Witam ^^ Będę tu używać tak dużo emotikonek, buziek i wszelkich kupek tak jak kiedyś xD
Dzisiaj mija miesiąc i 16 dni od wzięcia urlopu (20 kwietnia). 3.000 wyświetleń przez ten czas, wow!
I teraz... Pewnie wiele z Was zastanawia się czy wrócę. A, no muszę to przemyśleć ;P
Chyba potrzebuję więcej czasu do namysłu, odpoczynku od szkoły...! Wiecie, albo i nie, to nie jest takie łatwe. Strasznie dużo czasu poświęcam pisaniu i poświęcałam tutaj, zbyt dużo. W końcu nie byłam w stanie tego udźwignąć. Blog komentuję ciągle te same osoby, nie powiem, że sprawia mi to ogromną przyjemność, ale i tak wiem, że one skomentują. Po prostu kiedy patrzę ile inni osiągnęli chcę to rzucić. Ale to byłoby głupie! Piszę ten post, żebyście mniej więcej wiedzieli jaka jest sytuacja! ;*
Odniosłam słuszne wrażenie, że Violetta nie cieszy się już takim zainteresowaniem jak kiedyś, sama teraz jej nie oglądam. Nie przepadam z Tini, jakoś tak xD
Mam taki bałagan w głowie, nie wiem jak to poukładać. Według mnie osoba, która zakłada bloga zobowiązuje się do jego prowadzenia. A ja? Sama nie wiem co mam robić. Ostatnio na wszytko brakuje mi weny. Od kiedy zaczęłam pisać ten post boli mnie głowa. I... Jakoś strasznie się przywiązałam do tego miejsca i ciężko mi tu wracać. Tak, potrzebuję odpoczynku!
Do zobaczenia! ;*
piątek, 6 czerwca 2014
niedziela, 20 kwietnia 2014
3~ Your smile can change all the world [NEVER GIVE UP]
"Nigdy się nie poddawaj, bo kiedy się poddasz Ci, którzy w Ciebie nie wierzyli wygrają."
~Berry мιѕια (Verdas)
PIOSENKA
Cześć, jestem Berry. Urodziłam się 9 kwietnia 2001 roku. Od 2003 mieszkam tu gdzie mieszkam.
Pochodzę z Poznania i tu żyję. W
roku 2006 przyszedł na świat mój brat, Kuba. Zaś 2 lata temu,
najmłodszy z nas, Michał. Od zawsze kocham fotografować wszystko,
rysować, zajmować się muzyką oraz pisać. Nie robię nic na siłę.
Czasami potrzebuję wsparcia. Znalazłam przyjaciół, którzy mi je
okazują. Nie będę tu mówić kto to, bo prawdziwy przyjaciel wie,
że nim jest. Twierdzę, że człowiek musi się rozwijać, a smutki
trzeba pozostawiać w tyle. Przez całe życie szukamy odpowiedzi na
nie zliczone pytania. Może otrzymamy na nie odpowiedź?
Staram się pokonywać lęki i próbować, bo zawsze coś może nam się udać. Nie przejmuję się opinią innych, bo to ja mam się sobie podobać i to dla mnie to co robię ma być słuszne. Nie, nie chcę z siebie robić jakieś "mentorki życiowej" pisząc to. Po prostu piszę jak jest. Nie umiem kłamać, ukrywać emocji. No, może czasem... Szczery uśmiech pojawia się tylko i wyłącznie wtedy, gdy mam powód. Z kolejną sekundą staram się robić wszystko lepiej i dokładniej. Nie zawsze to się udaje...
Staram się pokonywać lęki i próbować, bo zawsze coś może nam się udać. Nie przejmuję się opinią innych, bo to ja mam się sobie podobać i to dla mnie to co robię ma być słuszne. Nie, nie chcę z siebie robić jakieś "mentorki życiowej" pisząc to. Po prostu piszę jak jest. Nie umiem kłamać, ukrywać emocji. No, może czasem... Szczery uśmiech pojawia się tylko i wyłącznie wtedy, gdy mam powód. Z kolejną sekundą staram się robić wszystko lepiej i dokładniej. Nie zawsze to się udaje...
W swoim, jakże krótkim życiu,
spotkałam wiele ludzi nie godnych moich łez, ale i takich na
których mogłam i mogę liczyć. Nie jestem odważna, po prostu
staram się być sobą. Może i uznaję swoje racje, ale staram się dążyć do celu, który wybrałam. A kiedy już go osiągnę, będę
najszczęśliwsza. Wtedy Ci co we mnie nie wierzyli, przekonają się
że warto walczyć do końca. Zastanawiam się często, że robię z
siebie idiotkę... Ale nie o to w tym chodzi.
W roku 2004 zaczęłam uczęszczać do przedszkola. Po 4 latach przystąpiłam do nauki w szkole. Zawiodłam się na, nie których osobach, ale i poznałam najlepszych ludzi. Uważam, że nic nie stało się przypadkiem. To wszystko co się teraz dzieje ma głęboki sens. Więc jeśli nie wtedy, to prędzej czy później, by się to wydarzyło.
Ale zmierzam do zupełnie czegoś innego...
Piszę już od pierwszej klasy... Zapewne jeśli jutro będzie mi się chciało dokończyć i wygrzebać opowiadania ze starego laptopa, to na pewno je dostaniecie.
Pasja związana z pisaniem i z Violettą skłoniła mnie do założenia bloga. Blog powstał 16 września 2013 roku. Czy dużo osiągnęłam? Dla mnie tak. 21.000 wyświetleń. Nieźle. Ale ta historia się jeszcze nie kończy. Nie chcę zakończyć historii z tym blogiem, ale może powinnam? Chciałabym coś wytłumaczyć, otóż: "Dlaczego na tym blogu nie pojawia się rozdział od jakichś 3 tygodni?" Nie umiem. Zaczynam się wypalać. Każda świeczka kiedyś się wytopi, a każdy ogień zgaśnie. Co z tego, że mam coraz więcej czasu? Może i mam pomysł. Ale mam też inne pomysły nie do zrealizowania. Nie umiem już o tym pisać... Pamiętam jak w wakacje powtarzałam: "Vilovers na zawsze!" A teraz co? Już nie, nie jestem nią. Jest mi ciężko, bo odchodząc zraniłabym i Was, i siebie. Czuję, że moje miejsce jest gdzie indziej. Ale nie potrafię odejść z tego bloga. Za szybko się przywiązuję, jest to moja kolejna wada. Może i mam miliardy wad, ale mam jedną zaletę: "Walczę do końca, nie rezygnuję, nie poddaję się" . I tak będzie tym razem. Może po prostu muszę odpocząć? Jeśli nasza pasja nagle staje się przytłoczeniem, nie możemy dalej tak postępować. Niedługo nowa szkoła, nowi ludzie... Nie wiadomo jak to się potoczy...
Postanowiłam, że póki co, nie zawieszę bloga. Chcę wziąć urlop. Nie chcę się budzić z myślą, że znowu trzeba napisać rozdział. Stanowczo muszę odpocząć. Biorę urlop na czas nie określony... Wiem jedno, 17 września – odejdę z tego bloga, to jest pewne. A na razie nic jeszcze nie wiem. Może spróbuję coś napisać... Bo piszę. Piszę na tym blogu KLIK. I idzie mi łatwo. Wszystko szybko wychodzi... Może dlatego, że jest on prowadzony z przewspaniałą osobom? Ale myślę, że także z innego powodu. Wiem, też że NIGDY nie usunę tego bloga... Ale na pewno nadejdzie taki czas, że Google go usunie... Albo sam serwer zostanie zlikwidowany. Blog bardzo dużo dla mnie znaczy. To mój drugi świat... Lecz na jakiś czas muszę od niego odpocząć.
Dzięki niemu poznałam tyle fantastycznych osób! Przyjaciele... Choć blisko to aż tak daleko. I nic nie możesz zrobić. N I C! Ale zrobisz to, w przyszłości.
ZAPAMIĘTAJCIE: NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ, ZAWSZE TRZEBA DĄŻYĆ DO CELU. MOŻE I JESTEŚ KIM JESTEŚ, ALE TWÓJ UŚMIECH MOŻE ZMIENIĆ CAŁY ŚWIAT! STAWIAJ POPRZECZKĘ WYŻEJ, BO TO CZEGO SIĘ TERAZ NAUCZYSZ, WPŁYNIE NA TWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ.
Wiele się tu nauczyłam, ale biorę urlop. Nie, nie zawieszam bloga...
Wiem, że to jest beznadziejne. A to powinno być w dopisku... Ale jest to One Shot, który opowiada o blogu, który jest moim cząstką mojego życia. Czy chcecie czy nie... Nazwę to rozdziałem. Rozdziałem mojej historii życia.
W roku 2004 zaczęłam uczęszczać do przedszkola. Po 4 latach przystąpiłam do nauki w szkole. Zawiodłam się na, nie których osobach, ale i poznałam najlepszych ludzi. Uważam, że nic nie stało się przypadkiem. To wszystko co się teraz dzieje ma głęboki sens. Więc jeśli nie wtedy, to prędzej czy później, by się to wydarzyło.
Ale zmierzam do zupełnie czegoś innego...
Piszę już od pierwszej klasy... Zapewne jeśli jutro będzie mi się chciało dokończyć i wygrzebać opowiadania ze starego laptopa, to na pewno je dostaniecie.
Pasja związana z pisaniem i z Violettą skłoniła mnie do założenia bloga. Blog powstał 16 września 2013 roku. Czy dużo osiągnęłam? Dla mnie tak. 21.000 wyświetleń. Nieźle. Ale ta historia się jeszcze nie kończy. Nie chcę zakończyć historii z tym blogiem, ale może powinnam? Chciałabym coś wytłumaczyć, otóż: "Dlaczego na tym blogu nie pojawia się rozdział od jakichś 3 tygodni?" Nie umiem. Zaczynam się wypalać. Każda świeczka kiedyś się wytopi, a każdy ogień zgaśnie. Co z tego, że mam coraz więcej czasu? Może i mam pomysł. Ale mam też inne pomysły nie do zrealizowania. Nie umiem już o tym pisać... Pamiętam jak w wakacje powtarzałam: "Vilovers na zawsze!" A teraz co? Już nie, nie jestem nią. Jest mi ciężko, bo odchodząc zraniłabym i Was, i siebie. Czuję, że moje miejsce jest gdzie indziej. Ale nie potrafię odejść z tego bloga. Za szybko się przywiązuję, jest to moja kolejna wada. Może i mam miliardy wad, ale mam jedną zaletę: "Walczę do końca, nie rezygnuję, nie poddaję się" . I tak będzie tym razem. Może po prostu muszę odpocząć? Jeśli nasza pasja nagle staje się przytłoczeniem, nie możemy dalej tak postępować. Niedługo nowa szkoła, nowi ludzie... Nie wiadomo jak to się potoczy...
Postanowiłam, że póki co, nie zawieszę bloga. Chcę wziąć urlop. Nie chcę się budzić z myślą, że znowu trzeba napisać rozdział. Stanowczo muszę odpocząć. Biorę urlop na czas nie określony... Wiem jedno, 17 września – odejdę z tego bloga, to jest pewne. A na razie nic jeszcze nie wiem. Może spróbuję coś napisać... Bo piszę. Piszę na tym blogu KLIK. I idzie mi łatwo. Wszystko szybko wychodzi... Może dlatego, że jest on prowadzony z przewspaniałą osobom? Ale myślę, że także z innego powodu. Wiem, też że NIGDY nie usunę tego bloga... Ale na pewno nadejdzie taki czas, że Google go usunie... Albo sam serwer zostanie zlikwidowany. Blog bardzo dużo dla mnie znaczy. To mój drugi świat... Lecz na jakiś czas muszę od niego odpocząć.
Dzięki niemu poznałam tyle fantastycznych osób! Przyjaciele... Choć blisko to aż tak daleko. I nic nie możesz zrobić. N I C! Ale zrobisz to, w przyszłości.
ZAPAMIĘTAJCIE: NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ, ZAWSZE TRZEBA DĄŻYĆ DO CELU. MOŻE I JESTEŚ KIM JESTEŚ, ALE TWÓJ UŚMIECH MOŻE ZMIENIĆ CAŁY ŚWIAT! STAWIAJ POPRZECZKĘ WYŻEJ, BO TO CZEGO SIĘ TERAZ NAUCZYSZ, WPŁYNIE NA TWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ.
Wiele się tu nauczyłam, ale biorę urlop. Nie, nie zawieszam bloga...
Wiem, że to jest beznadziejne. A to powinno być w dopisku... Ale jest to One Shot, który opowiada o blogu, który jest moim cząstką mojego życia. Czy chcecie czy nie... Nazwę to rozdziałem. Rozdziałem mojej historii życia.
~♣~
Chyba nic nie muszę mówić. Popłakałam się. Zrozumcie. :)
Na zawsze,
Ola, PRAWIE się nabrałam ♥
I zapomniałam Wam powiedzieć, że zmieniłam nazwę ;*
Dziękuję za te 21.000 ♥ za komentarze, za wszystko.
piątek, 11 kwietnia 2014
BERRY WYPAROWAŁA?!
Dobra, juża wyjaśniam! ; p
Dlaczego nie było rozdziału?Otóż Berry, gdy ma czas to pomysły z głowy uciekają [to nie po polsku] .
Gdy Berry ma czas, to nagle wszystkie pomysły uciekają, a kiedy jestem [np. lekcje] mam tyle pomysłów! -.-
Postaram się dodać rozdział w weekend, najprawdopodobniej sobota ;)
Bardzo chciałam podziękować WSZYSTKIM osobom, które złożyły mi życzenia [Maddy widziałam Twoje c;] . Moje gg było pozytywnie zaspamowane ;D
Dzisiaj rozdziału nie napiszę, bo jestem wykończona, Kamila... USUŃ TO ZDJĘCIE! ;P
Teraz zmykam coś dokończyć pisać? Nie wiem jak to nazwać xd
Do kolejnego ♥
Dlaczego nie było rozdziału?
Gdy Berry ma czas, to nagle wszystkie pomysły uciekają, a kiedy jestem [np. lekcje] mam tyle pomysłów! -.-
Postaram się dodać rozdział w weekend, najprawdopodobniej sobota ;)
Bardzo chciałam podziękować WSZYSTKIM osobom, które złożyły mi życzenia [Maddy widziałam Twoje c;] . Moje gg było pozytywnie zaspamowane ;D
Dzisiaj rozdziału nie napiszę, bo jestem wykończona, Kamila... USUŃ TO ZDJĘCIE! ;P
Teraz zmykam coś dokończyć pisać? Nie wiem jak to nazwać xd
Do kolejnego ♥
wtorek, 1 kwietnia 2014
Przepraszam.
Nie wiem od czego tu zacząć. Wszystko się skomplikowało... Ze mną jest coraz gorzej, a pomysłów brak...
Postanowiłam.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Odchodzę z bloga. Wydaje mi się, że jest to dobra decyzja. Chcę spróbować czegoś innego.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Hahaha xd Nabraliście się? xd
Prima Aprilis ; p
Ja już naprawdę nie mam co po nocach robić xddd
Tak się chciałam popsocić, bo jestem wredna i gupia ; )
Zaraz zmykam spać #.#
Ten post nie ma żadnego sensu xddd
Chcę znać Waszą reakcję, pewnie się ucieszyliście ; p
Do nexta ;*
OS~ Przyjaźń mimo wszystko
"Wszystko jest proste, gdy ma się osoby, dla których warto żyć."
~Berry Verdas
W życiu potrzeba przyjaciół. Oni są jak rodzina, przynajmniej powinni. O każdej porze dnia i nocy, możesz zadzwonić, a on zawsze przyjdzie.
Przyjaciele to nie wszystko czego potrzeba, by nasze życie było kolorowe.
Po pierwsze rodzina. Prawdziwa, która wierzy w Ciebie, kocha, potrzebuje Cię.
Drugą rzeczą, oprócz przyjaciół, jest uśmiech. To o nim prawie zawsze zapominamy, gdy ktoś się uśmiecha daje nam to dużo radości.
Po trzecie, nie możemy zapomnieć, o samowystarczalności. Trzeba umieć sobie poradzić, gdy nie mamy nikogo.
Czwartą rzeczą są podpory. Mądre cytaty, rozmowy z ludźmi. To musi dawać nam siłę.
Można, by jeszcze dodać coś o wierze w siebie, słuchaniu muzyki, pozytywnym myśleniu...
Ale nie oto chodziło autorce tego opowiadania, żeby było tu wprost napisane jak żyć, jakie jest życie. Nie! To ma być zagadka...
Dobrze, ale co jeśli znamy teorię, a nie umiemy jej wykorzystać w praktyce? No, właśnie...
~♣~
Brunetka, wraz z przyjaciółmi, szła ulicą. Tylko w ich towarzystwie na jej twarzy malował się uśmiech. Ale nie był on szczery, prawdziwy. Nie miała do tego powodu. W domu musi znosić kłótnie rodziców, nie wie czy ma ufać swoim przyjaciołom. Ma tylko jedną, prawdziwą przyjaciółkę. Mieszka na drugim końcu kraju. Ostatni raz widziały się parę miesięcy temu, w szpitalu. Alex jest w szpitalu, umrze na raka. Ta okropna choroba powoli przejmuje jej całe ciało. Violetta nie może nic na to poradzić. Codziennie prosi, błaga, by Alex wyzdrowiała.
Brunetka codziennie otwiera książkę z cytatami. Ale nic z tego nie ma. W jej głowie pozostaje kolejny tekst. Często siada w nocy na łóżku i płacze.
Ona nie użala się nad sobą. Przecież ma "rodzinę" i "przyjaciół" . Płacze, bo nie może pojąć dlaczego Alex ma umrzeć. Dlaczego tak niesamowita osoba ma odejść? Dlaczego nie ona? Marna Violetta? Przecież Alex ma rodzinę... Wszystko czego można zapragnąć! Violetta nie ma nic i nikogo. Ma tylko Alex, Alex która jest 400 kilometrów stąd. Lekarze dają jej maksymalnie dwa miesiące. Je
Jest taka możliwość, raczej marzenie, że z tego wyjdzie. Szansa jest jak jeden do biliona. Lecz Violetta codziennie budzi się z myślą, że jej najlepsza przyjaciółka wyzdrowieje. Kiedy przychodzi ze szkoły, idzie do pokoju. Najczęściej siada na łóżku, chwyta do ręki gitarę i gra. Komponuje, pisze teksty piosenek.
Od kiedy dowiedziała się, że Alex ma raka, zaczęła komponować. Wszystkie teksty i melodie są o prawdziwej przyjaźni, specjalnie dla Alex.
Wszyscy oprócz grupki jej, jakby się z pozoru wydawało, przyjaciół dokuczają Violetcie. Są to błahostki, lecz przez nie Violetta staje się coraz słabsza. Śmieją się z niej. Okłamują. Obgadują. Violetta mówi, że szkoła to wylęgarnia problemów. Być może to prawda, ale to właśnie w niej trzynastolatka, może dzielić się swoją pasją. Kocha muzykę, ona jej nie zdradzi, nie okłamie, nie wygada sekretu, nie wyśmieje.
Wiara, uśmiech i pasja - to jedne z najważniejszych rzeczy w życiu szóstoklasistki. Dziewczyna musi podejmować trudne wybory, choć jest dzieckiem. Dzieckiem, które nie może pojechać do swojej przyjaciółki. Nie! Może! Przecież może uciec! Może, ale nie umie. Nie umie, bo kiedy Alex umrze, ona - Violetta, zostanie sama. Nie będzie nikogo kto ją przytuli.
Nikogo kto ją pocieszy. Śmierć jest taka okropna! Ohydna, wstrętna. Niestety prawdziwa. Podobno po śmierci jest raj. Chyba, że idzie się do innego świata... Tam jest się nie śmiertelnym, nie ma zmartwień i chorób. Alex, kiedy umrze, będzie szczęśliwa - myśli Violetta.
~♣~
Kolejna noc. Violetta wzięła srebrną żyletkę. Była tępa, lecz na tyle ostra, by naznaczyć parę kresek na jej skórze. Z małych przecięć wyciekły dwie krople krwi. Brunetka wzięła do ręki chusteczkę. Było ciemno. Chusteczka okazała się kartką papieru. Cenną kartką, był to tekst jednej z jej piosenek. Tej najlepszej. Tylko o niej i Alex.
Teraz sięgnęła po prawdziwą chusteczkę. Łzy spływały, jak ulewa. Jej ręka była od krwi. Teraz twarz też. Takie są skutki ocierania łez ręką. Violetta wzięła jej czarną gitarę. Popatrzyła na kartkę i zaczęła śpiewać. Znała tą piosenkę na pamięć. Śpiewała ją codziennie. Wszystko wspomnienia związane z Alex, przeleciały jej przed oczami. To jak wrzucały się nawzajem do ciepłego morza, obrzucały się piaskiem, robiły miliony zdjęć, kupowały lody, gotowały, śpiewały, chodziły na zakupy. Razem się śmiał i płakały. I to wszystko ma się tak skończyć? Alex ma umrzeć sama? Już nigdy mam nie ujrzeć jej uśmiechu? Nie! Pojadę tam! Do niej! - postanowiła Castillo.
Do plecaka spakowała piżamę, trochę swetrów, spodni i bluzek. Po cichu przygotowała stos kanapek. Zabrała 10 butelek z wodą. Nie zapomniała o albumie ze zdjęciami jej i Alex. Wzięła telefon i ładowarkę, aparat i słuchawki. Szybko włożyła teksty piosenek do pokrowca z gitarą, po czym go chwyciła. Do rodziców napisała list:
"Mamo i Tato!
Jestem zmuszona, by wyjechać. Jadę do San Francisco. Do Alex. Jest chora na raka i prawdopodobnie umrze. Jest mi bardzo trudno podjąć tą decyzję, ale muszę. Jeśli chcecie to przyjedźcie. Chyba, że jest Wam to obojętne, zrozumiem.
Przepraszam za wszystkie moje błędy. Przepraszam, że w ogóle istnieje.
Na zawsze kochająca Was
Violetta"
Położyła małą karteczkę na stole kuchennym. W porę przypomniało jej się o pieniądzach. Zabrała portfel. Po czym przekręciła zamek w drzwiach. W dłoni ścisnęła zdjęcie - tata był ubrany w kapelusz rybacki, mama na głowie miała fikuśny kapelusik, zaś sama Violetta, miała na głowie chustkę. Po jej policzku poleciała słona łza. Tyle wspomnień. Nie wiedziała co zepsuło się przez parę lat, między nią a rodzicami. Spojrzała na medalik, który wisiała na jej szyi. Alex podarowała go Violetcie prawie rok temu. Na dwunaste urodziny. Od tego czasu ozdoba nie znikała z szyi brunetki. W środku wisiorka, w kształcie serca, widniało zdjęcie dwóch przyjaciółek - Violetty i Alex.
Brunetka uśmiechnęła się przez łzy. Ruszyła, aby wsiąść do pociągu. Na peronie kupiła bilet. Nikt nie zadawał zbędnych pytań. Dlaczego jedzie sama? Nie było nic takiego. Violetta wsiadła do pociągu. Za jakieś sześć godzin będzie w San Francisco. Potem tylko dostać się do szpitala.
~♣~
Alex Veleng nie mogła zmrużyć oka przez całą noc. Wiedziała, że niedługo umrze, ale nie mogła o tym myśleć. Nie mogła spać, bo czuła, że coś się stanie. Coś raczej przyjemnego. A jeśli tu chodziło o śmierć? Nie, zdecydowanie nie. Poczuła ukłucie w sercu. Być może to choroba, lecz czternastolatka powiedziałaby, że to z tęsknoty. Spojrzała na jej mamę. Alex posmutniała, gdy ją zobaczyła. To ja umieram, a nie ona. Dlaczego musi cierpieć?! Przecież to przeze mnie jest smutna - pomyślała dziewczyna.
Ciężko westchnęła. Jej mama od razu obudziła się. Spytała czy Alex czuje się dobrze. Dziewczyna odpowiedziała tak. Chodź była to nie prawda.
Mogłaby umrzeć teraz, ale musiała poczekać. Chciała usłyszeć głos Violetty, ostatni raz.
~♣~
Dziewczynę obudziły ciepłe promienie słońca. Obraz był jeszcze rozmazany. Szybko zamrugała swoimi powiekami. Ku jej zdziwieniu zobaczyła Violettę.
- To chyba jakiś żart... - podsumowała Alex.
- Nie, jak ja się stęskniłam! - odpowiedziała jej przyjaciółka. - Ale ja nie chce...
- Czego nie chcesz?
- Nie chcę patrzeć jak umierasz.
- To idź.
- Nie mogę, nie mogę Cię zostawić.
- To bądź tu i patrz jak umieram.
- Skończmy ten temat. - powiedziała Violetta. - Patrz co mam. - oznajmiła z uśmiechem.
- Pokaż. - odpowiedziała Alex.
- Pisałam te piosenki sama. One są o nas. - brunetka przytuliła dziewczynę o błękitnych oczach.
- Są piękne. - stwierdziła Alex. - Najbardziej podoba mi się ta. - wskazała na ulubioną piosenkę Violetty. - Ej, a co to jest? - spytała czternastolatka, wskazując na plamkę krwi.
- To... Nic. - odpowiedziała Violetta, szybko zakrywając jeden z rękawów swojej bluzki.
- Viola... Prosiłam.
- Przecież ja nic nie robię. To tylko kreski.
- Nie musisz. - Alex mocno przytuliła Violettę.
- Nie muszę, ale mogę.
- Najchętniej to, bym Ci wszystkiego żyletki, noże i igły wyrzuciła. - zaśmiała się Alex.
- A ja to bym Cię uderzyła... Ale za bardzo Cię kocham.
- Mam pomysł! Naucz mnie tej piosenki. - powiedziała uradowana Alex.
- Pewnie!
Violetta wzięła do ręki gitarę. Zaczęły śpiewać. Teraz było im najlepiej na świecie. I tutaj ta historia powinna się zakończyć, niestety tak nie jest...
- To idź.
- Nie mogę, nie mogę Cię zostawić.
- To bądź tu i patrz jak umieram.
- Skończmy ten temat. - powiedziała Violetta. - Patrz co mam. - oznajmiła z uśmiechem.
- Pokaż. - odpowiedziała Alex.
- Pisałam te piosenki sama. One są o nas. - brunetka przytuliła dziewczynę o błękitnych oczach.
- Są piękne. - stwierdziła Alex. - Najbardziej podoba mi się ta. - wskazała na ulubioną piosenkę Violetty. - Ej, a co to jest? - spytała czternastolatka, wskazując na plamkę krwi.
- To... Nic. - odpowiedziała Violetta, szybko zakrywając jeden z rękawów swojej bluzki.
- Viola... Prosiłam.
- Przecież ja nic nie robię. To tylko kreski.
- Nie musisz. - Alex mocno przytuliła Violettę.
- Nie muszę, ale mogę.
- Najchętniej to, bym Ci wszystkiego żyletki, noże i igły wyrzuciła. - zaśmiała się Alex.
- A ja to bym Cię uderzyła... Ale za bardzo Cię kocham.
- Mam pomysł! Naucz mnie tej piosenki. - powiedziała uradowana Alex.
- Pewnie!
Violetta wzięła do ręki gitarę. Zaczęły śpiewać. Teraz było im najlepiej na świecie. I tutaj ta historia powinna się zakończyć, niestety tak nie jest...
~♣~
Brunetka obudziła się w sali. Ściany żółte. Trochę bolała ją głowa. Kiedy spróbowała sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia, uznała że czuje tylko pustkę i okropny ból głowy.
"Co się stało?" spytała samą siebie. Lekarka odpowiedziała jej, jak gdyby była wróżką.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć... - zaczęła nie pewnie.
- Niech pani mówi. - uśmiechnęła się Violetta, choć strach zjadał ją od środka.
- Sprawa nie jest łatwa. Po skomplikowanych badaniach okazało się, że jesteś chora.
- To pewnie przeziębienie, prawda?
- Niestety, nie. Jest to dość poważna choroba.
- Proszę, niech pani powie. - odparła zaniepokojona dziewczyna.
- Podobnie jak twoja koleżanka, Alex, masz raka płuc. - tu wzięła głęboki oddech. - Zostało Ci dwanaście godzin. Jeśli mogę coś zrobić...
- Proszę zadzwonić po moich rodziców, jeśli mogli by tu przyjechać, byłabym szczęśliwa. - odparła Violetta z uśmiechem, bardzo spokojnie. - Mam jeszcze jedną prośbę. Czy mogłabym te ostatnie godziny życie spędzić z Alex?
- Oczywiście. - odparła lekarka.
Może to dziwne, ale właśnie o tym marzyła Violetta. O tym, by umrzeć wraz z Alex. Za dwanaście godzin trafi do drugiego świata. Nie będzie czuła bólu, cierpienia, smutku.
- Mam pytanie. - powiedziała brunetka. - Ile Alex będzie żyła?
- Eh, przypuszczamy, że także około dwanaście godzin. - odparła smutna lekarka.
- Niech pani się nie martwi. Bo my z Alex chcemy umrzeć. Bo po śmierci nie czuje się bólu.
- Ah, tak. Nie boisz się? - spytała zdziwiona.
- Nie, bo niby czego? - uśmiechnęła się Violetta.
- To dobrze, jesteś bardzo dzielna, tak jak Alex. Naprawdę, wspaniałe z Was dziewczynki, szkoda że za parę godzin odejdziecie i nie będę mogła już z Wami porozmawiać.
- Proszę pani, zawsze będzie mogła pani z nami porozmawiać. Będziemy pani strzegła, żeby nigdy pani nie zachorowała. - uśmiechnęła się Violetta.
- Ah, gdybym była taka jak Wy. Już idę po Alex. - uśmiechnęła się radośnie przytulając pacjentkę.
Lekarka przywiozła łóżko, na którym leżała przyjaciółka Violetty. Dziewczyny nauczyły, jak się później okazało, panią Emmę piosenki. Emma czuła się odpowiedzialna i ani na krok nie opuszczała dziewczynek. Śpiewały, grały. Rodzice Alex i Violetty nie mogli uwierzyć w to co się stanie. Lecz po paru godzinach zrozumieli, że tak musi być.
Alex i Violetta prześpiewały dwanaście godzin, trzymając się za rękę. Kaszlały tyle, że prawie nie mogły wydusić słowa kiedy pozostało im pół godziny. Pół godziny, które wykorzystały jak mogły.
Musiała przyjść ten moment. I nadszedł równo po dwunastu godzinach. Ich zaciśnięte ręce opadły na dół, powieki zamknęły się, twarz pobladła, z ust wypłynęła strużka czerwonej krwi, wydały ostatnie kaszlnięcie, na obydwu twarzach pojawił się uśmiech...
~♣~
Brunetka otworzyła oczy. Otrzepała nos z piasku i wciągnęła nosem świeże powietrze. Przed oczami miała straszny obraz. Odwróciła się. Obok niej stała Alex.
- Co się tak gapisz? - zaśmiała się Violetta.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła trupa! - odpowiedziała niebiesko oka.
- Miałam okropny sen. Chcesz to Ci opowiem. [...]
- Wiesz... Śniło mi się to samo. - odpowiedziała ze zdziwieniem Alex.
- To pewnie przeznaczenie... - odpowiedziała Violetta.
- Mamy umrzeć? - zaśmiała się Alex.
- Nie! Głupku! - odpowiedziała Violetta. - Chodzi, że będziemy przyjaciółkami nawet po śmierci i że przyjaźń jest najważniejsza w życiu! - przytuliła przyjaciółkę.
- Masz rację, kocham Cię. - uśmiechnęła się ciemnowłosa. - Mimo, że jesteś młodsza, nie czuję różnicy wieku...
- Ja też... - odpowiedziała Violetta, patrząc na turkusowe morze. Wszystko jest takie proste, gdy ma się przyjaciół.
~♣~
Proszę ; ) Takie tam na konkurs u Oli i ♥
Dziwne i szczerze, to się poryczałam ;-; Pomysł DZIWNY, wykonanie DZIWNE, czego wynikiem jest totalna DZIWNOŚĆ One Shot' a ; )
Jutro mam testy... Proszę trzymać kciuki ; p
Jak to publikuję to już jestem po testach... Bo już widzę, że tata wifi wyłączył. No, nic -.-
Metody wychowawcze ;c
Za wszystkich
szóstoklasistów trzymam kciuki ;D
I jeśli chodzi o szablon, że nagłówek... To dziękować tinypic'owi za jego rozwalenie -.-
Do następnego ;3
P.S. Ja godzinkę po teście ;] Nawet trudne nie było, tylko tlosku błędów jest ;-;
Do następnego ;3
P.S. Ja godzinkę po teście ;] Nawet trudne nie było, tylko tlosku błędów jest ;-;
wtorek, 25 marca 2014
2~ Kłamstwo
4 komentarze = next ;p
Rozdział dedykuję Oli i <3
Kochanie moje. Dzisiaj dwa miesiące <3
Filmik dostaniesz jutro ;*
Poryczałam się jak go składałam ;'*
Kocham Cię <3
Violetta Castillo zapięła swoją purpurową walizkę. Kierowca włożył ostatni pakunek- dwudziesty. Brunetka umówiła się wraz z Ferro na lotnisku.
Wsiadła do czarnej limuzyny. Za pomocą małego przycisku, szyby podniosły się, także nie było widać przez nie kto podróżuje.
Ludmiła Ferro szybkim krokiem szła w jednym z korytarzy lotniska w Barcelonie. Zakochała się w tym miejscu. Nie! Nie chodzi tu o jakiś korytarz! Chodzi o miasto. Miasto, które nigdy nie śpi, a zarazem jest bardzo spokojne. Mimo, iż jej zawód nie pozwala na swobodne przechadzki, wie że może tu odpocząć.
Blondynka ujrzała swoją przyjaciółkę.
- Hej! - krzyknęła, a Violetta się odwróciła.
- Jak ja dawno Cię nie widziałam! Widzę, że byłaś u fryzjera? - skierowała wzrok na spięte włosy Ferro.
- Tak, dobrze widzisz, kochana. Opowiadaj co tam u Ciebie?
- Wszystko dobrze.
- A tym czasem, chcę Ci kogoś przedstawić. - uśmiechnęła się Ludmiła. - To jest Diego, mój chłopak. Pewnie znasz go z wielu filmów czy płyt. - wzięła go w objęcia, ciemnowłosy nie wiadomo skąd pojawił się obok dziewczyn.
- Hej. - przywitał się, brunetka odpowiedziała.
- Diego, też z nami polecisz? - spytała Castillo.
- Tak, mam nadzieję, że aż tak Ci to nie przeszkadza? Będę starał się o rolę.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała Violetta, choć tak naprawdę wiedziała, że będą się migdalić, czego nie zniesie. - Też chciałam Wam kogoś przedstawić, niestety nie mógł przylecieć... Ale zobaczymy się na miejscu.
- Kto to? - spytała ze zdziwieniem blondyna?
- Aktor, piosenkarz. Ideał. León Verdas... - skłamała Castillo.
- Przecież Wy się zupełnie różnicie. Ty jesteś taka, On jest taki...
- Przeciwieństwia się przyciągają, Beybe. A teraz chodźmy pod bramkę, bo się spóźnimy. - powiedziała Violetta.
Przyjaciółki siedziały w samolocie, Lu jakimś cudem przekonała Diego Domingueza do tego, by nie siedział obok niej.
- Muszę Ci coś wyznać. - powiedziała Ferro. - Jestem z Diego tylko dla kasy, sławy! - zaśmiała się.
- To wspaniale! Będziesz mogła kupować więcej sukienek! Butów! Torebek!
- Wiem, kochana. - blondynka wyszczerzyła zęby.
- Przypominam, że przesiadamy się w Londynie na samolot do Nowego Jorku. - zakomunikował menedżer Castillo.
"Będą kłopoty" - pomyślała brunetka. Właśnie z tego lotniska Verdas miał rozpoczać podróż.
~♣~
Brunet wraz z jego nowym menadżerem wodził wzrokiem po lotnisku w poszukiwaniu bramki.
- Jest! - krzyknął Tavelli. Spojrzał na zegarek Rolex, jeszcze piętnaście minut.
- Chodźmy do barku. - uśmiechnął się brunet i pociągnął Marco za rękę. Aktor zsunął swoje czarne Ray Bany na nos. Naciągnął full cap' a. Wszystko po to, żeby nie potrzebne osoby nie zawracały mu głowy. Parę fanek podbiegło do piosenkarza. Ten z uśmiechem dał autografy. Z przyjemnością zrobił sobie z nimi zdjęcia. Verdas uwielbiał swoich fanów, w końcu to osoby, którym zawdzięcza sukces. León do nie dawna dowiedział się jaka naprawdę jest Violetta Castillo. Właśnie o niej myślał, gdy na niego wpadła. "Zbieg okoliczności" - pomyślał poirytowany.
- Czego chcesz? - warknął.
- Jak się odzywasz do swojej dziewczyny?! - zaśmiała się Castillo.
- Co?! Nie jesteśmy razem... Chyba, że dziennikarze kierują moim życiem? - zaśmiał się.
- Dobra. Cicho bądź. Masz udawać mojego chłopaka przed Ferro i Dominguezem. Mogę pomóc w załatwieniu roli w filmie.
- Nie? Zresztą, dobra. Daj mi tylko numer do twojego fryzjera.
- Widzę, że wczuwasz się w rolę. - uśmiechnęła się brunetka.
- Nie, ja na serio chcę ten numer. - zażartował chłopak.
- Dobry jesteś. - Castillo puściła mu oko, po czym dodała - Masz, poniesiesz moje walizki.
- Serio?! Ich jest z piętnaście!
- Dokładniej dwadzieścia, kochanie. - poirytowany całą tą sytuacją brunet, zawołał menedżera.
- Marco, idź po drugi wózek. Pomożesz mi. - poklepał go po plecach. Tavelli tylko westchnął.
Castillo pociągnęła Verdasa za rękę w stronę Ludmiły i Diego. Kiedy León uświadomił sobie, że Violetta trzyma go za rękę, prawie zemdlał. Myśl o tym, że musi udawać jej chłopaka, nie poprawiła samopoczucia brunetowi. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie okropny charakter brunetki, mogliby być przyjaciółmi, ale nic więcej.
- Hej. - przywitał się z resztą.
- Czyli ty jesteś ten León, León Verdas? - zdumiała się Ferro.
- Tak. - odpowiedział.
~Pasażerowie samolotu do Nowego Jorku, lini lotniczych Luthansa, proszeni są o podejście do bramek.~ usłyszeli głos płynący z głośników. Grupka udała się do samolotu.
"Pięknie. Nie zjadłem swoich beans'ów" pomyślał León, siadając obok Violetty.
~♣~
Za parę godzin gwiazdy mają przybyć do Nowego Jorku. Okazało się, że w hotelu Francesci Restó, zagoszczą same perełki - Diego Dominguez, León Verdas, Federico Pasquerelli, Violetta Castillo i Ludmiła Ferro. Wraz z Verdasem przyjedzie dziennikarz Marco Tavelli ~ Francesca układała w głowie to co ma się wydarzyć za parę godzin. Na przyjęcie gwiazd uszykowała strój - granatową bombkę, z aksaminym, czarnym paskiem. Na głowę miała założyć czarną opaskę z kokardą. Jej obuwie będą stanowić czarne szpilki.
Restó była bardzo poddenerwowana. Tyle przystojnych chłopaków... Rozmarzyła się. Miała nadzięję, że zaprzyjaźni się z dziewczynami, lecz nie wiedziała jakie są naprawdę. Zmęczona ciągłym chodzeniem w kółko, opadła na łóżko. Pod głowem podłożyła satynową poduszkę... Zasnęła... Śnili jej się chłopacy. Gdy się obudziła, zobaczyła że spała tylko piętnaście minut, znów zapadła w sen. Tym razem śniły jej się Violetta i Ludmiła.
Francesca potrzebowała przyjaciółki, choćby dobrej koleżanki, ale takiej nie miała.
~♣~
Proszę ;D Takie tam pisane na rozdzielaniu i jak mi troszkę czasu zostało po kartkówce : )
Jeszcze przed chwilą w łóżku kończyłam. Mogą być błędy ;p
Wifi mi tata wyłączył, więc sobie Berry płaci albo z danych leci ;-;
Ale czego się nie robi dla bloga? xd
Taki se ten rozdzialik, ale mam duuuuzio pomysłów na dalsze ^ ^
Nie, nie. To nie początek Leonetty... Ale mam taki plan... Którego nie zdradzę ;p
Ola a <3 Dwa miesiące... Dożyłam xd
Musiałam ;p kocham Ciebie <3
Ja naprawdę musiałam xd A tej wyżej wymienionej dziewczynce, dużo zawdzięczam <3 między innymi, to że ten blog jeszcze istnieje ;***
Ja kończę, bo oczka mi się kleją... #.#
Doblanoc ;*
"To, że teraz kłamstwo wydaje się innym prawdą, nie znaczy, że nie wyjdzie na jaw."
~Berry Verdas
Rozdział dedykuję Oli i <3
Kochanie moje. Dzisiaj dwa miesiące <3
Filmik dostaniesz jutro ;*
Poryczałam się jak go składałam ;'*
Kocham Cię <3
Violetta Castillo zapięła swoją purpurową walizkę. Kierowca włożył ostatni pakunek- dwudziesty. Brunetka umówiła się wraz z Ferro na lotnisku.
Wsiadła do czarnej limuzyny. Za pomocą małego przycisku, szyby podniosły się, także nie było widać przez nie kto podróżuje.
~♣~
Ludmiła Ferro szybkim krokiem szła w jednym z korytarzy lotniska w Barcelonie. Zakochała się w tym miejscu. Nie! Nie chodzi tu o jakiś korytarz! Chodzi o miasto. Miasto, które nigdy nie śpi, a zarazem jest bardzo spokojne. Mimo, iż jej zawód nie pozwala na swobodne przechadzki, wie że może tu odpocząć.
Blondynka ujrzała swoją przyjaciółkę.
- Hej! - krzyknęła, a Violetta się odwróciła.
- Jak ja dawno Cię nie widziałam! Widzę, że byłaś u fryzjera? - skierowała wzrok na spięte włosy Ferro.
- Tak, dobrze widzisz, kochana. Opowiadaj co tam u Ciebie?
- Wszystko dobrze.
- A tym czasem, chcę Ci kogoś przedstawić. - uśmiechnęła się Ludmiła. - To jest Diego, mój chłopak. Pewnie znasz go z wielu filmów czy płyt. - wzięła go w objęcia, ciemnowłosy nie wiadomo skąd pojawił się obok dziewczyn.
- Hej. - przywitał się, brunetka odpowiedziała.
- Diego, też z nami polecisz? - spytała Castillo.
- Tak, mam nadzieję, że aż tak Ci to nie przeszkadza? Będę starał się o rolę.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała Violetta, choć tak naprawdę wiedziała, że będą się migdalić, czego nie zniesie. - Też chciałam Wam kogoś przedstawić, niestety nie mógł przylecieć... Ale zobaczymy się na miejscu.
- Kto to? - spytała ze zdziwieniem blondyna?
- Aktor, piosenkarz. Ideał. León Verdas... - skłamała Castillo.
- Przecież Wy się zupełnie różnicie. Ty jesteś taka, On jest taki...
- Przeciwieństwia się przyciągają, Beybe. A teraz chodźmy pod bramkę, bo się spóźnimy. - powiedziała Violetta.
~♣~
Przyjaciółki siedziały w samolocie, Lu jakimś cudem przekonała Diego Domingueza do tego, by nie siedział obok niej.
- Muszę Ci coś wyznać. - powiedziała Ferro. - Jestem z Diego tylko dla kasy, sławy! - zaśmiała się.
- To wspaniale! Będziesz mogła kupować więcej sukienek! Butów! Torebek!
- Wiem, kochana. - blondynka wyszczerzyła zęby.
- Przypominam, że przesiadamy się w Londynie na samolot do Nowego Jorku. - zakomunikował menedżer Castillo.
"Będą kłopoty" - pomyślała brunetka. Właśnie z tego lotniska Verdas miał rozpoczać podróż.
~♣~
- Jest! - krzyknął Tavelli. Spojrzał na zegarek Rolex, jeszcze piętnaście minut.
- Chodźmy do barku. - uśmiechnął się brunet i pociągnął Marco za rękę. Aktor zsunął swoje czarne Ray Bany na nos. Naciągnął full cap' a. Wszystko po to, żeby nie potrzebne osoby nie zawracały mu głowy. Parę fanek podbiegło do piosenkarza. Ten z uśmiechem dał autografy. Z przyjemnością zrobił sobie z nimi zdjęcia. Verdas uwielbiał swoich fanów, w końcu to osoby, którym zawdzięcza sukces. León do nie dawna dowiedział się jaka naprawdę jest Violetta Castillo. Właśnie o niej myślał, gdy na niego wpadła. "Zbieg okoliczności" - pomyślał poirytowany.
- Czego chcesz? - warknął.
- Jak się odzywasz do swojej dziewczyny?! - zaśmiała się Castillo.
- Co?! Nie jesteśmy razem... Chyba, że dziennikarze kierują moim życiem? - zaśmiał się.
- Dobra. Cicho bądź. Masz udawać mojego chłopaka przed Ferro i Dominguezem. Mogę pomóc w załatwieniu roli w filmie.
- Nie? Zresztą, dobra. Daj mi tylko numer do twojego fryzjera.
- Widzę, że wczuwasz się w rolę. - uśmiechnęła się brunetka.
- Nie, ja na serio chcę ten numer. - zażartował chłopak.
- Dobry jesteś. - Castillo puściła mu oko, po czym dodała - Masz, poniesiesz moje walizki.
- Serio?! Ich jest z piętnaście!
- Dokładniej dwadzieścia, kochanie. - poirytowany całą tą sytuacją brunet, zawołał menedżera.
- Marco, idź po drugi wózek. Pomożesz mi. - poklepał go po plecach. Tavelli tylko westchnął.
Castillo pociągnęła Verdasa za rękę w stronę Ludmiły i Diego. Kiedy León uświadomił sobie, że Violetta trzyma go za rękę, prawie zemdlał. Myśl o tym, że musi udawać jej chłopaka, nie poprawiła samopoczucia brunetowi. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie okropny charakter brunetki, mogliby być przyjaciółmi, ale nic więcej.
- Hej. - przywitał się z resztą.
- Czyli ty jesteś ten León, León Verdas? - zdumiała się Ferro.
- Tak. - odpowiedział.
~Pasażerowie samolotu do Nowego Jorku, lini lotniczych Luthansa, proszeni są o podejście do bramek.~ usłyszeli głos płynący z głośników. Grupka udała się do samolotu.
"Pięknie. Nie zjadłem swoich beans'ów" pomyślał León, siadając obok Violetty.
~♣~
Restó była bardzo poddenerwowana. Tyle przystojnych chłopaków... Rozmarzyła się. Miała nadzięję, że zaprzyjaźni się z dziewczynami, lecz nie wiedziała jakie są naprawdę. Zmęczona ciągłym chodzeniem w kółko, opadła na łóżko. Pod głowem podłożyła satynową poduszkę... Zasnęła... Śnili jej się chłopacy. Gdy się obudziła, zobaczyła że spała tylko piętnaście minut, znów zapadła w sen. Tym razem śniły jej się Violetta i Ludmiła.
Francesca potrzebowała przyjaciółki, choćby dobrej koleżanki, ale takiej nie miała.
~♣~
Jeszcze przed chwilą w łóżku kończyłam. Mogą być błędy ;p
Wifi mi tata wyłączył, więc sobie Berry płaci albo z danych leci ;-;
Ale czego się nie robi dla bloga? xd
Taki se ten rozdzialik, ale mam duuuuzio pomysłów na dalsze ^ ^
Nie, nie. To nie początek Leonetty... Ale mam taki plan... Którego nie zdradzę ;p
Ola a <3 Dwa miesiące... Dożyłam xd
Musiałam ;p kocham Ciebie <3
Ja naprawdę musiałam xd A tej wyżej wymienionej dziewczynce, dużo zawdzięczam <3 między innymi, to że ten blog jeszcze istnieje ;***
Ja kończę, bo oczka mi się kleją... #.#
Doblanoc ;*
poniedziałek, 24 marca 2014
OS by Sophie Cortés~ 1 MIEJSCE
Rodzice nigdy nie mieli dla mnie
czasu.
Najwyraźniej burmistrz dwudziestotysięcznego
miasteczka nie obchodziło nic po za swoim ogromnym gabinetem.
Przesiadywał w nim zawsze do godzin nocnych,wypełniając bardzo
'istotne' papiery. Kto by się tego spodziewał?
Nie pamiętam kiedy ostatnio zjadł ze mną normalną
kolacje. Ale był dla mnie dobry. Nigdy nie opuścił ani jednego
występu chóru,w którym niestety byłam głównym głosem. Zawsze
wspierał mnie w realizacji moich marzeń. Często powtarzał,że
przypominam mu babcie.Sama nie wiedziała dlaczego. Nie byłam do
niej w ogóle podobna.
Starał się.I to miało dla mnie największe
znaczenie.
Narzekałam dosłownie na wszystkich. Z wyjątkiem
taty. Juan Fernadez może nie był idealnym ojcem ale nigdy nie
potrafiłam go nienawidzić. Może dlatego,że byłam do niego zbyt
podobna?
Za to moja mama... Czasami zastanawiałam się
czy w ogóle wie,że kiedyś urodziła małą istotę,która niestety
ale urosła.
Jej stałym zajęciem było picie. Robiła to z taką
pasją! Często bywałam przekonana,że to nie nałóg ale zwykłe
hobby. Nie była dla mnie prawdziwą matką. Właściwie nigdy
dla niej nie istniałam.
Odkąd skończyłam siedem lat przy każdej
sposobności prosiłam aby rodzice się rozwiedli. To było moje
jedyne marzenie. Całkowicie do spełnienia. Wydawało się to wtedy
takie proste. Z resztą wciąż jest takie według mnie.
Nie było to jednak moją samolubną pobudką.
Chciałam tego dla taty. Zasługiwał na kogoś znacznie lepszego niż
kobieta,która praktycznie nie trzeźwieje. Jej przebywanie w tym
samym domu budziła we mnie odrazę. Ale nic nie mogłam na to
poradzić. Wszystko zależało od mojego ojca.
Kiedy przejrzał na oczy było za późno. Matka
zmarła na niewydolność wątroby. Pijaństwo w końcu ją dopadło.
Miałam wtedy dwanaście lat,pomimo
tego cieszyłam się,że jej już z nami nie ma. To złe,ale
prawdziwe. A ja nie lubię kłamać. Zdecydowanie bardziej wole ranić
prawdą niż uspokajać kłamstwem.
Nie uroniłam po niej ani jednej
łzy,ale szczerze byłam z tego dumna. Do dziś jestem.
Dla tak paskudnej matki mogę być
tylko okropną córką.
Zawsze kochałam samotność.
Była moim najlepszym,i w sumie jedynym
przyjacielem. Towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa,w każdym
aspekcie życia.
Jedyną osobą,która mnie rozumiała byłam
ja.
Męczenie się z poznawaniem ludzi zdecydowanie nie
było moim priorytetem. Zdecydowanie bardziej interesowała mnie sala
muzyczna w odległych kątach szkoły. Jedyne miejsce,które nikogo
nie obchodziło. Było to równie piękne co straszne. Nastolatki w
moim liceum nie doceniali czegoś takiego jak sztuka. Dlatego
to miejsce było dla mnie idealne.
Przez moje niezwykłe niebieskie oczy z dość
małymi,czarnymi nalotami byłam uznawana za czarownice. Nie zależało
mi na wyprowadzaniu tych ograniczonych ludzi z błędy. Szczerze?
Nigdy mi to nie przeszkadzało. Byłam jak samotny wilki. Od zawsze i
na zawsze.
Wolałam być unikana. Choć jako córka
burmistrza,który nie był zmieniany od piętnastu lat,miałam z tym
delikatny problem.Wszyscy byli dla mnie przesadnie mili. Co
było,dosyć irytujące zważając na krążące o mnie plotki.
Było one dla mnie po prostu śmieszne.
Opowieści o czarownicach od zawsze były dla mnie nie dorzeczne;
Wyssane z palca. Ale czego można się spodziewać bo pokoleniu fanek
wampirów,wilkołaków. I Bóg wie co jeszcze!
Uśmiech był stałą częścią mojego
stroju. Zero kolczyków i tatuaży. Wspaniałe ubrania. Idealna
wymowa. Świetne oceny. Prace społeczne. Chór. Do tego zawsze,bez
zająknięcia musiałam być miła.
Perfekcyjna córka. Byłam nią. Dla taty cały czas
jestem.
Rola panienki 'cud,miód i malina' nie byłą
szczególnie trudna. Z czasem się do niej przywiązałam. Może
nawet...się zmieniłam? Ale było mi dobrze. I naprawdę nie
chciałam tego zmieniać.
Nie dość,że pogodziłam się ze swoim
losem to na dodatek byłam szczęśliwa.Z ręką na sercu wiem,że
podobało mi się nudne życie. Bez zmartwtień, bez wyznań. Tylko
ja i muzyka.
Marzyłam aby trwało to już wiecznie...
Dopóki on się nie pojawił. Czarujący
biały uśmiech. Idealnie czarne włosy. Był niewiele wyższy ode
mnie.
Miał swój styl,co wyróżniało go od reszty
pajaców ze szkoły. W jego ubraniach przeważały kolory. Zawsze
dopasowane spodnie i równie jaskrawa bluzka. Ale jego znakiem
rozpoznawczym zdecydowanie były słuchawki. Każdego koloru i każdej
firmy,dostępnej na rynku.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mojego
księcia z bajki ale nie żałowałam. On był idealny. Stworzony
specjalnie dla mnie.
Poznaliśmy się zupełnie przez przypadek. O ile
tak można nazwać nowego ucznia w Twojej klasie.
W środku semestru dołączył do nas jakiś
chłopak. Nie zwróciłam nawet uwagi na jego imię. Jednak z
entuzjazmu żeńskiej części klasy wywnioskowałam,że musi być
przystojny. A przynajmniej był lepszą partia od szkolnych
"kasanowa". Miałam to jednak w głębokim poważaniu.
Tata był w trakcie organizowania ważnego balu
charytatywnego. W głowie miałam tylko sposób wykręcenia się od
tej piekielnie nudnej imprezy. W głębi duszy czułam jednakże,że
nie mam szans od wymigania się od obowiązków.
Pamiętam,że tego dnia westchnęłam ciężko i
wszyscy w zielonym pomieszczeniu zwrócili na mnie uwagę. Jakby
wiedzieli o czym myślę. Przestraszyłam się i wtedy po raz
pierwszy pochwyciłam jego spojrzenie.
Wszystko wydało mi się inne.
Byliśmy małżeństwem przez trzy lat.
Pewnie mielibyśmy za sobą dłuższy staż ale jak nie chciałam się
spieszyć. Według mnie nie byłam idealnym materiałem na żonę.
Ale Maxi nalegał. A ja... wciąż byłam pewna obaw. Kompletnie nie
wiedziałam co mam zrobić. Nie wierzyłam w szczęśliwe zakończenie
ale on mnie przekonał.
Niestety tym razem to ja miałam racje.
Najgorszą rzeczą jaka może nam się
przydarzyć w życiu nie jest śmierć. To strata najbliżej naszemu
sercu osoby. Kogoś,kto daje nam siłę wstać rano z łóżka,ze
szczęściem wymalowanym na twarzy; Wspiera nas w najtrudniejszych
momentach; Sprawia,że świat jest lepszy,przeszkody mniejsze; A ty
masz siłę oddychać.
Po prostu jest. Całą duszą i całym
ciałem.
Ale kiedy nie możesz już poczuć Jego
silnych ramion,otulających Twoje zimne ciało; Posłuchać jego
melodyjnego głosu śpiewającego Ci serenadę o miłości.
Nic już nie ma znaczenia
Żyjesz a właściwie istniejesz w egzystencjalnej pustce,czekając
aż ktoś okaże się na tyle dobry i skończy Twoje męki. Tylko
dlatego aby być z Nim.
-Natalia!-usłyszałam krzyk Violetty. Domyśliłam
się,że wraz z nią przyszła odwiedzić mnie Lu. Nie rozumiałam po
co Maxi dał swoim siostrą kluczę do naszego mieszkania. Miałabym
święty spokój. Mogłabym go w spokoju opłakiwać. Dzwonić do
niego na pocztę głosową tylko żeby posłuchać jego melodyjnego
głosu.
Chciałam zostać sama. Zupełnie sama. Bez mojego
męża nic nie było tak jak powinno.
-Wiemy,że tu jesteś!-tym razem zawołała Lu. Nie
odzywałam się,dziewczyny mogły się trochę pomęczyć. Były
moimi jedynymi przyjaciółkami. Uwielbiałam je całym sercem.
Jednak w tej chwili jedyną osobą,która mogła mnie pocieszyć była
zdecydowanie zbyt daleko abym mogła wtulić się w jego silne
ramiona.
-Tutaj się schowałaś,małpo!-Viola wpadła do
sypialni. Starałam się uśmiechnąć lecz na marne. Jedynym
pocieszeniem była bezpośredniość szatynki. Po mimo tego samego
zamieszania wciąż pozostała sobą-uroczą arogantką z nutką
słodyczy. Ludmi była identyczna. Oczywiście pod względem
charakteru. Na zewnątrz różniły się diametralnie. Gdybym nie
znała ich tyle czasu nigdy nie powiedziałabym,że są spokrewnione.
Cała trójka nie była do siebie
podobna. Ludmiła była długonogą blondynką-najstarsza z 'miotu'.
Maxi jako 'ten drugi' był odwrotnością starszej siostry-niski
brunet z uroczymi dołeczkami. Najmłodszą z rodzeństwa była
Violetta. Wzrostem równała się z moim mężem,miała tylko
jaśniejsze włosy.
-Jak długo masz jeszcze zamiar siedzieć w
łóżku?-szatynka usiadła obok mnie.-Minęły trzy miesiące.-nie
patrzyłam na nią. To było za trudne.-Maxi chciałby...
-Chciałby abyś ruszyła swoje wielkie dupsko z
łóżka,z którego nie schodzisz się od jego śmierci.-jak zawsze
pomocna Lu weszła do sypialni i zajęła miejsce po drugiej stronie.
-To był mój mąż.-odezwałam się cicho,po
dłuższej chwili.-A wasz brat. Dacie mi go opłakiwać po
swojemu?-spytałam,zanosząc się płaczem.
-Naty,to był nasz brat wiemy co...-blondynka chyba
starała się mnie udobruchać. Na marne.
-Nie!-krzyknęłam i natychmiast zeskoczyłam z
łóżka. Musiało wyglądać to dosyć komicznie,zaważywszy na
twarzach śmiech dziewczyn.-Co wy wiecie o małżeństwie?!-wybuchłam.
Po raz pierwszy od trzech miesięcy podniosłam głos.-Ty Violetta!
Byłaś z tym słynnym Leonem w liceum przed przeprowadzką
,prawda?-przytaknęła ruchem głowy.- Twój najdłuższy związek
trwał rok na dodatek z tym kretynem Tomasem! A teraz? Masz
okazjonalne schacki z Verdasem,spędzasz z nim dwie godziny dziennie
w łóżku,ale podobno tak go kochasz! A ty Ludmiła?! Jesteś po
dwóch rozwodach z Federico i znowu do siebie wracacie! Nie macie
pojęcia czym jest szczęśliwe małżeństwo!-rozpłakałam się. Po
raz kolejny to wróciło. Smutek stawał się nie do zniesienia. Nie
znikał z czasem. Miałam wrażenie,że tylko się pogłębia.
Upadłam na drewnianą podłogę. Nie chciałam się
podnosić. Dalsza walka była bezsensowna. Straciłam wszystko co
było dla mnie ważne.
-Już czas.-spojrzałam dziwnie na Viole. Wiem,że
nie powinnam tego mówić ,ale jej twarz wcale nie robiła się
czerwona ze złości. Wyrażała smutek. Nic więcej.-Maxi napisał
do ciebie list. I powiedział Nam...-zadrżał jej głos.
-Że mamy dać Ci go kiedy uznamy to za
stosowne.-dokończyła za nią Lu.
-Co?-wychlipałam. Milczały. Do swoich słabych rąk
dostałam biały skrawek papieru.
To było pismo Maxiego. Wszędzie bym jej poznała.
Droga Natalio!
Nie uważasz,że to chore? Ja nie
żyje. A Ty? Czytasz list napisany przez Twojego zmarłego na
raka,męża. Świat jest piękny prawda,kochanie? Wiem,że teraz tego
nie zauważasz. Tęsknisz za mną. Rozumiem. Uwierz mi,że
gdziekolwiek jestem jest tu bez Ciebie pusto. Ale proszę Cię nie
pozwól aby to,że nie mogę Cię dotknąć ,pocałować stanęło Ci
na drodze do szczęścia. Wiesz,że zawsze jestem. Zawsze byłem i
zawsze będę. To w Twoim sercu jest moje miejsce. Nic i nikt tego
nie zmieni.
Proszę Ci ukochana,weź się w garść dla
mnie. A przede wszystkim dla tej wspaniałej istoty,która jest w
Tobie. Jestem naprawdę szczęśliwy z tego powodu. Żałuję
tylko,że nie zobaczę jego pierwszych korków,ledwie wypowiedzianych
słówek. Proszę opowiedz mu kiedyś bajkę jakim dziwakiem był
jego tata. Naucz śpiewać tak pięknie jak robił to mój
Anioł,którym byłaś Ty. Jeżeli będzie chciał zachęć go nauki
tańca. Czuje,że będzie w tym świetny. A przede wszystkim mów mu
często,że go kocham,dobrze?
Jesteś najjaśniejszą gwiazdą,wykorzystaj
to.Najpiękniejszą kobietą na świecie. Żyj,bądź szczęśliwa.
Kiedyś na pewno się spotkamy. Gwarantuje Ci to.
Będziesz wspaniałą mamą. Wiem to. Wybacz mi,że
taki krótki. Dobrze wiesz,że nie jestem dobry w pisaniu.
Na zawsze Twój,Maxi ♥
P.S. Kocham Cię
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od jego
śmierci, kąciki moich ust powędrowały do góry.
-Dziewczyny muszę Wam coś powiedzieć.-wystarczyło
jedno spojrzenie. Wiedziałam,że nie zostawią mnie samą. Nie
teraz. Nie w takiej chwili.Kochałam je i zrobiłabym dla nich
wszystko.-Jestem w czwartym miesiącu ciąży-widziałam szok na ich
twarzach. Zdawałam sobie sprawy z tego co przed chwilą
powiedziałam,-Maxi wiedział. To jego dzieci.-po zarumienionych
policzkach Violetty spłynęła jedna łza.
-Zostanę ciocią!-wrzasnęła rzucając mi się na
szyje. Ludmiła po chwili dołączyła do uścisku. Od teraz wszystko
musi być dobrze. Będę silna. Dla niego.
Maxi zmienił mnie.
Kochałam swoją samotność. On mi ją zabrał. Ale
w zamian dał mi coś cenniejszego. Swoją miłość,która będzie
ze mną już zawsze. Dzięki niemu już nigdy nie będę sama,nie
potrafiłabym.
~♣~
Co ja mam mówić? Boska <3 Masz talent...i tyle ;P
Tak, tak. Nie. Berry to nie leń. Po prostu zepsuł się internet... Ola... Jutro ♥
Postaram się coś nabazgrać... Dodam pewnie jutro takie krótkie... : ) Bo muszę!
Więc ja idę "spać"... ;***
Widzimy się w następnym ;D
A tu macie mojego tumblr' a :
KLIK
spamować.. co tam sobie chcecie ;3
P.S. Nie wiem co mam zrobić, żeby linki do blogów dziewczyn działały :// Kolejny crash bloggera?
P.P.S. Dziękuje za ponad 16.000 wyświetleń! Jesteście kochani ☺ ♥
~♣~
Co ja mam mówić? Boska <3 Masz talent...i tyle ;P
Tak, tak. Nie. Berry to nie leń. Po prostu zepsuł się internet... Ola... Jutro ♥
Postaram się coś nabazgrać... Dodam pewnie jutro takie krótkie... : ) Bo muszę!
Więc ja idę "spać"... ;***
Widzimy się w następnym ;D
A tu macie mojego tumblr' a :
KLIK
spamować.. co tam sobie chcecie ;3
P.S. Nie wiem co mam zrobić, żeby linki do blogów dziewczyn działały :// Kolejny crash bloggera?
P.P.S. Dziękuje za ponad 16.000 wyświetleń! Jesteście kochani ☺ ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)