Radzę włączyć tą piosenkę ;)
KLIK
Słychać
głos w powietrzu mówiący "Nie oglądaj się za siebie, nie
masz gdzie"
Bo jeśli nie masz patrzeć w przeszłość, bo
tam nic nie ma, to może masz na co patrzeć teraz. A co jeśli nie
umiesz? Albo po prostu nie możesz? Nikt cię tego nie nauczył, bo
nie masz żadnej bliskiej osoby? Albo może masz, ale nie wiesz? Nie
wiesz, że ktoś cię kocha, że jesteś potrzebny. Nie umiesz
zapomnieć o tym co było, zamknąć drzwi i wykrzyczeć "Dość!".
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Dla brunetki to bardzo
trudne. Nie umiem zakończyć rozdziału w swoim nędznym życiu i
zacząć nowy. Wie, że jest źle, ale jednak nie umie. Nie ma nikogo
kto by jej pomógł. Wie, też, że nie ma najgorzej na świecie,
choć ma źle. Czarna rzeczywistość. Codziennie robi to samo. Nie
może spać, nie je, wypłakuje tony łez w poduszkę. Ona także
myśli, myśli bardzo dużo, ale nic a nic z tego nie ma. Wtedy jest
jeszcze gorzej. Dziewczyna nie myśli o tym co by było gdyby. Myśli,
o tym co było i dlaczego tak jest. A jest tak, że została sama,
znienawidzona przez ludzi, nie ma nic i nie ma nikogo. I to chyba
jest najgorsze. Nie to, że nie wychodzi od paru lat z jedno
pokojowego mieszkania. Nie ma przyjaciół. Rodziny. Ma wszystko i ma
nic. Jest piękna, inteligentna, utalentowana, ale co jej do tego
skoro nie ma nic? Jest niewinna, a cierpi. Każdy oddech boli, każda
myśl boli. Życie boli. Wszystko się sypie. Brunetka nie daje
rady.
Dawałaby, gdyby nie jej okrutna przeszłość. Patrzy w
gwiazdy i pyta sama siebie, dlaczego to ona? Przecież jest niewinna.
Wszyscy myślą, że to ona dokonała strasznego czynu. Tylko ona,
"ofiara" i jedna osoba znają prawdę. Czasem wydaje jej
się, że go słyszy. Przychodzi wieczorem i pociesza, szepcze że
będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Ona wtedy odpowiada, że
jak ma się wszystko ułożyć skoro ona nie ma nic. Słyszy wtedy
ciche westchnięcie. Dziewczyna zaczyna płakać, a on znika. I tak
każdej nocy. Podczas nawiedzenia, gdy dziewczyna spojrzy w lustro
jej oczy są czarne, twarz blada, usta wyschnięte, włosy czarne, a
wzrok nie obecny. Zupełnie jakby się stawała duchem. Lecz pewnej
nocy nie przyszedł, a raczej się nie pojawił. I już nigdy go nie
widziała. Może to dlatego, że tamtej nocy gdy się nie pojawił
postanowiła, że po sześciu latach opierania się o ścianę, bezsilności i płaczu, czas wyjść? Stwierdziła, że czas na to by
zostawić to co było. Przecież życie nie na tym polega. Trzeba
spadać długo, żeby się pozbierać. Ale jeśli możesz upaść
zrób to. Zrób to, bo nie pożałujesz. A przynajmniej będziesz
wiedzieć, że spróbowałaś. Tak, więc nasza bohaterka upadała
bardzo długo, ale w końcu spotkała się z gruntem i podniosła. W
sumie to raczej próbowała. Widocznie nie wylądowała na twardym
kamieniu, tylko na ruchomych piaskach...
***
Dwudziesto dwu -latka po sześciu latach spędzonych w czterech ścianach w końcu
wyszła na ulicę. Nie wiedziała gdzie iść, bo tak naprawdę nie
miała gdzie.
Było późno, gdy szła chodnikiem. Co jakiś czas
na uliczce ustawili lampy. Dawały słabe światło, ale wystarczało
na tyle, by oświetlić chodnik. Dziewczyna podeszła do jednej z
nich. Było to rzekomo miejsce zabójstwa. Usłyszała dziwny hałas.
Dobiegał od strony krzaków. Zaniepokoiło ją to, szybko się
odwróciła. Stali za nią... No, właśnie kim oni dla niej byli? Bo
trochę wrogami, kiedyś przyjaciółmi. Brunetka doskonale ich
znała, ale kiedy pomyślała, że parę lat temu byli jej
przyjaciółmi, zrobiło jej się wręcz nie dobrze. Nie pojmowała
jak mogła zaufać tak zakłamanym ludziom. Tylko on, ten jeden był
prawdziwy. Odszedł, ale do nie dawna ją nawiedzał. Była to raczej
jej podświadomość, która próbowała się ratować. I udało jej
się, choć nie do końca, gdyby dziewczyna nie spotkała ich byłoby
inaczej.
- Patrzcie! Zołza znowu odżyła! - zaśmiał się
szyderczo Federico.
- Wiecie co?! Jesteście w wielkim błędzie!
Ja nic nie zrobiłam! - odpowiedziała dziewczyna. - Chcę żyć
normalnie. Ale wiecie co?! Nie da się! - nie skończyła, jeden z
członków grupy jej przerwał.
- Tylko normalni ludzie, tacy jak
my, żyją normalne! To proste! - wykrzyczała Francesca.
- Ja
jestem normalna! To wy jesteście chorzy psychicznie! To wy! Przez
was moje życie jest niczym! Tylko przez was! - brunetka rzuciła się
na Francescę, dziewczynę która przekonała wszystkim, że ta
brunetka zabiła Marco. Była zazdrosna. I z tej zazdrości sama go
zabiła. Zabiła go, bo go pragnęła. Od zawsze ludzie mówili jej,
że jest bez serca. Francesca umiała kłamać tak dobrze jak nikt.
Właśnie dlatego, niegdyś jej najlepsza przyjaciółka uwierzyła
jej. Poniosła tego konsekwencje. Tylko pytanie dlaczego życie tak
się ułożyło?
Dla brunetki, uwięzionej od sześciu lat w
jednym pokoju, nie było wyjścia w tej sytuacji. Rzuciła się na
Francescę. Wiedziała, że jej życie już się posypało. Wolałaby
gdyby posypało się do końca, by wszystko zostało zburzone i
narodziło się na nowo. Zaczęła dusić czarnowłosą. Zadawała
jej bolesne ciosy. Emocje wygrały. Francesca nie pozostawała
dłużna. Brunetka uciekła, bała się. Kiedy znalazła się w domu
i opatrzyła rany, wyjrzała przez okno. Na chodniku zobaczyła kałużę krwi. Usłyszała ten straszny sygnał karetki. Ten sam,
który usłyszała sześć lat temu. Właśnie zrozumiała co
zrobiła. Francesca może nie przeżyć tak jak Marco. Spojrzała na
kalendarz. Luty, piątek, trzynastego. W ten sam dzień odszedł
Marco. Od tamtego dnia wszystko zaczęło się komplikować. Przecież
wczoraj postanowiła, że zacznie normalne życie. Wszystko się
posypało i sypie się dalej. W końcu się rozsypie i nic nie
zostanie. Przecież właśnie tego chciała. Ale nie chciała by ktoś
umarł z jej winy. I tam razem to była prawda. Nie kłamstwo.
Zaczęła sobie przypominać zdarzenia z przed kilku. Nigdy tego nie
robiła. Chciała zapomnieć o nim. Nie powinna. Nie powinno się
zapominać o tych, których się kocha. To właśnie jej
podświadomość każdej nocy tworzyła obrazy, dźwięki. Wydawało
się jej, że przychodzi. Czy gdyby chciała o nim zapomnieć jej
umysł wymyślałby to wszystko? Zdecydowanie nie...
***
To
było dokładnie sześć lat temu. Rok dwutysięczny ósmy. Uśmiechnięta szesnastolatka obudziła się, zjadła śniadanie.
Gdyby wiedziała co ją spotka na pewno nie wychodziłaby z domu. Ale
nie jest wróżką. Zamknęła drzwi na zamek, a klucze schowała do
torebki. Pod jej domem spotkała Marco. Szli do szkoły. Rozmawiali o
różnych rzeczach. Gdyby ktoś obcy usłyszałby rozmowę, pomyślałby
że jest pozbawiona najmniejszego sensu. Dla nich każde słowo było
skarbem. Marco spojrzał się w głębokie oczu brunetki i utonął.
Utonął już na zawsze, bo przybiegła Francesca. Chłopak zamierzał
powiedzieć brunetce, że od dawna coś do niej czuje. Niestety nie
zauważyła Francesci. Powiedział to do brunetki w złym momencie.
Młoda Restó zaczęła dusić, bić brunetkę. Marco stanął w
obronie. Kazał uciekać swojej miłości. Niestety czarnowłosa nie
dawała za wygraną. W końcu osiągnęła swój cel. Teraz był
tylko jej. Martwe ciało Marco Tavelli' ego spoczywała w jej rękach.
Przyjechała karetka, do dziś nie wiadomo kto ją wezwał. Zabrali
bruneta. Po tygodniu odbył się pogrzeb. Miłość chłopaka widziała
jak Francesca go rani. Gdy okazało się, że Marco nie żyje jej
życie się zawaliło. Wszyscy przyjaciele odwrócili się od niej.
Zostawili ją samą. Francesca okłamała ich. Powiedziała, że to
ta poszkodowana zabiła Marco. Wszyscy oczywiście
uwierzyli.
***
Historia miała się powtórzyć. Tylko
tym razem będzie to tylko i wyłącznie wina brunetki. Jest tego
świadoma. W pełni. Tak jak sześć lat temu zsunęła się po
ścianie. Znienawidziła Francescę, ale wie dobrze że mogły być,
tak jak kiedyś, najlepszymi przyjaciółkami. Teraz być może to
nie możliwe.
Ktoś zapukał do jej drzwi. Otworzyła.
Nie spodziewała się gościa, a raczej gości. Rzuciła się w ich
ramiona. Razem płakali. Powiedzieli, że znają prawdę. Francesca,
przed tym jak zabrała ją karetka, rzuciła hasła na wiatr.
Brzmiały tak: "Ona", "To nie ona", "Ona nie
zabiła", "Marco", "To ja", "Przepraszam".
Zwinięci w kłębek na podłodze, leżeli i płakali. Wszyscy sobie
wybaczali. Ich jedynym marzeniem byłoby Włoszka przeżyła.
***
Brunetka wstałą wcześniej niż wszyscy.
Stwierdziła, że mogą to być ostatnie chwile jej przyjaciółki.
Wsiadła w pierwszy lepszy tramwaj i pojechała do szpitala.
Dowiedziała się, że Francesca właśnie jest operowana. Usiadła
na krześle w poczekalni. Płakała. To wszystko nie ma sensu. Już
tyle się nacierpiała. To wszystko jej wina. Gdyby wcześniej odebrała sobie życie, teraz nic by się nie stało. Jej oczy były
bardzo spuchnięte. Cztery godziny płaczu zrobiły swoje. Poczuła
jak ktoś ją obejmuje. Odwróciła się. To byli oni. Jej
przyjaciele. Spróbowała posłać uśmiech, lecz jej usta odmówiły
współpracy.
Z za drzwi ukazał się lekarz. Powiedział, że
Francesca jest w bardzo ciężkim stanie, może nie dożyć jutra.
Pozwolił by weszła tylko jedna osoba. Brunetka spojrzała na
chłopaka Restó. Wiedziała, że ona nie jest godna by być może
być ostatnią osobą, która dotknie ją żywą. Federico przecząco
pokręcił głową. Kazali jej do niej iść. Brunetka zamknęła za
sobą drzwi. Ukucnęła przy szpitalnym łóżku Francesci. Zalała
się łzami. Delikatnie trzymała Francescę za rękę. Bała się,
że gdyby chwyciła ją mocniej ciemnowłosa odeszłaby.
- To ty?
- wyjąkała Francesca z trudem łapiąc oddech.
- Fran, to ja.
Przepraszam za wszystko. Kochałaś Marco. Ja też, ale to wy
jesteście sobie przeznaczeni. Przepraszam. - z moich oczu pociekły
tysiące łez, bolały.
- To ja przepraszam, wszystko to moja
wina. Gdyby nie ja wszystko byłoby dobrze. Byłybyśmy najlepszymi
przyjaciółkami, a teraz nie ma nic.
- Dla
mnie zawsze byłaś najlepszą przyjaciółką. Zawsze. - mocniej
chwyciłam jej rękę.
- Ty też. Jeśli umrę poradzisz sobie,
ułożysz swoje życie na nowo. - traciła oddech. - Przepraszam. Za
wszystko. - lekko uścisnęła rękę brunetki. - Zaraz umrę. Marco
jest twój...
- Fran! Nie! - wykrzyczała. Spojrzała na monitor
jednej z maszyn. Kreska była prosta. Francesca Restó nie żyje i
to przez jej głupotę. - Nie! - krzyknęła najgłośniej jak
potrafiła. Tak jak gdyby myślała, że to przywróci Francescę do
życia.
Ostatecznie pożegnała się z przyjaciółką. Odgarnęła
czarny pukiel włosów z czoła Włoszki. Uścisnęła jej bladą
dłoń. Okryli ją płachtą i zanieśli gdzieś, nie wiadomo gdzie.
Francesca kazała swojej przyjaciółce poukładać życie, ale kiedy
brakuje jednego klocka wszystko się wali.
***
Tydzień
później odbył się pogrzeb. Przyjaciele wspierali brunetkę w tak
ciężkiej chwili. Ale co da wsparcie w takiej sytuacji? Tylko
świadomość, że ma się przyjaciół nic więcej. Dziewczyna
pogrążona w żałobie wraz ze swoją przyjaciółką siedział w
pokoju brunetki. Płakały. Nagle okno otworzyło się z wielkim
impetem. Doniczka spadła, a zasłony rozsunęły się. Do pokoju
wpadło fioletowe światło .Zdecydowanie to nie mogło być światło
słoneczne. Obydwie dziewczyny mogły je zobaczyć. Czuły czyjąś
obecność, ale nikogo nie widziały. Nagle usłyszały dwa
głosy...
- Fran? Marco? - spytała Natalia.
- Tak. -
odpowiedziały głosy tak podobne do ich przyjaciół jak dwie krople
wody. Przenikały wszystkie przedmioty, nawet ciała dziewczyn. Dwie
przyjaciółki nie bały się. Coś im mówiło, że to duchy, dobre
duchy.
- Przecież wy nie żyjecie. Jesteście zakopani parę
metrów pod ziemią. - odezwała się najlepsza przyjaciółka
Restó.
- Nie ma nas na tym świecie, żyjemy w innym. Tam nie ma
cierpienia. Nie ma bólu. - odpowiedział głos. Dziewczyny aż się
zatrzęsły.
- Fran, Marco. Wróćcie do nas. Tęsknimy.
Codziennie wylewamy tysiące łez. - w tak samo dziwny sposób jak
okno się otwarło to i w taki sam sposób zostało zamknięte. Nie
było już niebieskiego światła. Zostało tylko zrzucona doniczka z
parapetu.
***
Brunetka dokonała wyboru. Jeśli w
tamtym świecie nie ma bólu, ani cierpienia musi się tam znaleźć.
Musi być koło Francesci i Marco.
Wzięła
żyletkę i zaczęłą nacinać rany na swoich rękach. Nie czuła
bólu. Była szczęśliwa. Wiedziała, że za nie całe pięć minut
znajdzie się w tym świecie. W krainie aniołów, tam nie ma bólu.
Brunetka wykrwawiła się na śmierć. Nastepnego dnia przyszedł
León. Drzwi nie były zamknięte, więc wszedł bez problemu. Kiedy
zobaczył martwe ciało w zaschniętej kałuży krwi zaczął płakać.
Jak małe dziecko. Zadzwonił do przyjaciół. Nie mogli uwierzyć w
to co się stało. Najpierw Marco, potem Francesca, a teraz ona. Pięć
dni później ciało młodej dziewczyny znalazło się pod ziemią.
Kiedy Natalia opowiedziała im o niesamowitym spotkaniu od razu
uwierzyli.
***
Na nagrobku wygrawerowali napis
"Samobójcy to aniołowie, którzy nie dali rady życiu. Są
niewinny." oraz "Camila Torres, Rest In Peace" co
oznacza "Spoczywaj w pokoju"...
***
Violetta
Verdas zamknęła swojego laptopa. Była bardzo dumna ze swojego
dzieła. Niedługo ma wydać nową książkę. Będzie to druga część
"Czarnych Aniołów". Postanowiła, że to będzie ostatni
rozdział.
- Leóś, chcesz przeczytać? - spytała swojego
męża.
- Nie. - odpowiedział szorstko.
- Co się stało? -
spytała zaniepokojona brunetka.
- Camila nie żyje.
*****
Taki tam OS, który zajął 3. miejsce w konkursie u Axi Verdas Tavelli. Kocham i dziękuję ;***
Dla mnie nie zasługuje na podium, ale czymś muszę zapchać bloga? C'nie? ;P
No i rozdział pewnie w sobotę, ale będzie w niedzielę xd [moja logika xd]
Kończę ♥