymała mnie Violetta.
-Leóś, jak tego nie zrobisz to nasz umowa nie będzie ważna.
-Jaka umow... Ahh, tak już pamietam. Ale i tak już jestem w pół uchlany, więc złamałaś zasady. Żegnam!
-León Verdas stój! Nie będziesz mi tu uciekać! - Vilu pociągnęła mnie za rękę – nie rozumiesz, że to jest ważne?!
-No, dobra dobra zostaję. Ale tylko dlatego, że cie kocham.
-Super – powiedziała ironicznie Francesca – León musisz w jakiś sposób wypytać Maxi' ego o Camilę. Wiemy, że Cami już nic do niego nie czuje, ale nie wiemy jak stoi sprawa z Maxi' m.
-No, nie wiem...
-León, a jeśli [...] - Viola wyszeptałą mi coś na ucho.
-Oczywiście, teraz to się zgodzę – zszedłem na dół.


*Francesca*
Jezu, jaki León jest uparty, jak Viola z nim wytrzymuje? Muszę się koniecznie dowiedzieć co Violetta mu powiedziała. Już się boję.

-Viola co ty mu powiedziałaś – spytałam razem z Naty.
-Że będzie mógł koło mnie spać – zakryła twarz dłońmi i zaczęła się śmiać.
-Zboczeniec jeden – podsumowałam.
-Ale kochany. Więc bardzo mi przykro, ale z wami nie śpię.
-Fran, mam pomysł. Masz trzy wolne pokoje? - spytała Natalia odgarniając z twarzy lok włosów.
-Pytanie, mam chyba z pieć. A dlaczego pytasz?
-Noc z chłopakami? - spytała Naty.
-Noc z chłopakami! - odkrzyknęłyśmy razem z Violą.

Zeszłyśmy na dół. Otworzyłam paczkę chipsów. Oczywiście León i Maxi, tak jak w reklamie Lays, omało co się nie pobili o ostatniego. Żeby niedoszło do bójki musiałam otworzyć chrupki serowe. Siłowałam się z opakowaniem, kiedy nagle... Buuum! Eksplodowało! Natalia musiała ratowac Maxi' ego, który o mały włos nie udławił się chrupkiem. Przez następne pięć minut sprzątaliśmy ten bałagan. Przekąska leżała wszędzie; na lampie, na stole, na podłodze, pod kanapą, we włosach Marco, w czapce Maxi' ego.
Nocowanie bez filmu? U mnie w domu niemożliwe. Poprosiłam Marco, żeby podał mi opakowanie od płyty"American Horror". Od razu chłopacy zaczęli krzyczeć, że będzie super. Wiedziałam, że okładka wszystkich zmyli. Kazałam im zamknąc oczy. Następnie włożyłam dysk do odtwarzacza.


*Maxi*
~Tinki Łinki, Lala, Dipsy, Po. Teletubiś, teletubiś. Teletubisie mówią wam "Hejoooo"...

Wiedziałem, że coś się święci. Czy to jest poważne? Nie, nie chodzi mi tu o Francescę. Nono wjeżdża w górę i w dół po zjeżdżalni! Halo, a prawa fizyki? No, cóż to tylko bajka. W tej bajce dziwne ludki o płci męskiej noszą torebki... Czego to dzieci uczą?....

-Francesca! Wyłącz ten szajs! - powiedział León.
-Ale to nie jest szajs! Nasze dzieci będą to oglądać! - odpowiedziała Viola.
-A kto ci w ogóle powiedział, że będziemy mieć dzieci? Albo nawet jedno? Co?
-Czy ty sugerujesz?.... - brunetka z płaczem pobiegła na górę.
-Dajcie pięć minut zaraz wracam – tsa... León geniusz....
-Widzisz Fran? Przez ciebie się pokłócili! - powiedziałem.
-Maxi przestań!
-Ej, dobra. Spoko – powiedział Marco.
-Spoko? Tak? Ty mi tu mówisz spoko? Przez ciebie Viola jest smutna!
-Przeze mnie? A niby co ja zrobiłem?
-Ty też nie chcesz mieć dziecka! - weszła do łazienki trzaskając drzwiami, a Marco pobiegł za nią. Domino jakieś.
-Maxi, przez ciebie Marco i Fran się pokłócili! Jak mogłeś!
-Że co, przepraszam?
-Idę sobie ty geju, który nie chce mieć dziecka tak jak reszta chłopaków w tym domu!


*León*
Ohhhhhh... Co ja zrobiłem... Viola myśli, że nie chcę mieć z nią dziecka... Ale to nie o to mi chodziło! Tsa, Verdas wszystko spaprałeś!

-Violetta! Czekaj!
-A niby dla kogo? Po co? - prawie zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, lecz byłem szybszy.
-Dla mnie.
-Dla mnie to ty nie istniejesz!
-Jeśli nie istnieję to, dlaczego ze mną rozmawiasz?
-Bo cię kocham.
-Tak? A przed chwilą mówiłaś co innego!
-Nic nie powiedziałam.
-Ale pomyślałaś, a to jest to samo!
-Nigdy nie pomyślałam tak ani przez chwilę.
-Ja też nie.
-Tak? A niby co to było przed chwilą?
-Po pierwsze powtarzasz moje pytanie, a po drugie nie chodziło mi o to!
-Taaa jasne...
-Powiedziałaś to tak, jakbyś była w ciąży.
-A może jestem?
-Violetta!
-No, dobra, nie jestem! Zadowolony?
-Nie!
-Czyli jednak chcesz mieć dziecko?

Usłyszeliśmy jakieś krzyki, więc zeszliśmy. Rozmowa poczeka... Chyab nie ucieknie...


*Violetta*
Boszzz... León zaczyna mnie wkurzać! Najpierw mówi, że nie chce mieć dziecka, a potem... Lepiej się uspokoję, bo jeszcze powiem mu coś czego nie powinnam.
Viola, wdech i wydech! Spoko. Tylko te niepokojące krzyki... Spokojnie...

-Co się tu stało? - spytał Verdas, od dziś jest Verdasem- nic więcej.
-Lepiej zapytaj co się TU stało – Maxi pokazał na serce.
-Czyli rozumiem, że nie najlepiej – nasz kolega przytaknął.
-Poczekaj chwilkę, porozmawiam z Naty – powiedziałam, w tym momencie z za zakrętu ukazał się nie kto inny jak Marco z Francescą, chyba płakała bo tusz spłzwał jej po policzkach.

-Nata, chodź!
-Nigdzie nie idę! Viola, miłość mojego życia bezczelnie sobie ze mnie zakpiła! A z resztą... ty tego nie zrozumiesz!
-Ja? Zrozumiem to, przecież przed chwilą Verdas powiedział, że nie chce mieć ze mną dziecka. Powiedz co się stało – poprosiłam, brunetka opowiedziała mi wszystko co zdarzyło się, gdy byłam w pokoju z Verdasem – Naty, przecież to moja wina...
Maxi nic nie zrobił!
-W sumie masz rację... Pójdę go przeprosić... I słuchaj, to nie była twoja wina tylko Leóna...
-Chyba mówisz o tym dupku Verdasie – poprawiłam przyjaciółkę.
-No, Viola już nie przesadzaj!
-Może faktycznie przesadzam, ale...
-Dziewczyny chodźcie! - zawołała Francesca razem z Marco, poczłapałyśmy za parą.
Widok, który ujrzałyśmy był przekomiczny; Verdas i Maxi klęczęli na jednym kolanie. W ręku trzymali kwiaty i patrzyli się na nas, tj. Ja i Natalia, błagalny wzrokiem. Nie wytrzymałyśmy i ze śmiechem opadłyśmy na kanapę. Teraz zaczęła się bitwa na łaskotki. Leóś, tak już mu wybaczyłam, łaskotał mnie. Gdyby nie jego wyczucie, prawie bym się udusiła. Jednak nie mogę bez niego żyć. Teraz pozostała tylko kwestia kary, nie wiem czy chcę z nim spać. Ale to bardziej moja wina... Tsaaa wina, chyba piwa [xd] Miałam go upilnować, tymczasem jest już pijany... Ehhh... Lepiej przygotuję się na jutrzejszą śmierć... Oczywiście moją...

-Czyli już mi wybaczasz? - szepnął León z trudem utrzymując się na nogach.
-Tak – dałam mu całusa w policzek – tylko błagam, nie pij już dzisiaj.
-Co?! Że ja piję?! - tsaa... jest już pijany...
-Zostawię to bez komentarza...

-León, czy wszystko dobrze? - zapytał z ironią Marco.
-Tak – odpowiedział Maxi z trudem utrzymując równowagę.
-Mówiłem do Leóna, idioto!
-Babcia? Nie, tylko nie Gerberki! [xd] - zawołał Maxi, poszedł na górę do Natalii, chyba położyli się spać.
-To było dziwne... - popatrzyłam na Leóna, jak on słodko wygląda kiedy śpi. CO?! On śpi?! Jak ja go zaniosę na górę?
-Fran, Marco! Pomóżcie mi przenieść Leóna do łóżka!
-Już się robi! - krzyknął pół pijany ukochany Włoszki. Zanieśliśmy Leósia do góry.
-Dalej już chyba sobie poradzisz? Co? - spytała moja spita przyjaciółka. Ja tylko oblałam się rumieńcem.
Czułam, że jutro będę miała kaca. Nie wiem ile już wypiłam. Może butelkę? Albo dwie? Jeśli ojciec się dowie, będę miała przechlapane. León się obudził.

-Czy nie sądzisz, że coś by trzeba zrobić? - spytałam.
-Nie... Chociaż, czekaj! - wymamrotał.
-Nie! León! Zboczeńcu jeden! Nie!
-Ale dlaczego? - opadł bez silnie na łóżko.
-Po pierwsze jesteś kompletnie pijany, a po drugie nie mam ochoty!
-Aha... - podszedł i zaczął mnie całować.
-Verdas! Idź się przebrać w piżamkę! Tak, słoneczko?
-Niech ci będzie.


                                                                         *Marco*
Zapowiada się cudowna noc z moją Fran. Jedyny problem to to, że jesteśmy kompletnie pijani...

-Fran, chodź do łóżka!
-Idę! Ale gdzie jest droga?
-Chodź tędy! - znaleźliśmy się w jej pokoju, ściany fioletowe, łóżko z baldachimem, białe szafki, niby wszystko okej, a jednak...
-Gdzie jest mój wazon!
-No, wiesz... Chyba się trochę potłukł...
-Jak mogłeś?!
-Nie wiem, a teraz chodź spać!
-Okej – walnęła na łóżko.
Zaczęliśmy się przebierać, lecz po chwili stwierdziliśmy że nie potrzebujemy ubrań. Zrobiliśmy to. Dziś już drugi raz. Drugi raz w moim życiu. Po raz pierwszy w łóku. Po raz pierwszy po pijanemu. Po raz pierwszy było mi tak dobrze. Po raz tysięczny zamknąłem oczy. Po raz setny moja koszula wylądowała na podłodze.
Jeszcze długo leżeliśmy wpatrzeni w siebie. W końcu nastało to co się musiało stać. Nasze ciężkie powieki opadły, mózg wyłączył się. Nasz organ był w stanie tylko wyświetlać filmy w naszej głowie, w naszej wyobraźni.

Obudziłem się. Pokręciłem głową to w lewo to w prawo. Nic. Nikogo. Tylko ja sam w tym pokoju. Pomyślałem, że moja ukochana już wstała i pewnie przygotowywuje śniadanie. Ubrałem się, zszedłem na dół. Wszystkie drzwi na górze były zamknięte. Na stole leżała kartka;

"Ty pewnie jesteś Marco albo inny znajomy Francesci Resto. Wiedz, że została ona uprowadzona lub też zabita. Jeśli doniesiesz o tym policji nigdy już jej nie zobaczysz. Jeśli nie piśniesz ani słówka, zobaczymy jak się sprawa potoczy.

                                                                                                                       Któś"

Właśnie teraz. W tym momencie. Mój świat się zawalił. Niby czuję, ale nie. Słyszę krzyki przyjaciół, ale nie. Żyję, ale nie. To co się dzieje, nie jest prawdą. Nie może być! Świat przestał być dla mnie tym czym był kiedyś. Teraz to jedno wielkie gówno. Chciałbym pobiec, ale nie mogę. Moje nogi przestały mnie słuchać. Usta nic nie chcą powiedzieć. Za to jeden organ został tylko [aż] dotknięty psychicznie, lecz nie fizycznie. Nadal bije, ale nie funkcjonuje normalnie. Chociaż nie, nie jest sam. Po moim policzku spływa łza. Słona. Słona jak nigdy dotąd. Tak słona jak gdyby ktoś nasypał do moich zaszklonych oczy tryliard ton soli. Tak gorzka. Któś nasypał nie wyobrażającą ilość pieprzu. Tak bolesna, jak gdyby ktoś nasypał nieskończoność cierpienia i nieskończoność miłości. Płaczę z miłości. Stoję tu z miłości. Oddycham z miłości. Z miłości do niej. Już wiem gdzie mam iść. Już wiem co mam z sobą zrobić. Wybiegam z domu mojej ukochanej. Wiem, że nigdy już jej nie zobaczę żywej. To co teraz zrobię jest konieczne. Nigdy mój mózg nie przyjmował takiego toku myślenia. Lecz teraz przyszedł czas. Czas na to. Na to by się poddać. Nikt nie zdoła mnie zatrzymać. Wpadam na jezdnię bez zastanowienia. Nie wiem co chcę w ten sposób osiągnąć. Moja bezsilność i nie chęć do życia jest za duża. Żyłbym pod ogromną presją, gdyby nie to co zobaczyłem. Samochód. Samochód, w którym siedziała Francesca wraz z policjantami. To co zdołałem tylko dostrzec to jej podpuchnięte lecz szczęśliwe oczy, promienny uśmiech. Zaraz jednak zmienił się jej wyraz twarzy. Do oczu napłynęły łzy. Do moich też. Już za późno. Nie ma odwrotu. Poczułem silne uderzenie. Przejechałem po szybie samochodu. Dalej już nic, tylko ciemność. Niesamowita ciemność. Ciekawa. Intrygująca. Mogłoby się wydawać, że to co zobaczyłem jest niemożliwe. A jednak. W tej ciemności ujrzałem Ją. Ją i mnie. Nas. My byliśmy. Byliśmy. Lecz teraz jest ona. Mnie nie ma. Ale zaraz. Przecież jeśli nie żyję, to dlaczego myślę? Dlaczego nadal czuję jak moje serce bije? To niemożliwe. Czuję jak ktoś mnie podnosi. Czuję te perfumy. Te. Te jedyne. Niech jakiś inny szczęśliwiec je poczuje. Dla nas to już koniec. Chociaż nie. Udało mi się otworzyć oczy. Obraz był rozmazany. Zobaczyłem Francescę. Płakała. 



Czułem jak po moim policzku spływa łza. Piecze moje rany, które krwawią. Zaraz zaraz. Coś spadło na mój policzek. Łza. Łza, której tak potrzebowałem. Tej osoby, którą kocham najbardziej na świecie. Zamknąłem oczy. Dalej już nic nie czułem. Moje uszy. Jedynie one usłyszały tylko "Marco, nie!" . Wolałbym nie słyszeć jej płaczu, lamentów, nawoływań. Spróbowałem otworzyć powieki. Nic. Moje serce biło coraz wolniej i wolniej. Coraz cichsze stawały się nawoływania przyjaciół i ukochanej...


*Francesca*

-Marco! Nie mogę spać! Przytul mnie!
-O Boże!
-Co się stało kochanie?
-Miałem straszny sen, porwali cię, a ja umarłem. Zabiłem się pod kołami samochodu, w którym ty jechałaś.
-Ale to był tylko sen. Jestem przy tobie. Tu i teraz.
-Wiem, ale to było straszne...
-Rozumiem, a teraz przytul – dałam mu buziaka, a on mnie przytulił.

*León*


Kurde! Gdzie jest moja piżama?! To znaczy dres. Violetta. Jak ona słodko się uśmiecha. Zaraz zaraz. Czy ona nie trzyma moich spodni i koszuli?!



-Oddawaj!
-No, przykro mi. Zapomniałam z domu piżamy...
-To będziesz spać bez! - podszedłem i namiętnie ją pocałowałem.
-Zapomnij!
-Masz! - ściągnąłem koszulę w kratę, podałem jej i zabrałem moją do spania.
-No, niech ci będzie.
-Teraz będzie mi cię łatwiej rozebrać...
-Coś mówiłeś?
-Ja? Ależ nic... - szbyko ubrałem spodnie. Kiedy Violetta zdejmowała bluzkę, zaszedłem ją od tyłu. Po czym pocałowałem tak jak nigdy dotąd.
-León przestań!
-Jak ci się nie podoba to nie! Dobranoc – już miałem wskoczyć pod ciepłą kołderkę, gdy...
-Nie o to mi chodziło!
-To o co?
-Masz przestać być taki uroczy. Chociaż nie, to co mówię nie ma sensu.
-Może dlatego, że jesteś kompletnie pijana? - poruszyłem brwią.
-Chyba masz rację... Ehhh...
-To co? Może by tak...
-No, dobra niech ci będzie. Ale pamiętaj, że nie chcesz mieć dziecka.
-A kto tak powiedział?
-Mój kochany.
-Jakoś sobie tego nie przypominam...
-To jak?
W odpowiedzi dostała soczystego buziaka. Wziąłem na ręce i delikatnie położyłem na łóżko. Nie opierała się długo. Pozwoliła ściągnąć z siebie całą bieliznę. Brunetka zdjęła ze mnie koszulę i spodnie. Odpłynąłem. Co się potem zdarzyło, nikt nie chciałby wiedzieć...


*Maxi*
Wydaje mi się, że Natka mnie nie kocha. Nie wiem dlaczego tak myślę. Może i czasami w chwilach zwątpienia w życiu, kiedy mam ochotę się zabić, pobiegłbym do Camili. Ale jako przyjaciel, a nie jako chłopak.

-Naty, musimy porozmawiać.
-Co się stało.
-Wydaje mi się, że mnie nie kochasz.
-Ja?! To chyba ty mnie! Nadal czujesz co do Camili! Przyznaj się!



-Ależ skąd! Kocham tylko ciebie!
-Tak? Udowodnij! - popatrzyliśmy sobie prosto w oczy. Można było z nich wyczytać wszystko, tym wszystkim była miłość. Chwyciłem ją za rękę po czym pocałowałem. Nasz pierwszy pocałunek trwał długo. Był magiczny, niezwykły. Wtuleni w siebie zasnęliśmy.


*Violetta*
Moja głowa! Ał! Kac. Za dużo wypiłam! Otworzyłam oczy. Leżałam naga na ziemi. Obok mnie siedział mój Leóś i wpatrywał się we mnie. Nie, no teraz to przegiął...

-Co sie stało? - spytał drapiąc się po głowie.
-To ja się tu pytam "Co się stało?", kochasiu.
-Fajnie by było gdybym wiedział...
-Verdas! Teraz to już przegiąłeś! Jak mogłeś?
-Poczekaj... Coś sobie przypominam... Ahh... To ty się zgodziłaś!
-Ale ja byłam pijana! Trzeba było...
-Wiesz jaki ja jestem... - powiedział całując mnie.
-Dalej przeginasz!
-Tak?
-W ogole co to tu robi?... - wskazałam na coś co nie powinno leżeć zapakowane... [xd]
-Yyyy... - co on sobie wyobraża?!
-Verdas! Kopiesz sobie swój własny grób!
-Ja byłem pijany...
-No, to super! - powiedziała z ironią.
-Tylko kotek miałaś mnie pilnować.
-Ahhh, no zapomniało mi sie! Upsss...
-Sama sobie zaszkodziłaś!
-Verdas, debilu!
Zaczęliśmy bitwę na poduszki. Pierze latało po całym pokoju. Poszliśmy się ubrać, to znaczy Leóś poszedł w jeden koniec, a ja w drugi. Założyłam jego koszulę w kratę. Pachniała perfumami. Tymi, które tak uwielbiałam. Bez których nie mogłam żyć.
-Opowiedz mi to jaki byłeś kiedyś – poprosiłam.
-Nie – odpowiedział twardo, jego przed chwilą wesoły wyraz twarzy, teraz był jak z kamienia.
-Ale ja tak ładnie proszę.
-Skoro nalegasz... Ale daj mi chwilę – poszedł do łazienki, wziął ze sobą małą "kosmetyczkę".


*León*
Wiedziałem, wiedziałem że kiedyś mnie o to poprosi!
Nałożyłem na rękę trochę żelu. Podniosłem na nim grzywkę. Jeszcze przedtem się umyłem. Ogoliłem. Usiadłem i zastanawiałem się co mam jej powiedzieć. Od czego zacząc? Najlepiej od początku. Ale to on był najgorszy, no cóż. Wstałem, otworzyłem drzwi do pokoju, w którym spałem tej nocy. Ona czekała na mnie. Usiadłem na łóżku, a Violettę posadziłem na kolanach.

-Chcesz usłyszeć wszystko od początku?
-Tak.
-Sama tego chciałaś...
Pięć lat temu byłem szczęśliwy. Zupełnie tak jak teraz. Miałam rodzinę, przyjaciół. Ale skupmy się na rodzinie. Moja mama, ojciec, brat i siostra...
-Masz siostrę! - krzyknęła uradowana – Jak ma na imię? Ile ma lat? Gdzie mieszka?
-Poprawka miałem....
-Wyprowadziła się?
-Nie do końca...
Miała na imię Veronica, miała 18 lat...
-A ile teraz ma i gdzie mieszka?
-Cóż... Miałaby 23, ale...
-No, ale gdzie mieszka? - spojrzałem się w sufit, gdyby nie on i dach patrzyłbym teraz w niebo... -Dlaczego mi nie odpowiadasz?...
-Moim gestem właśnie odpowiedziałem... - do moich oczu cisnęły się łzy, nie chciałem by Ona widziała jak płaczę.
-León, jeśli nie chcesz to nie mów... Przepraszam...
-Nie przepraszaj... Musze Ci to opowiedzieć...



-Skoro chcesz...
-Ona, Veronica, umarła... Nie pytaj jak zginęła! Nie chcę, żebyś wiedziała... Byłem zrozpaczony... Gdyby nie moi przyjacielu już bym się zabił... Nawet nie wiesz jak to bolało... Była jedyną osobą, która mnie rozumiała... Była dla mnie jak kolega, kumpel – wybuchłem.
-Leós, nie mów dalej! Widzę, że tego nie chcesz...
-Nie! Wybrałem Ciebie i to Tobie to opowiem. Będziesz jedyną osobą, która zaraz dowie się czegoś.
Wtedy zamknąłem się na strychu. Siedziałem tam przez rok. To Jorge, wtedy przynosił mi jedzenie! Następny rok życia spędziłęm w szkole. Andres dbał o mnie jak o brata. Rok później poszedłem do Studia. Tam spotkałem Ludmiłę. Miała na mnie zły wpływ. Zostaliśmy parą. Byłem chłopakiem do tak zwanego "wyrywania dup" jej to nie przeszkadzało. Stałem się debilem. Mówiłem dziewczynom, że je kocham potem zostawiałem. Zacząłem rozumieć, że robię źle. Rozstałem się z Ludmiłą. Po tym jak się wcześniej zachowywałem nikt nie chciał mnie znać. Nawet Andres się ode mnie odsunął. Zacząłem ćpać. Zawsze chodziłem bez sił. Jorge, mój brat, też się ode mnie odsunął. Wszystko szło źle. Opuszczałem lekcje w Studiu. Coraz więcej ćpałem. Dwa razy byłem na odtrówaniu. Rodzice mówili mi, żebym tego nie robił. Ja nie słuchałem. Wiedzieli też, że jest źle, bardzo źle. Pewnego dnia Ludmiła zaproponowała mi chodzenie. Zgodziłem się, bo co miałem zrobić. Stałem się jeszcze gorszy, ale już nie brałem. Kiedy wszedłem do Studia zobaczyłem Ciebie. Coś we mnie pękło. Zacząłem cię zaczepiać, dokuczać. Byłem bez silny, nie miałem szans u tak fajnej dziewczyny. Byłem zazdrosny. Chyba się myliłem. Zmieniłem się dla ciebie. Muszę cię przeprosić za to jaki kiedyś byłem – po moim policzku spłynęła łza, nie smutku lecz wzruszenia, szybko ją starłem, żeby Violetta jej nie zauważyła, była szybsza zrobiła to za mnie.
-Leóś nie płacz – pocieszyła mnie.
-Ja nie płaczę...
-Taaa... Pamiętaj, nikomu nie powiem... Cieszę się, że to akurat mi się zwierzyłeś. Nawet nie wiesz jak ja cię kocham.
-Przynajmniej wiesz już o moim życiu prawie wszystko.
-Na pocieszenie...
-Może by tak...
-Nie León! Masz mi się tu ogarnąć! Spróbuj tylko!
-Co? No co? - zacząłem ją rozbierać, całowałem ją a ona odwzajemniała kązdy mój czyn.
Kiedy skończyliśmy, zeszliśmy na dół.


*Francesca*
Violetta i León dopiero teraz zeszli. Jest 13-sta. Trochę sobie pospali. A może oni nie spali? [xd] Tylko wiadomo co. [xd]

-Gdzie są Natalia i Maxi? - spytał León.
-Musieli iść.
-My chyba też nie zostaniemy do jutra – powiedziała Violetta.
-Być może... - odpowiedział brunet.



2 godziny później


*León*
Violetta cały czas wymiotuje. Żeby nie była w ciąży... jej ojciec by mnie zabił... León spokojnie, coś jej na pewno zaszkodziło... To tylko przypadek, że robiliście to trzy razy w nocy. Verdas nic się nie stanie.

-Vilu? Wszystko dobrze? - spytałem chodź i tak znałem odpowiedź.
-A co myślisz?
-Jezu... Tylko tak się spytałem.
-No już dobrze, nie denerwuj się – znów poszła do łazienki.
-Francesca! My chyba wyjdziemy! Świeże powietrze dobrze jej zrobi!
-Okej! No, to pa!
Razem z bladą jak kreda Violettą wyszliśmy. Łagodny i rześki wietrzyk przywrócił dawny kolor skóry mojej ukochanej.

-Czujesz się już dobrze?
-Wspaniale!
-Bo myślałem, że może jesteś w ciąż... - nie skończyłem.
-Nie. Chyba bym ci o tym powiedziala, no nie?


-No, nie wiem. Ale nawet gdyby tak było, to nie zostawiłbym cię nigdy... - właśnie doszliśmy do domu Violetty, miała otworzyć drzwi, lecz z ręki wypadły jej klucze. Schyliłem się po nie, chciałem podnieść, ale ktoś mnie uprzedził...


~~~~~~~~~~~~~
Bam, bam, bam! xd Jestem wredna; najpierw te kłótnie, potem sen Marco, być może ciąża,
a teraz to zakończenie xd Przepraszam, że rozdziału nie było dwa tygodnie, ale jest długi! Prawie 10 stron
*o* Święta, święta a ja dopiero jutro [23] będę choinkę ubierać. xd I z tytułem nie wiem czy ogarniacie, ale generalnie chodziło o to, że jedno pociąga drugie nom xdd Wam Merry Christmas życzę i komentować!
Bo jak nie będzie przynajmniej 2 komentarzy to o następnym zapomnijcie xdd 
Nie wiem kiedy next, pewnie w tym tygodniu. Ale zawsze tak pisze, a potem wychodzi, że mam tygodniowe opóźnienie xdd Spodziewajcie się w następnych pięciu dużo zmian ;p i nie wiem czy będzie coś świątecznego, chociaż zanim ja to napiszę to trzeba będzie zmienić temat, bo będzie Wielkanoc xdd
No i jeszcze dodałam troszkę gifków ;***

Berry ;p

czwartek, 19 grudnia 2013

Feliz Cumpleaños Jorge!

No, życzenia dopiero teraz ale M U S Z Ą być!

Koffany Jorge!
Życzę ci dalszych sukcesów aktorskich i muzycznych! Szczęścia ze Stephie, mnóstwa przyjaciół, fanek i fanów!

I tak się złożyło, że wpisałam Google i paczajcie swoim paczadełkami *-*

Przypadek, że w urodziny Jorge Google ma taki "nagłowek" ?
Nie sądzę xddddd

Niestety One Shot o Jorge musi być jutro, bo dzisiaj juz się nie wyrobię x3 i dodałam nowe zakładeczki xddd 

Rozdzialik powinien być jutro, ale mama narzeka że dzisiaj jestem duuuuuużo na komputerze i no...
Czyli do napisania! ;3 Dlaczego ten piękny dzień się kończy? WHY?!

Berry

Feliz Cumpleaños Jorge!~ 5 WYPOCINKI

Jorge i jego miłość

Muszę być z wami szczera.
Kocham Jortini i gdzieś w moim małym serduszku jest taka tycia tyciusieńka nadzieja że może...
Ale wiem, że tak się nie stanie :C Wolę, żeby Jorge był szczęśliwy ze swoją dziewczyną, a Tini ze swoim chłopakiem :) Wiedzcie, że serialowe pary rzadko przenoszą się do rzeczywistości. Szczególnie te główne. Taka jest prawda.
Miłość ma być, a nie być z przymusu...



Jorge zna Stephie od ponad 6 lat! Są ze sobą 6 [tak, masło maślane, kawa kawowa i Jorge ciachowy xd] Razem wyglądają słodko i widać, że się bardzo koffają, loffik xd Chcę być Stephie, chociaż dziewczyna musi się dziwnie czuć, gdy jej ukochany udaje że całuje Violettę czy Larę. Stephie wie dobrze, że on tylko udaje- jest aktorem, tak jak i ona. Ale i tak nie chciałabym się postawić w jej sytuacji.

Tak, więc to chyba tyle z mojej strony. Chociaż mogłabym godzinami rozmawiać o moim mężu [i tak to robię] to nie o wszystkim mogę napisać xdd Tak, rozmowy Berry xdd Chodzi tu też oto, że nie wszystko da się napisać, nie każde zdanie da się sformułować. Ale też oto, że gdybym zaczęła pisać moje myśli, to by mnie zbanowali za treści +18 xdddddd 

A tu takie foteczki stare i świeższe Stephie i Jorgusia *-*




Tu Jorge taki seksiak, chociaż on taki jest zawsze ;3 *-* &-&

Jorge, Stephie i jego [nie, nie dziecko] chrześniak ^^
Próbowałam mamę namówić, żeby kupiła taki "domek" mojemu bratu,
ale ona stwierdziła, że nie mamy miejsca :"(

Zdjęcie, które mnie rozwaliło xdddd


No i jeszcze życzenia muszę napisać xddd

Berry Verdas- Pani Blanco



Feliz Cumpleaños Jorge!~ 4 WYPOCINKI

Jorge i jego styl ;3

Jorge ubiera się prześlicznie, przesłodko i zajebiście *-* Jako serialowym León nosi koszule w kratę. W pierwszym sezonie grzywka opada na czoło na bok, na prawą stronę [tak, pamiętam każdy szczegół], w drugim jest podniesiona do góry i tak według mnie jest ładniej i szłodziaśniej.
Reakcja mojego brata, kiedy zobaczył Jorge z podniesioną grzywką:
-Co on ma na głowie? xd hah
Nie, dobra to nie jest śmieszne, to było bezczelne xd
Ale piszę tu o włosach ślicznycch, a mam o ubraniu. No, dobra- challenge accepted xdddd

Jorge ubiera się normalnie, jak każdy chłopak. Ja i tak wolę tę wersję bez koszulki :3 Jak mraśśśsnieee :3



Ale jego styl ma w sobie to coś. To coś czego brakuje większości -,- niestety. To znaczy wspaniale, że Jorge ma to coś tylko szkoda, że inni tego nie mają xd Nie chodzi mi tu o sesje, lecz o prywatne zdjęcia. Zawsze jakiś wygodny t-shirt i spodnie. I jest ładnie i meeega *-* Ta Stephie to za dobrze ma xd Też bym się chciała przytulić do mojego męża, ale za daleko :'(

Tu macie troszeczkę foteczek:






W ogóle wyczaiłam, że na koszulce ma napisane High School Musical <3
Chyba El Desafio ;*




I myślę, że z ubrań to wam wystarczy [i tu taki szłodziaśny uśmiech Jorge]

Jeszcze parę gryzdołków zostało ;3

P.S. Rozdział będzie albo jutro rano albo jutro po południu ;p

Berry i Jorge ;****