***
Mogłoby
się wydawać, że człowiek nigdy nie zazna pełni szczęścia.
Teoretycznie nigdy nie można być szczęśliwym. Zawsze znajdzie się
jakieś „ale”. Możliwe, że kiedyś wydawało Ci się, że
właśnie to wspaniałe uczucie przepełnia Twoje ciało. Ale tylko
tak Ci się wydawało. Jeśli jednak byłbyś najszczęśliwszym
człowiekiem na Ziemi, musiałbyś nazywać się León Verdas...
***
Cisza.
Nic. Pustka. Chociaż jednak nie. Na ulicach gwarno. Coś. To coś co
każdy nosi w sercu; nazywane jest miłością. Ale czym jest
nieodwzajemniona miłość? Jest uczuciem beznadziejnym, tanim,
tandetnym, z drugiej strony mocnym kopniakiem w cztery litery...
Motywacją.
Motywacją do dalszego życia. Jednak nie każdy odbiera ją w ten
sposób...
***
Dziś
jest dzień. Zdanie głupie, proste. Ale to jest dzień. Ten dzień.
Ten dzień, w którym może się wydarzyć coś niezwykłego. Jak
zarazem coś co dzieje się tyle razy na świecie, w każdej
sekundzie twojego życia. W każdej sekundzie są wypowiadane pewne
dwa słowa. Słowa, które mają skutki nieodwracalne. Dobre czy złe,
tego nie wiadomo.
***
Te słowa
padły z ust Violetty Castillo i Leóna Verdasa. Dziewczyny, która
wypowiedziała je w dzień ponury, chłopaka który wypowiedział je
z radością.
Słowa
te zaowocowały pewien związek. Być może domyślasz się co
powiedziała brunetka do Leóna Verdasa. Być może po tych słowach
całowali się długo. Tego nie wiadomo. Wiem tylko iż byli w sobie
zakochani od dłuższego czasu. To właśnie dzięki
nieodwzajemnionej miłości poznali się, zakochali się w sobie.
-Kocham
cię – powiedział brunet.
-Ja też
– odpowiedziała mu.
Dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia. To dziś mija dziewięć miesięcy odkąd León zaznał prawdziwej miłości. To właśnie ten dzień Verdas zapamięta do końca swojego życia.
Dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia. To dziś mija dziewięć miesięcy odkąd León zaznał prawdziwej miłości. To właśnie ten dzień Verdas zapamięta do końca swojego życia.
***
*Violetta*
W naszym domu właśnie trwają przygotowywania do Wigilii. Leóś piecze pierniki, a raczej próbuje piec. W kuchni pełno mąki. Ale nie León „król” kuchni nie poprosi o pomoc.
*Violetta*
W naszym domu właśnie trwają przygotowywania do Wigilii. Leóś piecze pierniki, a raczej próbuje piec. W kuchni pełno mąki. Ale nie León „król” kuchni nie poprosi o pomoc.
-Nie
pomogłabyś upiec mi pierniczków? - spytał.
-Tobie
zawsze – powiedziałam całując go.
Połączyliśmy
składniki w całość. Ugnietliśmy ciasto, oczywiście nie odbyło
się bez namiętnych pocałunków ze strony Leóna. Posprzątaliśmy,
włożyliśmy blaszkę wraz z ciastem do piekarnika. Poszłam na górę
w celu wybrania sukienki. Zdążyłam tylko otworzyć szafę, na dole
dało się słyszeć głośny huk!
-León!
Coś ty znowu spieprzył?!
-Ekhm...
Ja?
-Nie,
kurde! Święty Alojzy!
-No to
co mnie obwiniasz?
-León
gadaj co się stało!
-Piekarnik
wybuchł... - lepiej nie wiedzieć co się potem działo. Generalnie
León dostał serię uderzeń poduszką. Potem zaczęłam mu nawijać
jaki to Diego jest przystojny i w ogóle. Co oczywiście jest
kłamstwem. Stwierdziłam, że mu wystarczy, bo od samego imienia
„Diego” robi mi się niedobrze. León podczas mojego dialogu przekomarzał się ze mną.
Weszłam do naszej sypialni.
Sprawdziłam czy, aby na pewno prezent dla ukochanego jest gotowy.
Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Usłyszeliśmy pukanie do
drzwi. Pobiegłam do drzwi. Zwijałam się ze śmiechu.
Oto co
zobaczyłam:
Maxi był
przebrany za pomocnika Mikołaja, tak i jak Marco miał na sobie
zielone rajstopy. Nie zabrakło oczywiście świętego Mikołaja,
którym był Federico. Zawołałam do Leóna:
-Kochanie!
Chodź zobacz kto przyszedł! Też mogłeś się przebra... - ktoś
zakrył mi usta dłonią.
-Też
mogłem się przebrać? Chyba sprawię ci okulary. Odwróć się –
zobaczyłam Leósia w rajstopach, zielonej czapce z pomponem i
słodkim kubraczku. Dziewczyny pokładały się ze śmiechu, ja
zresztą też. Wpuściliśmy gości do środka. Za oknem błysnęła
pierwsza gwiazdka. Zasiedliśmy do stołu, przedtem każdy położył
prezent pod choinką. Śpiewaliśmy kolędy, jedliśmy. Niestety
zabrakło pierniczków.
*León*
Przy
stole są wszyscy nasi przyjaciele, nie ma tylko Andresa. Naty siedzi
koło Maxi' ego, Fran obok Marco, Federico koło Lu, a ja koło mojej
Violetty. Nadszedł czas na wręczanie prezentów. Mikołaj Fede
usiadł na krześle. Lu pierwsza otrzymała prezent. Na karteczce
widniał napis: Od Federico.
W małym
pudełeczku znajdował się naszyjnik z diamentem. Rzuciła mu się
na szyję ze szczęścia.
Następny
prezent był dla Marco od Fran. Dostał ciepły sweter. O dziwo się
ucieszył. Ubrał go na siebie. W końcu pod choinką zostały tylko
dwie paczuszki- moja i Vilu. Ukochana podeszła do Mikołaja i
wyszeptała mu coś na ucho. Ten wziął najpierw prezent ode mnie
dla Violi. Podał dziewczynie. Nie wiedziałem jak zareaguje. Bałem
się.
-Tak!
Wyjdę za ciebie! - krzyknęła uradowana, kamień spadł mi z serca.
Ona rzuciła mi się na szyję ze łzami szczęścia.
-Nawet
nie wiesz jak się cieszę! - wszyscy obściskali nas, po czym Fede
znów usiadł na fotel.
Podał
mi prezent od Violetty, pociągnąłem za wstążkę, by go
rozpakować. Pudełko było zapakowane we wzorzysty papier. Co to
może być? Otworzyłem je. Na dnie znajdowała się karteczka.
-Szukaj
w sypialni – przeczytałem.
Wszyscy
poszli za mną. Tylko Violetta została. Nacisnąłem na klamkę.
Drzwi uchyliły się. Ale czego ja mam szukać? Spojrzałem na łóżko.
Jest! Kolejna kartka! Treść głosiła, że mam szukać w łazience.
Nasza wesoła gromadka poczłapała za mną. W wannie znalazłem
kolejny skrawek papieru.
-Osoba,
którą kochasz ma Ci coś dopowiedzenia – razem z przyjaciółmi
weszliśmy do salonu.
Ona siedziała. Patrzyła się w moje oczy. Te oczy nie mogą kłamać. Spytałem o co chodzi.
Ona siedziała. Patrzyła się w moje oczy. Te oczy nie mogą kłamać. Spytałem o co chodzi.
-Teraz
słuchaj uważnie. Za osiem miesięcy nic nie będzie takie samo.
-Co się
stało? - płakała, chyba były to łzy szczęścia.
-León...
Za osiem miesięcy będziesz ojcem – zamurowało mnie. Nie
spodziewałem się tego -León, jeśli tego nie zaakceptujesz
zrozumiem. Możesz odejść. Poradzę sobie.
-Violetta.
Nawet nie wiesz jak się cieszę! Nigdzie nie idę. Pamiętaj, będę
przy tobie, zawsze – podkreśliłem ostatnie słowo – Kocham Cię.
Tak jak nikogo innego. Jesteś moim życiem. A dziecko, które
przyjdzie na świat będzie częścią mnie i ciebie. Pamiętaj. To
będzie nasz syn albo córka.
-Ale...
Ja się boję... Boję. Tak jak nigdy przedtem. Co jeśli sobie nie
poradzimy?
Podniosłem jej podbródek, popatrzyłem prosto w oczy, pocałowałem. Inaczej niż zwykle. Ona była roztrzęsiona. Złapałem jej delikatne, zimne ręce. Pod wpływem mojego dotyku stały się ciepłe. Wtuliła się we mnie. Jej oddech był nie spokojny, lecz po chwili zaczęła równo oddychać.
Podniosłem jej podbródek, popatrzyłem prosto w oczy, pocałowałem. Inaczej niż zwykle. Ona była roztrzęsiona. Złapałem jej delikatne, zimne ręce. Pod wpływem mojego dotyku stały się ciepłe. Wtuliła się we mnie. Jej oddech był nie spokojny, lecz po chwili zaczęła równo oddychać.
Przyjaciele
byli brawa. Rzucili się na nas. Wszyscy się przytuliliśmy. W tym
momencie stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Nic
nie zdoła zabić tego szczęścia, które przed chwilą zrodziło
się w moim ciele, ale i w ciele Violetty. Nic nie zdoła nas
rozłączyć. Nasze serca złączył niewidzialny łańcuch. Ktoś
skleił nas klejem. Klejem, który jest tak mocny jak nasz miłość.
-Violetta,
nigdy się nie bój. A kiedy zwątpisz, masz mnie. Nawet nie wiesz
jak się cieszę.
-León,
wiem że jesteś tu. Stoisz przy mnie. Ale jesteś teraz. Co jeśli
odejdziesz? Odsuniesz się ode mnie? Boję się. Bardzo.
-Ufasz
mi?
-Tak.
-To
przestań się bać. Obiecam ci, że nic nas nie rozłączy.
*Violetta*
León
będzie najlepszym ojcem. Nasze dziecko. Nasze. Kocham je. Tak samo
mocno jak Jego.
To on
mnie właśnie pociesza, przytula. Teraz kiedy obiecał, że będzie
przy mnie, nie boję się. Zawsze będę mogła się do niego
przytulić. Jego ciepło mnie uspokaja. Znam dwie najszczęśliwsze
osoby na świecie- to ja i León. Przyjaciele na pewno będą nas
wspierać.
-León,
dziękuję Ci.
-Za co?
-Za to,
że jesteś. To mi wystarcza by być. Istnieć. Jesteś moim tlenem –
nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił.
Po jego
policzku spłynęła łza szczęścia. Płakaliśmy, ja, On i nasi
przyjaciele. Nikt nie wstydził się łez. Czułam jak od środka
moja pustka w sercu została wypełniona. Ciepło, które On mi
dawał. Nasze dziecko.
Dziś jest dzień, który zapamiętam na wieki. To dziś León mi się oświadczył. To od dziś jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi. To od dziś świadomie może przyznać, że jest ojcem.
Dziś jest dzień, który zapamiętam na wieki. To dziś León mi się oświadczył. To od dziś jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi. To od dziś świadomie może przyznać, że jest ojcem.
Do
wieczora siedzieliśmy przy kominku. Wymyślaliśmy imiona dla małego
nasionka, które jest we mnie. On co chwilę na mnie patrzył.
Całował. Przytulał. Teraz mam pewność, że jesteśmy. Tak. My,
to jest- ja, On i dziecko. Stworzymy prawdziwą rodzinę.
*León*
Wszyscy
poszli do domu. Zostały tylko trzy osoby- ja, Vilu i nasz mały
maluszek.
-Hej
Maluszku – uśmiechnąłem się do brzucha Violetty.
-Skąd
wiesz, że to będzie chłopiec?
-Nie
wiem, ale chciałbym.
-A co
jeśli urodzi się dziewczynka?
-Będę
ją kochał tak samo mocno. Tak jak i ciebie – uśmiechnąłem się.
Umyliśmy
się. Weszliśmy do sypialni. Położyliśmy się do łóżka. Mocno
trzymałem ją za rękę. Głaskałem po brzuchu. Całowałem.
Patrzyłem prosto w oczy. Violetta uśmiechała się. Co jakiś czas
mówiła „Kocham Was” . Jestem dumnym ojcem. Jestem. Kocham.
Żyję.
-Dziś
był cudowny dzień – powiedziałem.
-Masz
rację.
-Widzisz
– spojrzałem na jej brzuch – tak się całuje – pocałowałem
ukochaną.
-Ej!
Leóś, nie przy dziecku – zaśmiała się.
-Kiedy
jestem z tobą zatrzymuje się zegar... *
-Prawda...
- dziś chyba po raz setny na jej delikatnej twarzy pojawił się
uśmiech.
Odpowiedziałem
tym samym, po czym złożyłem delikatnego całusa na jej ustach.
Dzień przyniósł wiele wrażeń. Zmęczeni zasnęliśmy. Czułem
jak od środka wypełnia mnie szczęście, miłość i ciepło. Myśl,
że za osiem i pół miesiąca będę ojcem i niedługo weźmiemy
ślub, sprawiała że czułem się niesamowicie. Wiedziałem też, że
każdy kolejny dzień przyniesie następne niespodzianki. Lepsze czy
gorsze. Będą dni, w których będę chciał przestać żyć. W taki
dzień pomyśle o Niej i o naszym Maluszku.
Uśmiechnąłem
się przez sen. Brunetka wtuliła się we mnie. Zasnęliśmy, ona
kocha mnie a ja ją. Odwzajemniona miłość jest piękna...
*tekst
z przepięknej piosenki „Nuestro Camino” w oryginale „Si estoy
contigo se detiene el reloj...”
i
nazwa mojego bloga :) dla spostrzegawczych <3
~~~~~~~
Taki mały prezent ode mnie dla wszystkich <3 Podobało się? ;* Mam nadzieję, że tak c:
Wesołych Świąt! Spełnienia marzeń i duuuuużo prezentów pod choinkę ;3
Może ktoś z was dostanie bilet na En Vivo? Meeega by było gdybym ja dostała ;p
Jeszcze raz Wesołych! Pozdro
xoxoxox
Berry ;****
Cudo!!!! <3
OdpowiedzUsuńLeonetta♥